Jestem uczciwym człowiekiem, nie jestem stroną afery hazardowej - oświadczył w czwartek biznesmen Ryszard Sobiesiak przed hazardową komisją śledczą.

"Od ponad pięciu miesięcy ja, moja rodzina i należące do mnie firmy jesteśmy przedmiotem kampanii oszczerstw i nagonki medialnej. Bez mojej winy i woli nazwisko Sobiesiak stało się instrumentem walki politycznej, prowadzonej bez szacunku dla prawdy czy dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości" - mówił Sobiesiak przed komisją w swobodnej wypowiedzi.

Jak zapewnił, jest człowiekiem uczciwym, "nie mającym związku z tym, co funkcjonuje w obiegu publicznym jako afera hazardowa". "Nie jestem stroną waszej afery, całe swoje życie uczciwie zarabiałem na chleb swoją ciężką pracą" - podkreślił.

Przekonywał, że "ani w tej, ani w innej sprawie nikogo nie korumpował i nikomu nic nie dawał w zamian".

"Jako przedsiębiorca muszę codziennie radzić sobie w absurdalnym świecie wzajemnie sprzecznych przepisów prawnych, pracowicie tworzonych przez posłów i zwalczać bezprawne decyzje podejmowane przez bezmyślnych urzędników, opłacanych także z moich podatków" - dodał Sobiesiak.

Sobiesiak: nic nie wiem o przecieku, afery nie było

Sobiesiak oświadczył, że nie ma żadnej wiedzy na temat przecieku związanego z - jak mówił - "nieistniejącą" aferą hazardową.

"Pytanie: kto jest większym zagrożeniem dla Polski? Ja, lokalny przedsiębiorca, czy szef służb specjalnych łamiący prawo, zakładający nielegalne podsłuchy, wydający biliony z budżetu państwa na udowodnienie bzdur. Kto szkodzi bardziej?" - pytał Sobiesiak w swobodnej wypowiedzi.

Byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego nazwał funkcjonariuszem opłacanym z podatków, "plującym na tych, którzy składają się na jego pensję".

Dodał, że znalazł się przed komisją, bo walcząc o swoje interesy wszedł do świata zastrzeżonego polityków. "W tym świecie obowiązują inne zasady. Zasady, których nie znałem. (...) Tutaj kłamstwo, pomówienie, zła wola zastępują argumenty, dowody i racje" - powiedział.

Sobiesiak: o Kamińskim należy mówić Mariusz K.

Sobiesiak powiedział, że o b. szefie CBA Mariuszu Kamińskim należy mówić "Mariusz K.", bo toczą się przeciwko niemu postępowania prokuratorskie, a w jednej sprawie ma zarzuty. Pytał posłów PiS, czy nie wstydzą się tego.

"Zgodnie z prawem należy o nim mówić Mariusz K." - mówił w swobodnej wypowiedzi Sobiesiak.

"Aż kusi mnie, aby w tym momencie spytać panią poseł Kempę i pana Wassermanna. Nie wstydzicie się państwo, że macie znajomego pana Mariusza K. z prokuratorskimi zarzutami? Czy taki stan rzeczy was nie dyskredytuje?" - powiedział i dodał, że Kamiński "okłamał prawo" wielokrotnie.

"Zaczynając od zera doszedłem do czegoś. W USA takich ludzi szanuje się, odwrotnie niż w naszym kraju"

Dodał, że przez Kamińskiego został wykreowany na "strasznego człowieka". "Nikt nie powiedział o mnie jednego przyzwoitego słowa - zaznaczył. Mówił, że gdyby był zwykłym biznesmenem, a nie związanym z branżą hazardową, to cała ta historia nie byłaby wiarygodna, ciekawa ani groźna dla osób, które były jego celem.

Dodał, że jest prostym człowiekiem, który ciężką pracą i uporem, wyrzeczeniami i determinacją doszedł do majątku. "Zaczynając od zera doszedłem do czegoś. W USA takich ludzi szanuje się, odwrotnie niż w naszym kraju" - powiedział.

Oświadczył, że jest też człowiekiem, który "cudzego nie weźmie, ale ze swojego za darmo nie odda nawet złotówki". Dodał, że z czasów, kiedy pracował na swój majątek do dzisiaj, została mu jeszcze "pogarda do głupich, tępych, albo skorumpowanych urzędników, którzy z zawiści lub chciwości próbują odebrać mu krwawice powołując się na przepisy".



Sobiesiak: w prokuraturze nie ujawniłem źródła przecieku

Sobiesiak oświadczył, że zeznając w prokuraturze w sprawie tzw. afery hazardowej nie mógł ujawnić źródła przecieku, bo o całej sprawie dowiedział się z mediów 1 października.

Sobiesiak powiedział w swojej swobodnej wypowiedzi, że "Rzeczpospolita", która przed kilkoma dniami pisała o jego styczniowym przesłuchaniu w prokuraturze, nie opublikowała całego tekstu protokołu z przesłuchania, tylko - jak uważa - "kłamliwe streszczenie plus komentarze, które uruchomiły oszczerczą kampanię".

"Rzeczpospolita" opublikowała zeznania, jakie Sobiesiak złożył w prokuraturze. Wynika z nich, że podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku, które dotyczyło pracy Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena w zarządzie Totalizatora Sportowego, Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) miał jej powiedzieć, by lepiej nie ubiegała się o stanowisko członka zarządu TS, bo "są donosy" na jej "tatusia".

"Chcę kategorycznie stwierdzić: nie ujawniłem w prokuraturze rzekomego przecieku, bo nie miałem pojęcia o akcji CBA przed 1 października prowadzonej wobec mnie" - oświadczył Sobiesiak. Podkreślił, że nigdy nie mówił, iż były szef gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego Marcin Rosół ostrzegł jego lub jego córkę o podsłuchach CBA. Dodał, że nie wiedział nic na temat podsłuchów założonych na jego telefony.

Zaznaczył, że jego córka po spotkaniu z Rosołem 24 sierpnia 2009 roku w kawiarni "Pędzący Królik", ani później nie informowała go o działaniach CBA. "Mówię te słowa, mając świadomość, że zeznaję pod przysięgą" - dodał.

"Znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat"

"Moje wypowiedzi o "KGB i CBA" były komentarzem do manii podsłuchiwania wszystkich i wszystkiego. Nawiasem mówiąc, jak się okazało, nie pomyliłem się" - powiedział biznesmen. Nawiązał w ten sposób do znajdujących się w stenogramach CBA cytatów z jego rozmowy z Janem Koskiem 27 sierpnia 2009 roku, podczas której mówił: "Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA - jak się spotkamy to ci powiem - donosów było tyle".

Sobiesiak zeznał że donosy, o których mowa, a które skłoniły jego córkę do wycofania się z konkursu o stanowisko w Totalizatorze Sportowym, są - jego zdaniem - codziennością w branży hazardowej. Dodał, że wiedział, iż do Ministerstwa Finansów i innych urzędów wielokrotnie wpływały nieprawdziwe donosy na jego temat. "Wiem o tych faktach, bo za każdym razem byłem sprawdzany i za każdym razem okazywało się, że rzekome rewelacje były zmyślone" - dodał.

Sobiesiak odniósł się też do cytowanych przez "Rz" jego zeznań w prokuraturze w sprawie długości znajomości ze Zbigniewem Chlebowskim, Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną. Sobiesiak - jak podała "Rzeczpospolita" - powiedział w prokuraturze, że Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna "byli jego kolegami". "Znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat" - cytowała zeznania Sobiesiaka gazeta.

"Moje wypowiedzi na temat długości okresu znajomości z politykami, które stały się początkiem kłamliwych twierdzeń "Rzeczpospolitej", nie są sprzeczne z tymi, które komisja słyszała od panów Schetyny oraz Drzewieckiego" - powiedział w czwartek biznesmen.

Powiedział, że staje przed komisją mając świadomość, że część osób już wydała na niego wyrok. "Ale zanim mnie powiesicie, posłuchajcie, co mam do powiedzenia w tej sprawie" - mówił Sobiesiak.



Sobiesiak: byłem po imieniu ze Schetyną, Drzewieckim, Chlebowskim

Sobiesiak powiedział, że znał Grzegorza Schetynę, Mirosława Drzewieckiego Zbigniewa Chlebowskiego, był z nimi po imieniu, tak jak "z tysiącami ludzi, których spotkał na swojej drodze".

"Czy znam dobrze Schetynę, Drzewieckiego i Chlebowskiego? Posłowie z komisji dopytywali się szczegółowo o charakter znajomości ze mną przesłuchiwanych polityków. Ja odpowiem tak: znałem ich, byłem po imieniu, jak z tysiącami ludzi, których spotkałem na swojej drodze" - podkreślił Sobiesiak w czasie swobodnej wypowiedzi.

"Nie dzwoniliśmy do siebie na urodziny, oni do mnie też nie dzwonili. Nie dawaliśmy sobie prezentów, nie wiem, kto z nich ma w domu psa, a kto kota, nie interesowało mnie to" - dodał biznesmen.

Nawiązał przy tym do swych wcześniejszych zeznań w prokuraturze, które w ubiegłym tygodniu opublikowała "Rzeczpospolita". Wyjaśniał, że gdy prokuratorzy pytali o to, jak długo zna Schetynę i Drzewieckiego, odpowiedział "tak jak mu się wydawało". "Nie zapamiętam, jak zapisano moją odpowiedź, ale brzmiała ona: około 15, 16, 20 lat. Co to oznacza? Że znam ich długo" - powiedział Sobiesiak.

Przyznał, że "istotnie załatwiał miejsce na święta dla najlepszego, polskiego koszykarza w Zieleńcu poprzez żonę pana Schetyny". (O tym, że żona prosiła o załatwienie miejsce w ośrodku należącym do Sobiesiaka dla Adama Wójcika, "znanego koszykarza, kapitana reprezentacji Polski, wiele lat grającego w Śląsku Wrocław", mówił przed komisją szef klubu PO Grzegorz Schetyna). "Rozmawiałem dwa lub trzy razy przez telefon w tej sprawie. We wcześniejszym okresie miałem z nią częstszy kontakt z racji jej aktywności we władzach Śląska Wrocław, ale charakter tych relacji był wyłącznie sportowy" - zapewniał biznesmen.

"Nie był ani pan Schetyna, ani pan Drzewiecki, lub członków ich rodzin nie widziałem"

Jeśli chodzi o żonę Drzewieckiego, to - jak zeznał Sobiesiak - poznał się z nią "chyba w Łodzi". "Nasze kontakty były dość incydentalne i miały związek z wydarzeniami towarzyskimi, w których uczestniczyło pół Łodzi" - ocenił świadek.

O żonie Chlebowskiego mówił, że widział ją "na imprezie sylwestrowej w Zieleńcu" i - według niego - "był to jedyny kontakt".

Zapewnił ponadto, że z tego, co wie "w żadnej z firm, w której był lub jest udziałowcem lub wyłącznym właścicielem nie było nikogo z członków rodzin polityków". "I nie wiem także, aby którykolwiek z moich kontrahentów miał takie związki" - dodał Sobiesiak.

W jego ośrodku w Zieleńcu natomiast - jak przekonywał - "był tylko pan Chlebowski". "Nie był ani pan Schetyna, ani pan Drzewiecki, lub członków ich rodzin nie widziałem" - zaznaczył biznesmen.

Zeznał również, że nie zna b. wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda. "Nigdy z nim nie rozmawiałem ani nie telefonowałem do niego, podobnie jak nie znam większości posłów, senatorów i urzędników. Niezależnie od przynależności partyjnej, nie dążę do poznawania ich, nie szukam specjalnych kontaktów, nie finansowałem partii politycznych ani poszczególnych polityków" - przekonywał Sobiesiak.



Sobiesiak o decyzji administracyjnej i interwencji u Chlebowskiego

Sobiesiak ocenił w czwartek przed hazardową komisją śledczą, że gdy w sierpniu 2008 roku interweniował u Zbigniewa Chlebowskiego ws. decyzji administracyjnej dotyczącej jego firmy, ówczesny szef klubu PO "miał obowiązek" z nim o tym rozmawiać.

W swojej swobodnej wypowiedzi przed hazardową komisją śledczą Sobiesiak relacjonował swoje działania po decyzji administracyjnej Ministerstwa Finansów w sprawie nieprzedłużenia pozwolenia na działalność jednej z jego firm.

"W 2007 roku urzędnik Ministerstwa Finansów wydaje decyzję administracyjną na niekorzyść spółki, w której jestem jednym ze wspólników. Nie akceptuję motywów takiej decyzji (...) składam odwołanie" - powiedział Sobiesiak. Jak zaznaczył, w czasie trwania postępowania administracyjnego postanowił "zainteresować sprawą znane mu osoby", w tym Zbigniewa Chlebowskiego.

"Czy poseł Chlebowski miał prawo rozmawiać ze mną? Nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek" - mówił. "Wiedziałem, że poseł ma obowiązek przynajmniej mnie wysłuchać, a ja mam prawo o to wysłuchanie poprosić i z tego prawa skorzystałem" - dodał biznesmen.

"Ja poradzę sobie bez jednej spółki, ale powiedzcie ludziom, których musiałem zwolnić, aby w czasie szalejącego kryzysu znaleźli sobie nową pracę, bo jakiś urzędas ma takie widzimisię, mimo że prawo mówi coś innego" - mówił.

"Jak wiecie z podsłuchów, interweniowałem bez skutku. Czy to dowód na moje potężne wpływy w Platformie?" - pytał Sobiesiak.

"Moje straty są moją prywatną sprawą, ale ile stracił budżet. Ile podsłuchów CBA można by sfinansować, ile willi w Kazimierzu można by było kupić"

Zwrócił także uwagę, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wyrokiem z 2009 roku uchylił decyzję ministra finansów i zasądził na rzecz Sobiesiaka od Skarbu Państwa 16,4 tys. złotych. "W ten sposób wiceministrowi Jackowi Kapicy udało sie zmarnować wiele miesięcy życia wielu osób i sporo pieniędzy z budżetu" - ocenił biznesmen.

"Moje straty są moją prywatną sprawą, ale ile stracił budżet. Ile podsłuchów CBA można by sfinansować, ile willi w Kazimierzu można by było kupić" - ironizował Sobiesiak.

Jego zdaniem, "smutne to i groteskowe", kiedy "szef służby specjalnej (były szef CBA Mariusz Kamiński - PAP) nie wie, albo nie chce wiedzieć, czego dotyczyła interwencja, o której rozmawiałem z Chlebowskim". "Jestem pewien, że doskonale wiedział, ale kłamie, bo było mu tak wygodnie" - ocenił Sobiesiak.

W materiałach CBA dotyczących przebiegu prac nad zmianami w ustawie hazardowej jest cytat z rozmowy Zbigniewa Chlebowskiego z Sobiesiakiem z sierpnia 2008 roku, podczas której Chlebowski mówi: "Z tobą na 90 proc. Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem". Cytat ten został umieszczony w kontekście starań Sobiesiak o wykreślenie z projektu zmian w ustawie hazardowej zapisów o dopłatach do gier, ale podczas swojego przesłuchania Kamiński przyznał, że ta rozmowa nie dotyczyła tej sprawy, ale decyzji administracyjnej w sprawie firmy Sobiesiaka.



Sobiesiak: dopłaty do gier to był "głupi" pomysł

Ryszard Sobiesiak ocenił, że plan wprowadzenia dodatkowych dopłat do gier hazardowych był "chorym" i "głupim" pomysłem.

Sobiesiak w swojej swobodnej wypowiedzi przywołał nowelizację ustawy hazardowej z 2003 r. (zalegalizowała ona m.in. automaty do gier), która - jego zdaniem - zaczęła traktować hazard na równi z każdą inną branżą gospodarki. Dodał, że dzięki temu można było płacić podatki, zatrudniać ludzi i inwestować w rozwój. "Wszystko na podstawie wydawanych koncesji i licencji rządowych" - powiedział.

Dodał, że mimo to pojawił się "chory" i "głupi" pomysł wprowadzenia dopłat do gier na tej samej zasadzie, jak to mam miejsce w przypadku Totalizatora Sportowego.

"Tyle że tam mamy do czynienia z jedną operacją. Kupujący płaci za los i tyle. W kasynie czy salonie gry mamy do czynienia z setkami operacji. Klienci wpłacają i wypłacają pieniądze z żetonów. Mogą przegrać, mogą wygrać, mogą obstawić dalej. Na każdą taką operację pan Kapica (wiceminister finansów Jacek Kapica - PAP) chciał nałożyć dopłatę. Nie interesowało go, ile będzie kosztować stworzenie systemu rejestrującego, jak wielką przestrzeń do nadużyć otworzy" - powiedział.

"Od początku mówiliśmy - podnieście podatki. To tańszy sposób na dodatkowe wpływy do budżetu"

"Od początku mówiliśmy - podnieście podatki. To tańszy sposób na dodatkowe wpływy do budżetu" - dodał.

Sobiesiak ocenił, że Kapica "chciał wysadzić na raz kilkaset tysięcy ludzi i budżet". Jego zdaniem "efekty pracy" wiceministra "są już dzisiaj widoczne na rynku", a za kilka miesięcy "zacznie się debata nad szukaniem nowych źródeł dla budżetu, bo potrzeba pieniędzy na ważne cele".

Pamiętajcie - zwrócił się do posłów komisji - "że budżet traci codziennie dziesiątki milionów podatków, które od roku 2003 regularnie wpływały do kasy państwa". "Dzisiaj przestają wpływać, bo pan Kapica chciał wprowadzić głupi przepis o dopłatach. Ponieważ mu się to nie udało, wprowadził takie przepisy, które de facto oznaczają likwidację tej branży" - powiedział biznesmen.

Przebiegu prac nad projektem noweli ustawy o grach i zakładach wzajemnych w kontekście rezygnacji z zapisów o dopłatach dotycząc materiały CBA, które w sierpniu 2009 roku przedstawił premierowi ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński. Zdaniem Kamińskiego na wykreśleniu dopłat budżet państwa straciłby ok. 500 mln złotych. Po ujawnieniu tzw. afery hazardowej - jesienią 2009 roku - prace nad projektem zostały wstrzymane, została przygotowana i uchwalona nowa restrykcyjna ustawa o grach hazardowych.



Sobiesiak: nigdy nie lobbowałem nielegalnie

Sobiesiak powiedział, że nigdy nielegalnie nie nakłaniał żadnego polityka do zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych czy w jakiejkolwiek innej ustawie.

Według materiałów CBA, Sobiesiak oraz inny biznesmen branży hazardowej Jan Kosek mieli lobbować u polityków PO Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego na rzecz wykreślenia z projektu noweli ustawy hazardowej zapisów o dopłatach do gier na automatach, na czym budżet państwa mógł stracić ok. 500 mln złotych rocznie.

Sobiesiak zaznaczył, że manipulacją, jakiej dopuścił się były szef CBA Mariusz Kamiński, było rozpowszechnienie informacji o tym, że on próbował w sposób bezprawny wpływać na kształt ustawy o grach i zakładach wzajemnych.

"Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań"

"Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań. Znam Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetynę. Nigdy - i mówię to z całą stanowczością i przekonaniem - nie namawiałem żadnego z nich ani żadnego innego polityka, aby nielegalnie wpływał na stanowisko prezentowane w sprawie dopłat czy też w jakiejkolwiek innej sprawie ustawowej" - zeznał Sobiesiak.

Sobiesiak podkreślił, że jego kontakty z politykami były zgodne z wymogami, jakie na takie relacje nakłada ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora.

"Mówiono, że politycy byli na moje posyłki. Nikogo nigdzie nie posyłałem, niczego nie sprywatyzowałem, nie zarobiłem na państwowych przetargach, do swojego majątku doszedłem ciężką pracą, to powód do dumy, a nie potępienia, które jest dzisiaj moim udziałem" - podkreślił.



Sobiesiak: prosiłem Drzewieckiego o pomoc w znalezieniu pracy dla córki

Sobiesiak powiedział, że prosił znajomych, m.in. b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, o pomoc w znalezieniu "ciekawej" pracy dla jego córki, Magdaleny.

"Minister Drzewiecki poza przyjęciem i pochwaleniem CV mojej córki nic w tej sprawie nie zrobił. Gdy pojawiły się ogłoszenia o konkursie w Totalizatorze (Sportowym), moja córka złożyła odpowiednie dokumenty i zamierzała zgodnie z obowiązującą procedurą wziąć udział w konkursie. Wycofała się, gdy okazało się, że ja jestem przeszkodą, ponieważ zajmuję się hazardem. Są na mnie donosy i nazwisko moje może być przeszkodą w ubieganiu się o tę funkcję" - powiedział.

Dodał, że dla byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego te donosy oznaczają przeciek o akcji CBA dotyczącej tzw. afery hazardowej. "Dla mnie były one codziennością pracy w hazardzie. Niestety, część osób pracujących w tej branży wierzy w cudowną moc likwidowania konkurentów za pomocą donosów" - powiedział.

Dodał, że kłamstwem jest też sugestia Kamińskiego, że chciał "opanować" Totalizator Sportowy, a nie znaleźć pracę dla córki. "Od kiedy wspieranie ambicji zawodowych dzieci i prośby o pomoc w znalezieniu ciekawej pracy są przestępstwem?" - pytał retorycznie śledczych.

"Oświadczam kategorycznie, że działania osób publicznych na rzecz mojej córki ograniczyły się wyłącznie do deklaracji pomocy, za którymi nie poszły żadne realne czyny. (...) Jedyne, czym dysponuje Mariusz Kamiński, to są jego własne insynuacje i pomówienia" - powiedział Sobiesiak.

Sobiesiak: spotkanie na cmentarzu dotyczyło działacza PO

Biznesmen Ryszard Sobiesiak zeznał w czwartek przed hazardową komisją śledczą, że jego spotkanie 31 sierpnia 2009 r. na cmentarzu w Marcinowicach z ówczesnym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim dotyczyło interwencji w sprawie działacza PO w Czorsztynie.

"Dzisiaj nie pamiętam dokładnie przebiegu tej rozmowy, ale na prośbę mojego przyjaciela w tym okresie próbowałem przekonać pana Chlebowskiego do zajęcia się sprawą działacza PO w Czorsztynie" - mówił Sobiesiak w swobodnej wypowiedzi.

Biznesmen opowiedział jak doszło do spotkania w Marcinowicach w sierpniu 2009 roku. Powiedział, że początkowo z Chlebowskim umówił się na Bielanach Wrocławskich, jednak z racji tego, że jemu nie pasowała godzina i miejsce spotkania, a sam nie mógł się dodzwonić do Chlebowskiego, to poprosił wspólnego znajomego o przekazanie tej informacji ówczesnemu szefowi klubu PO.

"Nieprawdziwą jest informacja przekazana przez pana Kamińskiego, że kluczyliśmy między grobami"

Następnie - jak mówił - mieli się spotkać na stacji paliw w Marcinowicach. "Stojąc na stacji zauważyłem, iż Zbigniew Chlebowski przejechał obok, zaparkował samochód przy cmentarzu i ruszył w moim kierunku" - relacjonował Sobiesiak. Dodał, że on także zaczął zmierzać w jego kierunku i ostatecznie spotkali się przed wejściem na cmentarz.

Opowiadał, że Chlebowski zaproponował, by się przeszli i wtedy dowiedział się, że na tym cmentarzu znajduje się grób jego zmarłej siostry.

"Nieprawdziwą jest informacja przekazana przez pana Kamińskiego, że kluczyliśmy między grobami" - zaznaczył Sobiesiak.

Relacjonował, że Chlebowski poszedł na grób swojej siostry, a po chwili obaj wrócili do swoich samochodów. "W tym czasie przekazałem mu prośbę dotyczącą działacza PO, prosząc go o interwencję" - zeznał biznesmen.

Jego zdaniem, dokonano manipulacji na temat okoliczności jego spotkania z Chlebowskim. "Dla zwolenników tej teorii spiskowej miejsce spotkania stanowi kolejny dowód na poparcie tezy, że jest coś podejrzanego w moim zachowaniu" - mówił. "Gdyby pan Kamiński siedział za czasów inkwizycji, zapewne zostalibyśmy oskarżeni o czary i spaleni na stosie" - powiedział Sobiesiak.



Sobiesiak: Schetyna miał prawo zeznać, że zna mnie od 2003 r.

Biznesmen Ryszard Sobiesiak powiedział w czwartek przed hazardową komisją śledczą, że były szef MSWiA Grzegorz Schetyna (PO) miał prawo powiedzieć w czasie swojego przesłuchania, że zna go od 2003 roku.

Były wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna powiedział przed komisją śledczą ds. tzw. afery hazardowej, że Sobiesiaka zna od 2003 r., a znajomość "intensywnie" trwała do 2005 roku. Jak zeznał, w latach 2003-2005 współpracował z Sobiesiakiem w piłkarskim klubie sportowym Śląsk Wrocław. Schetyna od 1994 do 2006 roku zajmował się prowadzeniem klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław.

Kilka dni temu "Rzeczpospolita" opublikowała zeznania, jakie Sobiesiak złożył w prokuraturze w styczniu. Dziennik napisał, że miał on m.in. zeznać, że zna Schetynę od 20 lat.

"Taki stan trwał od roku 2003 do roku 2005, kiedy to piłkarze awansowali do drugiej ligi i sytuacja w klubie się ustabilizowała"

Sobiesiak mówił w swobodnej wypowiedzi przed komisją, że przez szereg lat był zawodnikiem klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław, a następnie grał w piłkę nożną poza granicami kraju. Jak powiedział, próbował też swoich sił jako trener w Austrii. "Po zakończeniu czynnej kariery sportowej, nie chcąc rozstawać się ze sportem stałem się jednym z udziałowców klubu Śląsk Wrocław" - zaznaczył. Zwrócił uwagę, że w sezonie 1999-2000 klub piłkarski Śląsk Wrocław wywalczył awans do pierwszej ligi, a on zrezygnował wtedy z funkcji szefa zarządu klubu, pozostawiając sobie nadal udziały w nim.

Jak zeznał, z kolei w sezonie 2002-2003 klub piłkarski spadł do trzeciej ligi. "Stąd też pojawił się pomysł, aby w celu ratowania klubu połączyć siły z klubem koszykarskim. Wtedy poznałem bliżej pana Schetynę, którego wcześniej znałem jako wicewojewodę, którego okazjonalnie kilka razy widziałem na tych samych masowych imprezach" - zeznał Sobiesiak. Schetyna pełnił funkcję wicewojewody wrocławskiego w latach 1991-1992.

Jak podkreślił Sobiesiak, dlatego miał prawo powiedzieć w czasie przesłuchania w prokuraturze, że znał Schetynę 20 lat a Schetyna mógł stwierdzić w czasie przesłuchania przed komisją śledczą, że zna go od roku 2003 r.

Sobiesiak powiedział, że zgodnie z umową zawartą pomiędzy klubami Śląska Wrocław, klub koszykarski miał przejąć prowadzenie i zarządzanie klubem piłkarskim. "Taki stan trwał od roku 2003 do roku 2005, kiedy to piłkarze awansowali do drugiej ligi i sytuacja w klubie się ustabilizowała" - zaznaczył.

"Nie płaciłem za żadne zobowiązania pana Schetyny ani pan Schetyny nie płacił za moje zobowiązania"

"Wtedy bliższa współpraca pomiędzy klubami ustała. Moje w miarę intensywne kontakty a panem Schetyną stały się sporadyczne. Po 2007 roku ustały zupełnie, jeśli nie liczyć jednego spotkania na lotnisku (29 września 2008 roku - PAP)" - zeznał biznesmen.

Sobiesiak potwierdził zeznanie Schetyny, że na tym spotkaniu prosił Schetynę o interwencje w sprawie klubu Śląsk Wrocław. "Czy było to nielegalne? Nie, nie było. Chodziło o klub, który jest mi bliski podobnie jak panu Schetynie" - powiedział.

Jak podkreślił ponadto, nie było żadnych rozliczeń finansowych między nim a Schetyną, żoną Schetyny lub kimkolwiek innym z nimi związanym. "Nie płaciłem za żadne zobowiązania pana Schetyny ani pan Schetyny nie płacił za moje zobowiązania. Każda operacja finansowa w ramach klubu była jawna, wielokrotnie kontrolowana przez służby finansowe" - zaznaczył.



Posłowie pytają; Sobiesiak odmawia odpowiedzi

Poseł PO Jarosław Urbaniak rozpoczął rundę pytań hazardowej komisji śledczej do biznesmena Ryszarda Sobiesiak. Ten odmawia odpowiedzi na kolejne pytania.

Urbaniak pytał m.in. czy Sobiesiak podtrzymuje zeznania złożone w prokuraturze, kiedy poznał szefa klubu PO Grzegorza Schetynę i ile razy spotykał się ze Schetyną w latach 2008-2009. "Co było przedmiotem pana rozmowy z Grzegorzem Schetyną na lotnisku we Wrocławiu" - dopytywał poseł PO. "Nie mam nic więcej do dodania w tej sprawie" - odpowiedział Sobiesiak.

Dlaczego przed rozmową na lotnisku z Grzegorzem Schetyną rozmawiał pan z Janem Koskiem (innym biznesmenem z branży hazardowej - PAP)? - dalej pytał Urbaniak. Wyjaśniłem te sprawy w mowie wstępnej. Odmawiam, nic więcej nie powiem - powiedział Sobiesiak.

Przewodniczący komisji śledczej Mirosław Sekuła (PO) zwrócił się więc do sejmowego biura legislacyjnego w tej sprawie.

"Mówił pan, że niejaki Sławek ma przygotować jakieś wyliczanki. O jakie wyliczanki chodzi?"

Sejmowy prawnik wyjaśnił, że ustawa o sejmowej komisji śledczej daje świadkowi możliwość uchylenia się od odpowiedzi na pytania w sytuacji, kiedy świadek stwierdzi, że odpowiedź może grozić odpowiedzialnością za przestępstwo lub przestępstwo skarbowe. Gdyby świadek był podejrzany w sprawie podobnej do tej jaką bada komisji lub miał postawione zarzuty, to wówczas mógłby w ogóle odmówić zeznań. Zdaniem sejmowego prawnika, skoro Sobiesiak "nie jest podobnej sprawie osobą podejrzaną i nie ma postawionych zarzutów", nie ma możliwości odmówienia en block odpowiedzi na pytania.

Dodał także, że jeśli komisja uzna, że odmowy na pytania są bezpodstawne, może wystąpić do sądu okręgowego o ukaranie świadka karą porządkową.

Urbaniak wrócił więc do pytań i dopytywał się o rozmowę Sobiesiaka z 29 września 2009 z Koskiem. "Mówił pan, że niejaki Sławek ma przygotować jakieś wyliczanki. O jakie wyliczanki chodzi?" - pytał poseł PO.

"Nie mam nic więcej do dodania. Ogólnie wszystko powiedziałem w słowie wstępnym" - odpowiadał konsekwentnie Sobiesiak. Gdyby pan powiedział wszystko nie zadawałbym pytań - odparł Urbaniak.

Sobiesiak nie odpowiadał także na pytania kolejnych posłów.



Stefaniuk podziękował Sobiesiakowi za zaproszenie na golfa

Franciszek Stefaniuk (PSL) podziękował Sobiesiakowi za zaproszenie na grę w golfa. Zapytał też, czy mógłby zabrać ze sobą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Sobiesiak na początku przesłuchania, w swej swobodnej wypowiedzi, zachwalał zalety gry w golfa i przy okazji zaprosił Stefaniuka, by kiedyś z nim zagrał. Poseł PSL, podczas wcześniejszego przesłuchania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, mówił bowiem, że nigdy nie miał okazji uprawiać tego sportu; pytał też szefa Prawa i Sprawiedliwości, czy gra w golfa. Jarosław Kaczyński odpowiedział wówczas, że nie.

"Ja na wstępie chciałbym panu podziękować za zaproszenie na golfa, tylko chciałem dopytać, czy ja mógłbym ze sobą zabrać Jarosława Kaczyńskiego, bo on taki żal wyrażał, że też nie gra w golfa?" - mówił w czwartek Stefaniuk. Pytanie to wywołało śmiech w sali. "Oczywiście" - odparł, również rozbawiony, Sobiesiak.

"Proponuję skończyć obrady, bo ja tak będę odpowiadał przez cały dzień"

"No, zaczynamy rozmawiać" - zauważył poseł PSL, komentując w ten sposób konsekwentne odmawianie odpowiedzi przez Sobiesiaka na dotychczasowe pytania posłów.

Na kolejne pytania Stefaniuka, wynikające z pracy komisji, biznesmen jednak już nie odpowiedział. "Nie mam nic więcej do powiedzenia, panie pośle" - zaznaczył.

Stefaniuk zapytał Sobiesiaka, czy będzie tak dalej się zachowywał. "Proponuję skończyć obrady, bo ja tak będę odpowiadał przez cały dzień" - odparł Sobiesiak. Stefaniuk zrezygnował z dalszych pytań.



Stefaniuk podziękował Sobiesiakowi za zaproszenie na golfa

Franciszek Stefaniuk (PSL) podziękował Sobiesiakowi za zaproszenie na grę w golfa. Zapytał też, czy mógłby zabrać ze sobą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Sobiesiak na początku przesłuchania, w swej swobodnej wypowiedzi, zachwalał zalety gry w golfa i przy okazji zaprosił Stefaniuka, by kiedyś z nim zagrał. Poseł PSL, podczas wcześniejszego przesłuchania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, mówił bowiem, że nigdy nie miał okazji uprawiać tego sportu; pytał też szefa Prawa i Sprawiedliwości, czy gra w golfa. Jarosław Kaczyński odpowiedział wówczas, że nie.

"Ja na wstępie chciałbym panu podziękować za zaproszenie na golfa, tylko chciałem dopytać, czy ja mógłbym ze sobą zabrać Jarosława Kaczyńskiego, bo on taki żal wyrażał, że też nie gra w golfa?" - mówił w czwartek Stefaniuk. Pytanie to wywołało śmiech w sali. "Oczywiście" - odparł, również rozbawiony, Sobiesiak.

"Proponuję skończyć obrady, bo ja tak będę odpowiadał przez cały dzień"

"No, zaczynamy rozmawiać" - zauważył poseł PSL, komentując w ten sposób konsekwentne odmawianie odpowiedzi przez Sobiesiaka na dotychczasowe pytania posłów.

Na kolejne pytania Stefaniuka, wynikające z pracy komisji, biznesmen jednak już nie odpowiedział. "Nie mam nic więcej do powiedzenia, panie pośle" - zaznaczył.

Stefaniuk zapytał Sobiesiaka, czy będzie tak dalej się zachowywał. "Proponuję skończyć obrady, bo ja tak będę odpowiadał przez cały dzień" - odparł Sobiesiak. Stefaniuk zrezygnował z dalszych pytań



Sobiesiakowi towarzyszy pełnomocnik, mec. Ryszard Bedryj

Dziś po godz. 10 hazardowa komisja śledcza rozpoczęła posiedzenie, na którym śledczy przesłuchuje Ryszarda Sobiesiaka.

Sobiesiakowi towarzyszy pełnomocnik, mec. Ryszard Bedryj. Nazwisko adwokata znajduje się w stenogramach podsłuchiwanych przez CBA rozmów Sobiesiaka: Sobiesiak dzwonił do Bedryja 25 sierpnia 2009 r. po tym, jak córka biznesmena, Magdalena, wycofała się z ubiegania się o stanowisko w zarządzie Totalizatora Sportowego. Sobiesiak mówił wówczas Bedryjowi: "Magda się wycofała z projektu po wczorajszym spotkaniu. Miała najlepsze papiery, ale tatusia niedobrego (...) lepiej mieć teraz spokój niż później (...) jak przyjadę to ci opowiem".

Według materiałów CBA dotyczących przebiegu prac nad zmianami w ustawie o grach i zakładach wzajemnych to właśnie na rzecz Sobiesiaka i Jana Koska mieli lobbować politycy PO Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Zarówno Chlebowski jak i Drzewiecki, którzy zeznawali już przed komisją, zaprzeczyli temu.

Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał przed komisją, że Biuro zaczęło rozpracowywać Sobiesiaka w lipcu 2008 r., a 18 lipca 2008 r. pojawiły się pierwsze rozmowy biznesmena wskazujące na jego zainteresowanie projektem noweli ustawy hazardowej.



Kamiński zwracał uwagę na zabiegi Sobiesiaka zmierzające do umieszczenia córki w Totalizatorze Sportowym

Według zeznań Kamińskiego Sobiesiak dowiedział się o zainteresowaniu Biura jego osobą pod koniec sierpnia 2009 roku w wyniku przecieku, którego ostatnim ogniwem był Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego). Kamiński przedstawił wersję, według której Rosół powiedział o akcji CBA córce Sobiesiaka, Magdalenie podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku. Według zeznań Kamińskiego po spotkaniu z Rosołem Magdalena Sobiesiak wycofała się też z ubiegania się o stanowisko członka zarządu Totalizatora Sportowego.

Kamiński podczas swoich zeznań zwracał uwagę na zabiegi Sobiesiaka zmierzające do umieszczenia córki w Totalizatorze Sportowym (jej kandydaturę do resortu skarbu zgłosił Marcin Rosół, wskazując, że rekomenduje ją ministerstwo sportu; sam Drzewiecki mówił komisji, że nie zajmował się załatwianiem pracy dla córki Sobiesiaka). Kamiński cytował rozmowę Sobiesiaka ze Sławomirem Sykuckim, byłym prezesem Totalizatora Sportowego, który mówił: "Można tak podzielić rynek, że Totalizator będzie miał pieniądze i wszyscy prywatni będą mieli, Magda tylko się musi trochę słuchać". Zdaniem byłego szefa CBA chodziło o "nieformalne podzielenie rynku".

W swoich zeznaniach Drzewiecki i Chlebowski zaprzeczyli, by lobbowali w interesie biznesmenów branży hazardowej. Starali się też pomniejszyć znaczenie swojej znajomości z Sobiesiakiem. Drzewiecki powiedział, że mimo iż na podstawie stenogramów rozmów podsłuchanych przez CBA jego znajomość z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem może sprawiać wrażenie "dużej zażyłości", naprawdę sprowadzała się do spotkań na turniejach golfa i innych imprezach sportowych. Zaznaczył, że nie bywał u Sobiesiaka w domu ani w jego pensjonacie w Zieleńcu. Zapewniał, że nie rozmawiał z nim na temat jego interesów, także tych związanych z hazardem.

Schetyna powiedział, że Sobiesiaka zna od 2003 r., a znajomość ta trwała "intensywnie" do 2005 roku

Z kolei Chlebowski powiedział, że Sobiesiak jest jego znajomym, z którym rozmawiał czasem telefonicznie, a czasem spotykali się osobiście. Dodał, że dwa razy był w należącym do Sobiesiaka ośrodku w Zieleńcu, w tym raz na Sylwestra ze znajomymi, za co zapłacił. Przyznał też, że rozmawiał z Koskiem i Sobiesiakiem na temat ustawy hazardowej. Jak zaznaczył, w tych kontaktach biznesmeni sygnalizowali mu niebezpieczeństwa wynikające z ustawy hazardowej, mające wpływ na dochody budżetu państwa.

Z kolei były wicepremier i szef MSWiA, obecnie szef klubu PO Grzegorz Schetyna powiedział, że Sobiesiaka zna od 2003 r., a znajomość ta trwała "intensywnie" do 2005 roku. Przedstawiając okoliczności zawarcia znajomości z biznesmenem, Schetyna przypomniał, że od 1994 do 2006 r. zajmował się prowadzeniem klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław. W 2003 r. współwłaściciele piłkarskiego klubu Śląsk Wrocław - w tym Sobiesiak - poprosili klub koszykarski o pomoc, ponieważ ich drużyna spadła do III ligi. Schetyna zaznaczył, że nie była to propozycja biznesowa, tylko działania na rzecz uratowania klubu piłkarskiego.

Na czwartkowym posiedzeniu komisja ma ponadto przesłuchać Tomasza Arabskiego, szefa kancelarii premiera Donalda Tuska.