Dziś liczba nowych przypadków COVID-19 może przekroczyć 20 tys. Rząd zastanawia się, czy zastosować dalsze obostrzenia. Ich wprowadzenie mogłoby zostać odebrane jako sposób na wyciszenie buntu przeciw aborcyjnej decyzji TK.
Wczoraj tysiące kobiet ponownie wyszły na ulice wyrazić sprzeciw wobec zaostrzenia prawa aborcyjnego. Część z nich wzięła w firmach wolne na żądanie albo urlop wypoczynkowy.
Ze względu na rosnącą liczbę zakażeń rząd rozważa głębsze restrykcje sanitarne, ale zdaniem opozycji równocześnie celem może być ograniczenie skali protestów. W samej koalicji rządowej nie ma zgody, czy powinno dojść do całkowitego zamknięcia państwa. Za takim wariantem jest resort zdrowia. Sprzeciwia się temu Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii Jarosława Gowina. Spór mógłby rozstrzygnąć premier Mateusz Morawiecki, gdyby nie to, że – jak twierdzą nasi rozmówcy – znalazł się w kłopotliwym położeniu. Z jednej strony ma, zgodnie z wolą Jarosława Kaczyńskiego, zwalczać protestujących przeciw decyzji Trybunału Konstytucyjnego (TK). Z drugiej, nie chce eskalować napięcia. A właśnie taki może być efekt kolejnych ograniczeń, o których myśli rząd.
PiS coraz ostrzej potępia opozycję za to, że zachęca ludzi do wychodzenia na ulice. – Jesteście przestępcami. Jest przestępstwo spowodowania niebezpieczeństwa publicznego. Wy, wzywając do demonstracji, powodujecie takie niebezpieczeństwo i odpowiecie za to – wykrzyczał wczoraj z mównicy sejmowej Jarosław Kaczyński. Opozycja z kolei przekonuje, że to obóz rządzący jest odpowiedzialny za to, co dzieje się na ulicach, ponieważ TK postępuje zgodnie z wytycznymi PiS.
Niewykluczone, że do gry może się włączyć również prezydent Andrzej Duda. W telewizji Polsat News zapowiedział wczoraj prace nad nowymi przepisami aborcyjnymi z udziałem ekspertów. Choć nie zadeklarował, czy sam wyjdzie z inicjatywą legislacyjną. Jednocześnie wspólnie z pierwszą damą zwrócili uwagę na konieczność zachowania wolności wyboru kobiety, zwłaszcza przy ciężkich wadach płodu. – Z wyroku trybunału byłem zadowolony, natomiast spodziewałem się, że mimo wszystko TK zostawi czas na to, aby te przepisy zostały doprecyzowane – wskazał Andrzej Duda.
Na jutro w Warszawie planowana jest największa z dotychczasowych manifestacji. Choć regulacje epidemiczne zabraniają zgromadzeń powyżej 5 osób, w rządzie słyszymy, że aby zapobiec eskalacji napięcia, nie będą one egzekwowane. Wyjątkiem jest sytuacja, w której protesty wymkną się spod kontroli i przestaną być pokojowe. – Nie będziemy OMON-em – zapewnia nas jednak osoba z rządu.

Polityczny dżihad może zatrzymać lockdown

Dzisiejsze statystyki zachorowań na COVID mogłyby przesądzić o tym, czy za chwilę nastąpi drugi lockdown gospodarki. Wczoraj odnotowaliśmy ponad 18,8 tys. potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem. – Z reguły najbardziej wymierne wyniki otrzymujemy we wtorki i środy. Jeżeli będziemy dalej szli w tempie 1500–2000 przyrostów zakażeń dziennie, to znaczy, że rośnie nam wykładniczo. A to daje grunt pod zapchanie się szpitali, a więc i lockdown – słyszymy w resorcie zdrowia.

Nieoficjalnie wiadomo, że zwolennikiem wprowadzenia lockdownu już teraz jest Ministerstwo Zdrowia (MZ). Problem w tym, że Adam Niedzielski może się nie przebić ze swoimi argumentami. – Najgorsze są kłopoty z podjęciem decyzji. Z jednej strony premier ma nad sobą Jarosława Kaczyńskiego, który każe mu zwalczać protesty. Z drugiej strony sam premier nie chce zaogniać sytuacji – twierdzi nasz rozmówca z resortu. Na dziś nie ma także decyzji, jak zarządzać mobilnością Polaków w nadchodzący weekend związany z dniem Wszystkich Świętych. – Premier generalnie zdystansował się. Jeszcze dwa tygodnie temu był gotów zamykać cały kraj, teraz to wątpliwe – dodaje nasz rozmówca.

Ostateczne decyzje podejmuje premier. Nasi rozmówcy przekonywali nas, że on sam nie był zwolennikiem wprowadzania restrykcji, tylko poczekania na efekty tych, które weszły w życie w zeszłym tygodniu. Dlatego na razie nie ma pomysłów np. na zamykanie cmentarzy.

Walkę z pandemią komplikują trwające już od tygodnia protesty w związku z orzeczeniem TK zaostrzającym prawo aborcyjne. Wczoraj protestujący nie poszli do pracy, na uczelnie czy do szkół, by już w środku dnia przemaszerować przez miasta. Jutro zaś wystąpienia mają się skumulować w Warszawie, co może oznaczać jeszcze większe tłumy i faktyczną blokadę stolicy, do której ciężko się przygotować. Zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem w strefie czerwonej w zgromadzeniach nie może brać udziału więcej niż 5 osób, a odległość między zgromadzeniami nie może być mniejsza niż 100 m. Uczestnicy powinni utrzymywać dystans 1,5 m od siebie oraz zakrywać usta i nos. Masowe manifestacje będą oznaczały złamanie tych zasad, ale z naszych informacji wynika, że policja nie zamierza reagować tylko z tego jednego powodu. Szef MSWiA Mariusz Kamiński wydał wczoraj oświadczenie, które wskazuje, w których przypadkach policja będzie wchodzić do akcji. – Jeśli ktoś łamie prawo, musi się liczyć ze stanowczą reakcją państwa. Agresywne i wulgarne zachowanie uczestników demonstracji, dewastowanie kościołów, profanacje miejsc kultu religijnego oraz pomników i tablic upamiętniających wybitne osoby lub ważne wydarzenia w przestrzeni publicznej, spotkają się ze zdecydowaną reakcją funkcjonariuszy Policji – napisał Mariusz Kamiński.

Rząd jest też krytykowany za to, że z jednej strony policja za mało zdecydowanie reaguje na zachowania protestujących (zwłaszcza zakłócanie mszy w kościołach), z drugiej – że przymyka oko na działalność samozwańczych „bojówek”, które powołują narodowcy. Jedną z nich powołuje właśnie Obóz Narodowo-Radykalny. Zamierza zrekrutować „świadomych Polaków, ideowych i uduchowionych, a jednocześnie dbających o rozwój tężyzny fizycznej, którzy będą gotowi do obrony wartości narodowych oraz katolickich na drodze akcji bezpośredniej”. Tego typu inicjatywy mogą być zresztą efektem wtorkowego apelu Jarosława Kaczyńskiego. – Wzywam wszystkich członków PiS oraz wszystkich, którzy nas wspierają, do tego, by wzięli udział w obronie Kościoła – nawoływał lider PiS.

Rząd jednak odpowiada, że to opozycja przyczynia się do podburzania nastrojów. – Mamy dziś w Polsce bardzo wysoki stan zagrożenia z powodu epidemii. Ten stan wyklucza jakiekolwiek spotkania publiczne powyżej 5 osób. Odbywa się to z waszego podjudzania – powiedział wczoraj w Sejmie do posłów opozycji wicepremier Jarosław Kaczyński.