Donald Trump liczy, że błyskawiczne przyśpieszenie certyfikacji specyfiku pomoże mu wygrać wybory.
Rząd USA rozważa ominięcie procedur związanych z wypuszczaniem na rynek nowych leków, aby jak najszybciej udostępnić Amerykanom szczepionkę przeciwko koronawirusowi. Biały Dom konsultuje w Kongresie (prezydent sam nie ma w USA inicjatywy ustawodawczej) upoważnienie Narodowej Agencji Leków (FDA) do ekspresowego przyznania certyfikatu preparatowi, nad którym pracują naukowcy z brytyjsko-szwedzkiej firmy biofarmaceutycznej AstraZeneca oraz Uniwersytetu w Oksfordzie.
O takich planach z szefami klubów demokratycznych w Izbie Reprezentantów, gdzie lewica ma przewagę, oraz w Senacie, gdzie jest w mniejszości, rozmawiali szef Kancelarii Prezydenta Mark Meadows i minister finansów Steven Mnuchin. Wspomniana korporacja wyselekcjonowała już 10 tys. osób, którym poda szczepionkę, jednak władze amerykańskich agencji rządowych odpowiedzialnych za certyfikację takich substancji orzekły, że musi to być próba 30 tys. ochotników.
Donaldowi Trumpowi bardzo zależy na postępach w tym procesie. Chce, żeby preparat był dostępny dla Amerykanów jeszcze przed zaplanowanymi na 3 listopada wyborami prezydenckimi. Zakłada, że to przekona ludzi do tego, by niejako z wdzięczności oddać na niego głos.
Pandemia kosztowała już życie 170 tys. obywateli USA. Na potknięciach prezydenta w walce z COVID-19 gra demokratyczny rywal Trumpa, Joe Biden. Wytyka prezydentowi, że Stany Zjednoczone najgorzej ze wszystkich krajów świata poradziły sobie z koronawirusem. I zdaje się, że strategia ta działa, bo wedle średniej wziętej z kilkunastu ostatnich sondaży Biden prowadzi z Trumpem w ogólnokrajowej skali 50,6 proc. do 42,1 proc.
Według dziennikarzy „New York Timesa” Steven Mnuchin jest zdania, że Kongres mógłby przegłosować uproszczenie procedury certyfikacyjnej mniej więcej w połowie września. Miał im o tym powiedzieć przy okazji negocjowania kolejnego etapu tarczy antykryzysowej.
Jednocześnie rzecznik ministerstwa finansów oświadczył oficjalnie, że podczas tej narady nie padły żadne słowa dotyczące firmy AstraZeneca i jej prac nad szczepionką. Komentarza za to odmówił Biały Dom. Donald Trump napisał na Twitterze, że kwestia szczepionki jest obecnie priorytetowa i że jeżeliby wprowadzać ją na rynek wedle tego, jak to robiły poprzednie administracje, to Ameryka spóźni się z preparatem o dwa‒trzy lata i żniwo pandemii może być historycznie tragiczne.
Jednak eksperci, z którymi rozmawiał DGP, są znacznie mniej optymistyczni niż ludzie z Białego Domu i ministerstw rządu Trumpa. – Nie może być mowy o tym, że przed 3 listopada wszyscy zdrowi Amerykanie zostaną zaszczepieni. Jeżeli nawet wszystkie konwencjonalne kwestie zostaną załatwione, czyli Kongres zmieni procedury autoryzacyjne, to czasu jest za mało, żeby się przekonać, czy szczepionka działa. Po przejściu ustawy grupa ochotników dostałaby preparat około 20 września.
Połowa z nich prawdziwą szczepionkę, druga połowa – placebo. Trzeba by miesiąc poczekać na rezultaty i drugą porcję medykamentu podać pod koniec października. Przy tym skrajnie optymistycznym scenariuszu szczepionka byłaby gotowa do użycia około 20 stycznia, kiedy odbędzie się zaprzysiężenie nowego prezydenta – stwierdza dr Peter Hoetz, epidemiolog i specjalista od szczepionek z Baylor College of Medicine.
Oprócz wspomnianych prac toczą się też równoległe. Amerykański producent leków Moderna na początku sierpnia rozpoczął w Stanach Zjednoczonych trzecią fazę badań klinicznych we współpracy z Narodowym Instytutem Zdrowia (NIH). Badania obejmują ok. 30 tys. dorosłych ochotników w prawie 100 miejscach w USA. „Wiosną 2021 r. będzie dostępnych kilkaset milionów dawek szczepionki przeciwko COVID-19, a pod koniec przyszłego roku nawet 1 mld” – stwierdził na początku sierpnia w rozmowie z Reutersem dyrektor amerykańskiego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych prof. Anthony Fauci.