To chyba tylko kwestia nawyku? Co jakiś czas ogłasza się w Polsce rekonstrukcję rządu, a media w ślad za tym ogłoszeniem ruszają na łowy.
W kraju, w którym dwie trzecie obywateli miałoby problem, by wymienić poprawnie imię i nazwisko chociażby jednego faktycznie urzędującego ministra, poruszającym zagadnieniem stają się imiona i nazwiska polityków, którzy mają polecieć, oraz imiona i nazwiska tych, którzy mają wzlecieć.
Nawet media krytyczne wobec władzy, a nawet te przekonujące nas, że żyjemy w kraju autorytarnym, rządzonym przez jednego małego człowieka z małego, polskiego NSDAP, nagle bardzo się interesują obsadą jakichś ministerstw. Tak jakby polskie szkoły miały zacząć działać lepiej/gorzej pod okiem, powiedzmy, Błaszczaka, a polski samochód elektryczny miał zacząć szybciej (kiedykolwiek?) albo wolniej trafić na salony, bo odpowiednim ministerstwem pokieruje Szydło bądź inny no-name, do tej pory organizator klubów „Gazety Polskiej” w Końskich. Mechanizmy podejmowania decyzji politycznych nad Wisłą mniej więcej znamy, stopień zależności ministrów od prezesa partii nie-prezesa Rady Ministrów też. A tu nagle mamy się, jak na komendę, interesować nominacjami rządowymi. Niby czemu?
Rekonstrukcje rządów zapełniają nam czas pomiędzy wyborami. Tych ostatnich otrzymaliśmy ostatnio tak dużą dawkę, że aż wirus się zatrzymał (łatwo zatem zrozumieć, dlaczego wzmógł się, kiedy na dobre opadła emocja wyborcza). Umożliwia to rządzącym rozładowywanie niepotrzebnego oczekiwania, że wreszcie rząd „coś zrobi” z problemami, których rozwiązanie jest z zasady związane z wieloletnim i konsekwentnym wysiłkiem. Na razie łatwiej jest zainteresować rodaków problemem, czy Jarosław Gowin wróci do rządu, niż np. pokazać im system ochrony zdrowia, w którym nie brakuje lekarzy w SOR-ach. Trudno się prezesowi dziwić, trudno się oburzać, tylko święty nie wybrałby drogi prostszej niż o niebo trudniejszej. Dlaczego jednak tak wiele mediów w pełni popiera go akurat w tej sprawie? Trudno dociec. Chyba że… Nie. Niemożliwe, żeby to była cicha spółka… Bo łatwiej jest skupiać się na łatwych w zdobyciu, upowszechnianiu i zapominaniu nazwisk kandydatów (prawdopodobnych, z krótkiej listy, niemal pewniaków i tak dalej) niż na śledzeniu realnych działań ministrów. Wychodzi na to, że dziennikarzom podoba się Polska dobrej rekonstrukcji.