Zachodnie służby obawiają się, że Rosja korzysta z informacji od Amerykanów, by polować na czeczeńskich opozycjonistów w Europie.
Amerykańsko-rosyjska współpraca wywiadowcza zagraża bezpieczeństwu rosyjskich dysydentów, którzy w poszukiwaniu spokoju emigrują na Zachód. Dotyczy to zwłaszcza uciekinierów narodowości czeczeńskiej. Według kilkorga funkcjonariuszy służb specjalnych państw NATO, z którymi rozmawiał „Business Insider”, Moskwa wykorzystuje uzyskane od Amerykanów informacje do ich tropienia.
Praktyka ta pojawiła się, odkąd prezydentem został Donald Trump i kazał dzielić się danymi wywiadowczymi, by ocieplić relacje z Kremlem. Jednocześnie rząd w Waszyngtonie nie dostaje prawie nic w zamian. Jedno ze źródeł „Business Insidera” z francuskiej policji twierdzi, że Rosjanie regularnie naruszają zasady, zwracając się o informacje dotyczące ludzi, o których doskonale wiedzą, że odnaleźli w Europie Zachodniej azyl i są tu chronieni.
– Rosjanie postrzegają osoby domagające się niezależności Czeczenii i sprzeciwiające się przywódcy republiki Ramzanowi Kadyrowowi jako terrorystów na równi z bojownikami Państwa Islamskiego – twierdzi rozmówca „BI”. Jednym z przykładów takiego nadużycia było zabójstwo 44-letniego Imrana Alijewa, do którego doszło w styczniu we Francji. Człowiek ten był blogerem, który w mediach społecznościowych używał pseudonimu Mansur Staryj i ostro, często wulgarnie krytykował Kadyrowa. Mieszkał w Belgii, a zginął zasztyletowany w pokoju hotelowym we francuskim Lille. Policja dotąd nie namierzyła sprawcy.
Ofiara tymczasem miała przyznaną ochronę belgijskiej policji, ze względu na groźby, jakie regularnie dostawała. W ostatnich latach w podobny sposób zginęło kilkunastu czeczeńskich emigrantów. Ostatnią taką zbrodnią było zastrzelenie pod Wiedniem na początku lipca wideoblogera Mamichana Umarowa, który wcześniej opowiadał ukraińskim służbom o zamachach, które mieli przeprowadzać kadyrowcy w tym kraju. Najgłośniejszą – zamordowanie w Berlinie Czeczena z gruzińskim paszportem Zelimchana Changoszwilego w sierpniu 2019 r., po którym Berlin zagroził Moskwie zaostrzeniem sankcji. Ramzan Kadyrow zaprzecza, jakoby miał cokolwiek wspólnego ze zbrodniami.
Wieloletni pracownicy Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA), którzy przez dekady pracowali nad zagadnieniami związanymi z Rosją i przeciwdziałaniem terroryzmowi, twierdzą, że próby współpracy wywiadowczej z Kremlem to nic nowego. Ostatnio kilku emerytowanych agentów, w tym Stevena Halla, zarządzającego do 2015 r. jednostką Agencji odpowiedzialną za Europę i Azję, oraz Douglasa Wise’a, wicedyrektora CIA w latach 2014–2016, przepytali w tej sprawie dziennikarze „Washington Post”. Ci doświadczeni ludzie ze służb twierdzą, że zwłaszcza po zamachach z 11 września 2001 r. rząd amerykański z optymizmem myślał o współpracy z Moskwą w kwestiach bezpieczeństwa.
Władimir Putin był pierwszym zagranicznym przywódcą, z którym spotkał się George W. Bush po tym, jak Al-Kaida zniszczyła wieże World Trade Center. Barack Obama też zaczynał rządy od deklaracji resetu w relacjach z Kremlem. Ale zdaniem wspomnianych agentów Ameryka zawsze na tym koniec końców przegrywała, bo Putin nie jest zainteresowany konstruktywną współpracą. Co więcej, Moskwa uznaje, że jest w stanie cichej wojny z USA i wykorzystuje to w wewnętrznej propagandzie, regularnie zrzucając na Waszyngton winę za różne tragedie na świecie.
Pion CIA, który namawiał Busha, by ten uznał, że Rosja może być kluczowym partnerem w walce z Al-Kaidą, nie konsultował się wcześniej z komórką odpowiedzialną za samą Rosję i – co brzmi jak ironia wobec tego, co się powszechnie myśli o potędze agencji – przeoczył to, że Kreml może albo nie chcieć współpracować, albo sabotować taką kooperację, albo też wykorzystywać ją do mało szlachetnych celów, jak w przypadku polowania na czeczeńskich dysydentów. Wkrótce po 11 września 2001 r. Putin, parafrazując amerykańskie hasło, rozpoczął zresztą „globalną wojnę z czeczeńskim terroryzmem”.
Po zdobyciu w 2002 r. Kabulu przez Amerykanów, którzy w ten sposób odsunęli od władzy talibów, Rosja chciała włączenia jej w proces stabilizacyjny w Afganistanie, na co Stany Zjednoczone przystały. Wkrótce jednak okazało się, że jej celem jest po prostu szpiegowanie Amerykanów w tym kraju. Wielkiego resetu chciał też Donald Trump, kiedy obejmował urząd w styczniu 2017 r. Jednak wspólnota amerykańskich służb wywiadowczych ostrzegała go wtedy, że to może być nieskuteczny albo nawet szkodliwy pomysł, skoro jeszcze kilka miesięcy wcześniej Putin próbował mącić przy wyborach prezydenckich w USA.
Zdaniem byłych pracowników CIA w ciągu trzech lat ich obawy się potwierdziły. Kreml jest bardziej zainteresowany osłabieniem Stanów Zjednoczonych niż jakąkolwiek formą współpracy z nimi. W siedzibie agencji na przedmieściach Waszyngtonu w Langley w Wirginii żartuje się, że dla Putina sytuacja win-win (zwycięstwo obu stron) oznacza, że po prostu dwa razy pobił albo wykorzystał partnera.
Rosja jest zainteresowana osłabieniem USA, a nie współpracą