Próba zmiany koalicji w sejmikach, odbicie Senatu z rąk opozycji i powyborcze remanenty w Zjednoczonej Prawicy to konsekwencje wygranej Andrzeja Dudy.
DGP
Na Andrzeja Dudę zagłosowało ponad 10,4 mln wyborców. W liczbach bezwzględnych to drugi wynik w historii po 1989 r., po wyborach w 1990 r., w których Lecha Wałęsa dostał 10,6 mln głosów. W PiS jest oczekiwanie, by zdyskontować ten sukces. Jeszcze w tym tygodniu prezydent Duda może podtrzymać swoją przedwyborczą ofertę „koalicji polskich spraw”, która była skierowana do środowisk Koalicji Polskiej oraz Konfederacji. Wygrana w wyborach prezydenckich daje PiS perspektywę 3,5 roku rządów z własnym prezydentem. Co oznacza, że wiele pomysłów odkładanych do tej pory z powodu kampanii wróci na agendę. – Rozmowy zaczną się w ciągu kilku dni. Dla PiS to perspektywa bardziej stabilnej większości, nawet za cenę oddania części wpływów – mówi polityk PiS.

Powtórka z Kałuży?

Z naszych rozmów wynika, że rysują się dwa obszary dla potencjalnej ekspansji. Pierwsza to próba odbicia Senatu z rąk opozycji. – Przed wieloma senatorami rysuje się perspektywa kolejnych trzech lat w opozycji, bez realnych możliwości oddziaływania i stanowisk. Po porażce Trzaskowskiego morale spadnie, zapewne niektórzy będą kuszeni do przejścia na drugą stronę – mówi nam polityk z koalicji rządzącej. Obawy o powtórzenie „scenariusza Kałuży” (radnego woj. śląskiego, który w zamian za stanowisko wicemarszałka przeszedł na stronę PiS, co zaważyło na przejęciu przez partię Jarosława Kaczyńskiego tamtejszego sejmiku) już pojawiają się po stronie opozycji. – W końcu senator niezależna Lidia Staroń otwarcie poparła Andrzeja Dudę. Pytanie, czy nie znajdą się inni obrotni – zastanawia się jeden z ludowców.
PSL nie mówi „nie” współpracy z PiS, możliwa jest nawet koalicja
Drugi obszar, w którym PiS może próbować coś ugrać, to zmiany na poziomie sejmików. Nasi rozmówcy z obozu rządzącego wskazują tu na dwa regiony – woj. warmińsko-mazurskie oraz śląskie. W tym pierwszym regionie marszałkiem jest polityk PSL. PiS liczy na zdobycie większości w tym sejmiku wskutek negocjacji z ludowcami. W przypadku Śląska chodziłoby o zapewnienie sobie stabilnej większości. – Ale tak na serio taka umowa ma sens w skali całego kraju, wówczas PO zostanie tylko z jednym sejmikiem, pomorskim – mówi polityk PiS.

Dokąd zmierzają ludowcy

PSL próbuje się pozbierać po ciężkiej porażce własnego kandydata. – Mamy radę naczelną 28 lipca, wtedy odbędzie się dyskusja, co dalej i dokąd zmierzamy jako partia. Do Kosiniaka-Kamysza raczej nie ma wielkich pretensji za jego wynik. Przed drugą turą bardziej niż o nim dyskutowano o tym, czy i kogo ewentualnie poprzeć w drugiej turze – mówi nam jeden z ludowców. Z drugiej strony PSL ustawia się w pozycji do licytowania z PO i PiS. Politycy Platformy nie ukrywają, że mają sporo pretensji do ludowców o to, że za słabo zmotywowali swoich wyborców do głosowania na Rafała Trzaskowskiego i że PSL – wobec wypchnięcia z terenów wiejskich przez PiS – zaczyna rywalizować z Platformą o elektorat miejski. Dlatego PSL nie mówi twardego „nie” ewentualnej współpracy z PiS. – W grę wchodzi nawet koalicja rządowa, ale to wszystko zależy od prezydenta. PSL jest w bardzo trudnej sytuacji, ma perspektywę 3,5 roku w opozycji – mówi nam polityk PiS.

Dociskanie Ziobry

W PiS ruszają też powyborcze remanenty. W tym ocena działań sztabu. Czwartkowa prognoza PiS okazała się bardzo bliska rzeczywistemu wynikowi wyborów. – Zakładaliśmy 51,09 do 48,91 przy nieco niższej frekwencji, więc przewidywaliśmy, że prezydent dostanie 10 mln 288 tys. głosów – mówi polityk PiS. Część polityków ma niedosyt i liczyła na lepszy wynik. Na celowniku znalazł się głównie lider Porozumienia Jarosław Gowin, który doprowadził do przesunięcia terminu wyborów. Ale odżywają także głosy niechęci pod adresem Zbigniewa Ziobry. Inicjatywa Andrzeja Dudy „koalicji polskich spraw” jest traktowana jako okazja do przyciśnięcia Porozumienia i Solidarnej Polski. – Nasi koalicjanci boją się poszerzania PiS – mówi nasz informator z partii Jarosława Kaczyńskiego. Sam klub PSL to 30 posłów. Niemal dwa razy tyle co połączone siły Porozumienia i SP. – To dla nich opłacalne. Po pierwsze, mogą nas przycisnąć, po drugie, w ten sposób PiS hoduje sobie koalicjanta na 2023 r., bo w tej formule mogą rządzić kolejne cztery lata i wreszcie rozpraszają odpowiedzialność za rządzenie – mówi polityk jednego z mniejszych koalicjantów PiS.

Prezes wszystko ułoży

W zależności od tego, czy rozmowy dotyczące poszerzenia koalicji PiS będą tylko okazją do zdyscyplinowania mniejszych koalicjantów, czy faktycznie zakończą się poszerzeniem większości rządowej, będą zależały termin i skala rekonstrukcji rządu. – Na razie trzeba się nacieszyć zwycięstwem prezydenta, a nie przykrywać go rozmowami o zmianach – mówi osoba z rządu. – Prezes ułoży sobie to wszystko na spokojnie w wakacje, nie ma pośpiechu – dodaje osoba zbliżona do Nowogrodzkiej. Od tego będzie także zależała realizacja dalszej agendy PiS. To kwestia kolejnych ustaw gospodarczych, nowelizacji budżetu, ale także zmian w sądach. – Chcemy spłaszczenia struktury sądów i dokończenia szeregu zmian organizacyjnych i proceduralnych, które przyspieszą postępowania, ale o szczegółach będę mógł mówić, gdy wcześniej porozmawiamy o kierunkach zmian z prezydentem – mówił DGP Zbigniew Ziobro w niedzielny wieczór.