Pandemia koronawirusa pokazała silne strony naszego państwa, ale i bezlitośnie obnażyła jego najsłabsze punkty. Przy okazji uwidoczniły się zupełnie nowe zjawiska i trendy – także w wymiarze politycznym i legislacyjnym. Zebraliśmy je w naszym subiektywnym „Alfabecie pandemii”.

2 metry

Najważniejszy dystans w Polsce, mierzony na różne, niecodzienne sposoby (długość dwóch gitar, długość dwóch nóg zetkniętych ze sobą stopami na powitanie). Nie dotyczy osób pełniących ważne funkcje państwowe. Widzieliśmy to na przykładzie orszaku, który towarzyszył prezesowi PiS 10 kwietnia na placu Piłsudskiego podczas składania wieńca pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej. Skrócenie dystansu może się okazać bolesne finansowo – grozi za to kara od 5 tys. zł wzwyż. Nie jest jednak proporcjonalna do skali naruszenia. Mówiąc inaczej, każdy centymetr przekroczonego dystansu nie kosztuje 25 zł, gdyby liczyć 5 tys. zł/200 cm.

Antonow

Do niedawna po prostu największy samolot na świecie. Dziś również symbol przegrzania tematu. Dwa tygodnie temu Antonowem dotarł do nas zapas maseczek i innych środków ochrony osobistej z Chin. Ile? To właściwie wciąż jest przedmiotem sporów. Początkowo chwalono się, że 400 ton, ale szybko okazało się, że udźwig samolotu to 250 ton. Zaczęto więc mówić o skromnych 80 tonach. Skromnie nie było za to w dniu przylotu Antonowa na lotnisko Chopina w Warszawie. Polski rząd zrobił z tego oficjalną uroczystość, odbiór towaru nadzorował m.in. premier Mateusz Morawiecki. I jak wynikało z jego wypowiedzi, znów okazało się, że byliśmy pierwsi i najlepsi w Europie.

Biblioteczka

Niezbędny element wyposażenia każdego szanującego się komentatora telewizyjnego. Dowód na to, że zwyczaj czytania w narodzie nie zginął. Ci bardziej wtajemniczeni w sekrety występów na wizji dbają jeszcze o odpowiednią aranżację – układają tomy tematycznie, kolorami lub promują własne dzieła. Nie brakuje jednak śmiałków, którzy przełamują książkowy trend, komentując na tle mebli kuchennych, salonowych lub prosto z balkonu. W najbardziej niefortunnym położeniu znajdują się wielbiciele e-booków i audiobooków. I nie chodzi tylko o to, że nie da się jednym Kindlem zastawić tła w kadrze. Po prostu trudno znaleźć alternatywny wobec pełnej biblioteczki sposób na udowodnienie, że jednak coś tam czytamy. Całe szczęście, że Skype udostępnił opcję „rozmyj tło”. Ale ci, którzy korzystają z tej możliwości, już na starcie muszą mierzyć się z podejrzanymi spojrzeniami.

Bawaria

Obok Korei Południowej to ulubiony przykład zwolenników wyborów prezydenckich w majowym terminie – zwłaszcza w PiS. W tym niemieckim landzie pierwsza tura wyborów lokalnych odbyła się 15 marca według normalnych zasad. Kolejna, już wyłącznie korespondencyjna, dwa tygodnie później. Co dowodziło – zdaniem większości obozu rządzącego – że zorganizowanie głosowania pocztowego jest możliwe, bo frekwencja była wysoka i wszystko przebiegło bez kłopotów. Problem w tym, że pierwsza tura – jak zwraca uwagę politolog z UJ Jarosław Flis – mogła się przyczynić do rozprzestrzenienia wirusa w Bawarii. Nie wspominając już o tym, że Niemcy mają już kilkadziesiąt lat doświadczeń w przeprowadzaniu wyborów korespondencyjnych. Bawarski przykład nie jest więc aż tak jednoznaczny jak chcieliby ci, którzy go przywołują.

COVID-19

Kiedyś uznalibyśmy to za kryptonim tajnej operacji służb specjalnych. Dziś można przypuszczać, że potencjalnie mamy do czynienia nawet nie ze słowem roku 2020, a co najmniej dekady. Tak jak zaczęliśmy dzielić świat na „przed 11 września 2001 r. i po” czy „przed kryzysem finansowym 2008 r. i po”, tak COVID-19 z pewnością stanie się nową cezurą. Nie ma dziś na świecie osoby, której koronawirus i jego skutki w jakimś stopniu nie dotknęły. To – zdaniem wielu komentatorów – koniec globalizacji, jaką znamy, przynajmniej na razie. Świadczy o tym przerwa w międzynarodowej wymianie handlowej, zamknięcie granic państw i izolacja ludzi w domach.

Dom

Do niedawna twierdza, która za sprawą COVID-19, została zamieniona w areszt. I wiele osób chciałoby z niego uciec. O ile hasło #Zostańwdomu na początku odbierano ze zrozumieniem jako smutną konieczność, o tyle dość szybko zaczęło budzić irytację. Slogan reklamowy jednej z sieci sprzedającej materiały budowlane „Bądź bohaterem we własnym domu” nabrał dziś nowego znaczenia. Podobnie jak słowo „domator”, do niedawna określenie kogoś, kto w najlepszym razie kojarzył się z pogodnym nudziarzem. Dziś domatorami jesteśmy wszyscy. Może rząd powinien pomyśleć o ustanowieniu medalu za dzielne siedzenie. Osobną sprawą jest to, gdzie odznaczenie miałoby być dumnie prezentowane.

E-administracja

Pamiętne słowa wicepremier Jadwigi Emilewicz o tym, że pandemia może być szansą dla polskich przedsiębiorców, wywołały falę oburzenia. Mniej kontrowersji budzi już stwierdzenie, że obecny kryzys to dobry pretekst, aby przyspieszyć wprowadzanie rozwiązań pozwalających załatwiać różne sprawy przez internet. Na potrzeby walki z pandemią błyskawicznie wdrożono aplikację Kwarantanna domowa (do zdalnej kontroli tego, czy siedzimy w swoich mieszkaniach), do kontaktów z urzędami szerzej udostępniono Profil Zaufany (tworząc tymczasowy profil z wideoweryfikacją). Jest nawet szansa, że czip w naszych dowodach osobistych wreszcie zacznie mieć sens (gdy ruszy aplikacja mobilna do potwierdzania swojej tożsamości). Szkoda tylko, że wraz z rozwojem technologii nie rośnie poczucie, że nasze dane są bezpieczne oraz pozyskiwane i wykorzystywane zgodnie z prawem.

Fake newsy

Nie, sieć 5G nie rozprzestrzenia koronawirusa. Nie, wystawianie się na słońce i przebywanie w temperaturze powyżej 25 st. C nie chroni przed patogenem. I nie, wstrzymanie oddechu na 10 sekund, które nie skutkuje kaszlem czy poczuciem dyskomfortu, wcale nie oznacza, że jesteśmy wolni od zakażenia. Pandemia to wymarzony czas dla osób siejących dezinformację, mitomanów i fantastów. Fala fake newsów okazała się na tyle poważna, że WHO musiała uruchomić odrębną sekcję „pogromców mitów”, którzy na bieżąco rozbierają sensacyjne pseudoinformacje na czynniki pierwsze.

Gdzie jest UE?

Ulubione pytanie eurosceptyków – w tym sporej części naszych elit politycznych – stawiane zwłaszcza na początku pandemii. Szczególnie chętnie podchwytywane przez rosyjskich dezinformatorów. Co jeszcze nie znaczy, że pytanie to jest całkowicie nieuzasadnione. Sama szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen kilkakrotnie przepraszała za zbyt ospałą reakcję instytucji unijnych. Jasne jest, że UE, pozbawiona kompetencji w dziedzinie ochrony zdrowia, nie poradzi sobie lepiej z koronawirusem niż państwa narodowe. W końcu nikt w Brukseli w naszym imieniu nie zamknie granic ani nie nakaże ludziom siedzieć w domach. Dziwi natomiast, że wielu robi z tego podglebie dla mitycznego polexitu. Zwłaszcza że nie jest prawdą, iż UE nic nie robi. Robi i to sporo – tylko trzeba chcieć o tym poczytać. Na przykład w połowie kwietnia weszło w życie rozporządzenie, na mocy którego firmom może być udzielana pomoc w formie pożyczek, poręczeń i gwarancji na bardzo korzystnych, „antykryzysowych” warunkach (łączna wartość wsparcia to ponad 3,5 mld zł). Stało się to za zgodą KE, która poluzowała dotychczas rygorystyczną politykę w zakresie wydawania funduszy unijnych. Możliwe są też przesunięcia w programach operacyjnych czy wcześniejsze zaliczki dla państw członkowskich (w sumie 7,4 mld euro dla Polski). Unijne pieniądze w obliczu pandemii potrafią łączyć nawet zwaśnione dotąd strony – m.in. rząd i marszałków województw niezwiązanych z PiS. W kwietniu jedni i drudzy porozumieli się, że z Europejskiego Funduszu Społecznego wspólnie wysupłają 2,6 mld zł na dofinansowanie pensji i składek pracowników firm, którym spadły obroty (takie ustalenia były konieczne, bo jedną częścią puli z EFS dla Polski dysponuje rząd, a drugą poszczególne województwa). Dzięki temu, jak szacuje rząd, będzie możliwość uratowania ok. 500 tys. miejsc pracy.

Gowinować

Jarosław Gowin został polityczną ofiarą zawirowań wokół terminu wyborów prezydenckich (złożył dymisję z funkcji wicepremiera oraz ministra nauki i szkolnictwa wyższego). Jak na razie okazał się dość osamotnionym przeciwnikiem majowej daty w Zjednoczonej Prawicy, bo większość polityków obozu rządzącego poparła ustawę przewidującą głosowanie korespondencyjne, co ma pozwolić na dotrzymanie ustalonego terminu. W internecie pojawiło się już złośliwe określenie postawy byłego wicepremiera jako „gowinowanie”, czyli lawirowanie między sumieniem a interesem połączone z ucieczką od odpowiedzialności. Po słynnym „głosowałem, ale się nie cieszyłem” może to być kolejny znak firmowy szefa Porozumienia. Jednakże dotychczasowe posunięcia Jarosława Gowina pokazują, że potrafi wyprzedzać większe wstrząsy na scenie politycznej.

Hiszpanka

Ostatnia duża epidemia, której nikt z dziś żyjących nie pamięta. Jej przebieg stał się kopalnią informacji zarówno o rozprzestrzenianiu się patogenu i sposobach walki z wirusem, jak i możliwych konsekwencjach obecnego kryzysu. Wnioski, jakie płynęły z epidemii grypy hiszpanki, legły u podstaw polityki lockdownu i społecznego dystansu. Jedną z przyczyn rozlania się tej choroby w USA w 1918 r. była parada zorganizowana w Filadelfii przy okazji sprzedaży obligacji wojennych. Dziś jest to też lekcja, jakie mogą być efekty bagatelizowania groźnych sygnałów.

Izolacja

Obok identyfikacji i informatyzacji to dziś kanon walki z koronawirusem. Jeszcze kilka miesięcy temu powiedzieć o kimś, że znajduje się w społecznej izolacji, oznaczało tyle, co stwierdzić, że jest nieatrakcyjny towarzysko. Taka osoba z góry była podejrzana – w końcu musiała czymś zniechęcić innych ludzi, że ją od siebie odepchnęli. Obecnie bycie w społecznej izolacji nie tylko jest trendy, lecz także stanowi przejaw odpowiedzialności. To na osoby, które nie chcą się dystansować, spadają gromy jako na potencjalnych roznosicieli wirusa. Zresztą dla wielu osób ta izolacja okazała się pozorna. Dzięki mediom społecznościowym i różnym aplikacjom życie towarzyskie kwitnie nie mniej bujnie niż dawniej, a poranki po zdalnych imprezach bywają równie ciężkie, jak po tych zaliczanych w realu. A co drugiego i trzeciego członu rządowej trójcy (identyfikacja, informatyzacja), to należałoby je podsumować jednym słowem: kontrola. A jak wiadomo, kontrola jest najwyższą oznaką zaufania.

Jogging

Od niedawna zajęcie dla prawdziwych ryzykantów, zwłaszcza jeśli zdarzyło im się w kwietniu biegać po lesie. A także modelowy przykład tego, czym może skutkować nieprecyzyjne, chaotyczne i pisane na kolanie prawo. Jeszcze 8 kwietnia policja uważała, że jogging to tylko „rekreacja, z którą można poczekać” (a więc należy się mandacik). Z kolei rząd na portalu gov.pl takie jednorazowe wyjście w celach sportowych zaliczał do kategorii „niezbędnych codziennych potrzeb” (czyli jednak się nie należy). W tej sytuacji najlepszym alibi dla wyjścia na spacer lub przebieżkę okazywało się posiadanie czworonoga.

Kampania wyborcza

Jest jak kot Schrödingera – nie ma jej, ale jest. Wzrost liczby zachorowań przypadł na okres, który powinien być apogeum kampanii. W efekcie tradycyjne formy wyborczej autopromocji musiały pójść w odstawkę. Zamęt zwiększył spór między obozem rządzącym a opozycją o to, czy wybory powinny się odbyć w terminie, czy należy je odłożyć. Jednocześnie z obu stron zaczęły padać wzajemne oskarżenia o prowadzenie nieuczciwej kampanii. Naturalna przewaga prezydenta Andrzeja Dudy została zmultiplikowana. Było widać go wszędzie: jak rozmawia z pracownikami Orlenu o produkcji płynu do dezynfekcji, jak prowadzi negocjacje w sprawie tarczy, koryguje rządowe ustalenia pakietu antykryzysowego czy przewodzi koalicji na rzecz produkcji maseczek. Oczywiście wszystko w ramach konstytucyjnych uprawnień głowy państwa. Jego główna kontrkandydatka Małgorzata Kidawa-Błońska ogłosiła z kolei bojkot wyborów i zaczęła prowadzić kampanię o tym, że nie prowadzi kampanii. Inni startujący zaczęli więc kampanię przeciwko Kidawie-Błońskiej, że nie prowadzi kampanii. Dlatego zarówno wyborcy, jak i polityczni komentatorzy mieli w pewnym momencie problem z ustaleniem, czy Kidawa-Błońska startuje, a także kto prowadzi kampanię przeciwko komu.

Lockdown

2 m dystansu + COVID-19 + dom jako twierdza + izolacja społeczna + ograniczenia = lockdown państwa.

Maseczki

Od 16 kwietnia niezbędny atrybut każdej stylizacji, który – na to wygląda – zostanie z nami na dłużej (jak w połowie kwietnia obwieścił minister zdrowia, nakaz ich noszenia zostanie cofnięty wtedy, gdy pojawi się szczepionka na koronawirusa). W styczniu i w lutym, gdy patogen powoli do nas zmierzał, minister zdrowia twierdził jeszcze, że noszenie maseczek jest w zasadzie bez sensu. Niedawno stały się obowiązkowe (bo w miejscach publicznych mogą pojawiać się osoby zakażone, które nie wykazują objawów). W ostatnich tygodniach w obrót maseczkami wchodził każdy, kto może – popularne sieci sklepów spożywczych, Poczta Polska, rząd i samorządy. Ceny wahały się od 2−3 zł do kilkunastu złotych od sztuki. Część z nas mogła ją otrzymać za darmo, np. gdy lokalne władze podjęły decyzję o zakupie i dystrybucji produktu wśród własnych mieszkańców. Prezydent Andrzej Duda nie omieszkał wspomnieć, że w pewnej mierze to jemu powinniśmy być wdzięczni za te, które trafiły do Polski. – Sam, w sensie dyplomatycznym, brałem udział w udrożnieniu szlaków transportowych, żebyśmy mogli maseczki dostać przede wszystkim dla służby zdrowia. Cieszę się, że maseczki dla wszystkich obywateli będziemy wytwarzali w Polsce – powiedział Duda. Oczywiście bez związku z kampanią wyborczą, bo ona jest jak kot Schrödingera (patrz: „kampania wyborcza”).

Nowa normalność

Stan, do którego chce nas przenieść rząd na koniec epidemii. Brzmi trochę jak z Orwella czy Huxleya, więc cała nadzieja w tym, że nie będzie miał się do normalności jak demokracja socjalistyczna do demokracji czy Najwyższy Porządek z „Gwiezdnych wojen” do porządku.

Ograniczenia

W epoce przed COVID-19 życie opierało się na prawach, wolnościach i swobodach, obecnie na restrykcjach. Azymutem, który je wyznacza, są „niezbędne potrzeby życiowe”. Zrobienie czegoś, co wykracza poza nie, może zaboleć finansowo.

Polecenia

Podstawowe narzędzie sprawowania władzy przez szefa rządu i wojewodów, nabyte dzięki pandemicznej legislacji (ustanowionej na czas trwania epidemii lub stanu zagrożenia epidemicznego). Premier zaczął korzystać z tych uprawnień nawet wtedy, gdy nie do końca było jasne, czy może to robić. Przykład? Już 24 marca Mateusz Morawiecki nakazał operatorom dostarczać wojewodom dane lokalizacyjne o abonentach „podlegających nadzorowi epidemiologicznemu, kwarantannie, hospitalizacji lub izolacji”. W drugiej wersji rządowej tarczy, którą w połowie kwietnia zajmował się parlament, zawarto podobny przepis, zobowiązujący firmy telekomunikacyjne do udostępniania tego typu danych. Po co wpisywać dwa razy to samo? Po to, aby rozwiać wątpliwości, jakie wywołały pierwotne przepisy, na które powoływał się premier. Były zbyt ogólnikowe i budziły zastrzeżenia samych telekomów. Tak więc regulacje doprecyzowano, mimo że nasze dane krążyły na skalę hurtową dużo wcześniej. No ale jest epidemia, nie czepiajmy się szczegółów.

Recesja

Zgodnie z definicją to spadek PKB przez co najmniej dwa kwartały. W Polsce nieobecna od 1990 r. Niestety okazuje się, że gospodarka także może zachorować na COVID-19. Lekarstwem ma być tarcza, choć to lekarstwo jedynie objawowe, bo samej recesji uniknąć się nie da.

Szkoła zdalna

Sprowadza się najczęściej do komunikacji nauczycieli z uczniami przez internet. Co wynika z tego, że nikt wcześniej nie przygotowywał się na wariant, w którym lekcje (nawet WF-u) będziemy musieli wyprowadzić poza salę lekcyjną czy gimnastyczną. Proces modernizacji szkół raczej szedł w kierunku większego wykorzystywania zasobów cyfrowych na zajęciach w klasie. W najgorszej sytuacji byli maturzyści, którzy dopiero tydzień temu dowiedzieli się, że zaczną zdawać egzaminy 8 czerwca. Czas pandemii to także test cierpliwości dla rodziców, którzy w dużej mierze musieli przejąć obowiązki nauczycieli i pilnować, by ich pociechom nie spadł poziom motywacji do nauki.

Szybka ścieżka legislacyjna

Niegdyś nadzwyczajny, a w trakcie epidemii rutynowy tryb przyjmowania prawa. Przywodzi na myśl nieco zapomnianą komedię „Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii”, opowiadającą o amerykańskich turystach zwiedzających Europę przez 18 dni. Scenariusz ścieżki legislacyjnej jest podobny, tyle że przeprawa trwa zaledwie kilka dób. W piątek w nocy powstaje projekt, w sobotę i niedzielę jest konsultowany w rządzie i poza nim, na początku tygodnia przyjmuje go Sejm, następnie swoje poprawki wprowadza Senat, posłowie je odrzucają, a pod efektem końcowym podpisuje się naprędce prezydent. Nie mija wiele czasu, zanim pojawia się kolejny projekt, bo gołym okiem widać, że poprzedni ma mnóstwo niedoróbek.

Tarcza

Lekarstwo na recesję i główna przyczyna funkcjonowania szybkiej ścieżki legislacyjnej. Tarcza – a raczej tarcze – czyli kolejne ustawy antykryzysowe, przypominają drożdże: powstanie jednej powoduje, że natychmiast pączkują następne. Mniej więcej wiadomo, która tarcza jest pierwsza, ale numeracja kolejnych to już zagadka. Ta, która normalnie byłaby druga, dla części rządu jest dalej pierwszą. Podobnie jak trzecia tarcza, która – jak zapewniają jej twórcy – powstawała razem z pierwszą. Do tego dochodzi tarcza samorządowa. Dyskusje o numeracji zaczynają już przypominać średniowieczne spory o to, ile aniołów zmieści się na łebku od szpilki.

Urny, czyli skrzynki pocztowe

W momencie pisania tego tekstu wciąż nie było do końca jasne, czym mają być „specjalne skrzynki pocztowe”, do których mielibyśmy wrzucać swoje pakiety do głosowania w wyborach „korespondencyjnych”. Główny organizator pandemicznej elekcji – Jacek Sasin – tłumaczył na antenie RMF FM, że „formalnie będą to skrzynki pocztowe”. – Chcemy, żeby one były przezroczyste, żeby wyglądały jak urny, ale będą to formalnie skrzynki pocztowe – podkreślał. Z naszych ustaleń wynikało, że rząd chce „pożyczyć” tradycyjne, przezroczyste urny od gmin i po prostu przechrzcić je na „skrzynki pocztowe”. Urnoskrzynki mają stanąć przed lokalami wyborczymi, urzędami i placówkami pocztowymi. Najprawdopodobniej pilnowaliby ich policjanci. Oby tylko nie pytali, czy głosowanie to nasza „niezbędna potrzeba życiowa”, bo odpowiedź mogłaby być problematyczna.
Doszło do narodzin wyborów kopertowych. Przy okazji okazało się, że najwyższe organy wyborcze – PKW i KBW – nie są potrzebne do organizacji głosowania. To tak jakby strażak był niepotrzebny do gaszenia pożaru

Wybory

Jeszcze nigdy nie było aż takich kontrowersji związanych z samym terminem i przygotowaniami do elekcji. Tak samo jak nigdy wcześniej nie było tak wielu i tak radykalnych zmian dotyczących sposobu głosowania na ostatniej prostej. W efekcie doszło do narodzin wyborów kopertowych (korespondencyjne będą one tylko do momentu dostarczenia pakietów przez listonoszy, potem to my mamy wejść w ich rolę i znaleźć najbliższą urnoskrzynkę). Przy okazji okazało się, że najwyższe organy wyborcze – PKW i KBW – mogą być niezbyt potrzebne przy organizacji głosowania. To trochę tak jakby strażak był średnio potrzebny przy gaszeniu pożaru.

Zdalne posiedzenia

Najpierw Sejm i Senat, a potem także samorządy i władze spółek otrzymały możliwość obradowania w formule wideokonferencji. Przed epoką COVID-19 wariant ten był nie do pomyślenia, o czym najlepiej świadczy konstytucja i dotychczasowe regulaminy Sejmu i Senatu. Choć trzeba powiedzieć, że PiS i jego lider antycypowali wkroczenie nowych technologii na sale posiedzeń. W końcu pierwszym zdalnym wystąpieniem w historii było słynne przemówienie z tabletu trzymanego przez Jarosława Kaczyńskiego. Wygłosił je w 2013 r. Piotr Gliński, ówczesny kandydat PiS na premiera, podczas debaty o konstruktywnym wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska.