Chyba nikt już nie ma w Polsce wątpliwości, że wobec mnie prowadzona jest operacja policyjno-medialna, czyli jest zastosowana klasyczna metoda działania służb specjalnych, rodem z czasów komunizmu, kiedy byłem traktowany jako obywatel drugiej kategorii i jako zagrożenie dla władz PRL” – ocenił w wywiadzie dla DGP prezes Najwyższej Izby Kontroli.
Fakt, że PiS wykreował Mariana Banasia, daje przeciwnikom i zwolennikom rządu okazję do kpin. Niesłusznie. Choć żarty mają zrozumiały powód – oto człowiek PiS znalazł się na celowniku PiS i daje PiS popalić, używając instytucji, która winna być ponadpartyjna – tak naprawdę obserwujemy modelowy przykład starcia instytucji autonomicznej wobec rządu i partii z nieradzącym sobie z takim stanem rzeczy prezesem ugrupowania i „nadpremierem”.
Przyznajmy, że byłoby idealnie żyć w demokracji, w której urzędnicy tak wysokiego szczebla, jak szef NIK i prezes rządzącej partii, stają się ludźmi bez wad i z którymi nie są związane budzące niepokój operacje finansowe. Ale jest inaczej. Pojedynek „pancernego Mariana” z nie mniej pancernym Jarosławem Kaczyńskim dlatego jest tak pasjonujący, że nie są oni aniołami. Przede wszystkim widać, że w wizji państwa Kaczyńskiego ważna instytucja publiczna, której kierownik nie jest „na telefon”, powoduje u niego wielki ból.
Magazyn DGP z 13 marca 2020 r. / Dziennik Gazeta Prawna
To, co Amerykanie określają w swoim ustroju jako zasadę „check and balance” – wzajemne pilnowanie się władz – Jarosław Kaczyński określa jako imposybilizm. W postępowaniu prezesa PiS – ręcznie kierującego działaniami prokuratury, CBA czy mediów publicznych – widać nie tylko bezduszność człowieka wybitnego, lecz także ułomnego emocjonalnie. Prezes rządzącej partii nie może ścierpieć niezależnego od siebie szefa NIK – bo gdyby zapragnął, by izba przeprowadziła jakąś kontrolę, to Banaś powinien powiedzieć „Tak jest!”. Ponieważ Banaś nie chce mówić „Tak jest!”, to PiS szaleje.
Chwilowo zawirowanie wokół TVP nieco zdjęło ciężar uwagi z NIK, ale za chwilę bój o jej prezesa wróci z całą siłą. Prezesowi Najwyższej Izby Kontroli pozostaje życzyć wytrwałości.