Japonii zajrzała w oczy epidemia koronawirusa. Z obawy przed konsekwencjami gospodarczymi rząd zapowiada działania stymulacyjne, a służba zdrowia zwiera szyki.
Lęk przed wybuchem epidemii zbiegł się w czasie z publikacją danych gospodarczych. W ostatnim kwartale 2019 r. japońska gospodarka skurczyła się aż o 6,3 proc. Co prawda winę za to ponosi październikowa podwyżka japońskiego odpowiednika VAT z 8 do 10 proc. oraz tajfun Hagibis, który spowodował straty w wysokości 15 mld dol. i zostawił za sobą 99 ofiar. Ekonomiści mieli jednak nadzieję, że w tym kwartale gospodarka odbije. Plany te może jednak pokrzyżować SARS-CoV-2.
Co więcej, z powodu wirusa kraj może wpaść w recesję – stan, w którym gospodarka kurczy się dwa kwartały z rzędu. – Jeśli epidemia w znaczący sposób wpłynie na gospodarkę, będziemy musieli rozważyć dodatkowe działania w zakresie polityki monetarnej – powiedział wczoraj gubernator Banku Japonii Haruhiko Kuroda. – Rząd oczekiwał, że gospodarka w tym kwartale się odbije. Z powodu koronawirusa musimy jednak mieć się na baczności – wtórował mu minister gospodarki Yasutoshi Nishimura.
Japonia jest trzecim pod względem liczby zachorowań na COVID-19 krajem na świecie po Chinach. W ubiegłym tygodniu przedstawicieli władz zmroziło to, że kraj odnotował pierwszy zgon pacjentki, która nie podróżowała do Państwa Środka ani nie miała styczności z nikim, kto ostatnio przebywał w prowincji Hubei (wczoraj okazało się, że zaraził się od niej jeden z pracowników szpitala). – Na razie nie ma danych uzasadniających tezę o epidemii u nas w kraju – uspokajał minister zdrowia Katsunobu Katō. Dodał jednak, że nie można wykluczyć, iż wirus jeszcze się rozprzestrzeni.
– Japonia jest jedynym oprócz Chin krajem, gdzie wykryto przypadki infekcji, której źródeł nikt nie jest w stanie wyśledzić – tłumaczyła tygodnikowi „Nikkei Asian Review” Nikki Shindō, ekspertka od grypy. Odnosiła się nie tylko do zmarłej kobiety, ale też jej zięcia, u którego także wykryto koronawirusa. Władze stają na głowie, aby zidentyfikować wszystkie osoby, z którymi mężczyzna (dla utrudnienia sprawy: taksówkarz) miał kontakt od połowy stycznia. Dwie z nich już pozytywnie zdiagnozowano na obecność wirusa.
Resort zdrowia wydał zalecenia mające na celu ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Zgodnie z nim osoby, które mają symptomy podobne do wywołanych przez koronawirusa, powinny zostać w domach, a jeśli objawy nie ustąpią po czterech dniach, zadzwonić pod specjalny numer, a wtedy zostaną skierowane do właściwej placówki.
Na razie w Japonii nie ma potrzeby wstrzymywania pracy fabryk, ale telekomunikayjny gigant NTT zalecił wczoraj 200 tys. pracowników, aby w miarę możliwości wybierali telepracę. Firma zdecydowała się na ten krok po tym, jak w piątek u pracownika jednego z centrów danych wykryto koronawirusa. NTT natychmiast zarządziło kwarantannę jego 14 kolegów. Japoński oddział firmy Yahoo! z kolei zakazał zebrań, w których bierze udział 100 i więcej osób.
Za dezynfekcję wzięły się także firmy przewozowe. Najpopularniejszą metodą jest przecieranie alkoholem powierzchni, z którymi styczność ma wiele osób, np. klamek i poręczy. Jedna z firm autobusowych zaczęła nawet przy wejściu do swoich pojazdów umieszczać środek do dezynfekcji rąk i zachęcać pasażerów, aby z niego skorzystali. Organizatorzy maratonu w Tokio ogłosili, że w odbywającym się 1 marca biegu nie weźmie udziału 38 tys. zarejestrowanych osób, ale ok. 200 – wszystko po to, aby uniknąć okazji do rozprzestrzeniania się wirusa. Odwołane zostały obchody cesarskich urodzin 23 lutego, które zazwyczaj gromadzą tłumy w murach Pałacu Cesarskiego, normalnie zamkniętego dla postronnych.
Najszybciej straty pojawią się więc w sektorze turystycznym, chociażby dlatego, że w Kraju Kwitnącej Wiśni będzie mniej turystów z Chin. Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego szacuje, że tylko w wyniku ograniczeń w liczbie połączeń lotniczych Japonia straci 1,29 mld dol. dochodów z turystyki. Dla trzeciej co do wielkości gospodarki na świecie na razie to pryszcz, ale jeśli trend się utrzyma, wiele firm może wpaść w tarapaty.
W związku z epidemią SARS-CoV-2 pojawiły się także obawy co do losu letnich igrzysk olimpijskich, które mają się zacząć 24 lipca. Odpowiedzialny za przygotowania do imprezy Yoshirō Mori podkreślił jednak, że nie ma możliwości, aby olimpiada się nie odbyła. – Odwołanie albo przesunięcie igrzysk nie było dotychczas rozważane – zapewnił menedżer. W sobotę na przedmieściach Tokio przeprowadzono nawet próbę przekazania znicza olimpijskiego.
Przy okazji kraj toczy walkę z wirusem w drugim największym po prowincji Hubei jego ognisku, a więc na wycieczkowcu „Diamond Princess” zacumowanym niedaleko Jokohamy. Tylko wczoraj władze wykryły na pokładzie 99 nowych infekcji, co razem dało 454 zakażone osoby (z ponad 3 tys. pasażerów). Podczas kontroli na statku SARS-CoV-2 zaraził się jeden z pracowników japońskiego ministerstwa zdrowia.
Koronawirus nie odpuszcza
Na odrobinę ostrożnego optymizmu pozwolił sobie wczoraj premier Chin Li Keqiang, który na antenie państwowej telewizji stwierdził, że drakońskie środki przedsiębrane w kraju wreszcie zaczynają przynosić efekty. I faktycznie, liczba nowych przypadków od mniej więcej 10 dni utrzymuje się na podobnym poziomie, nie licząc jednorazowego gwałtownego wzrostu, spowodowanego zmianą metod diagnostycznych. W niedzielę w Chinach wykryto 2048 nowych przypadków i odnotowano 105 zgonów. To oznacza, że w Państwie Środka wirusem SARS-CoV-2 zaraziło się ponad 70 tys. osób, z których prawie 1800 zmarło.
Państwowa agencja informacyjna Xinhua poinformowała wczoraj, że epidemia może doprowadzić do przesunięcia najważniejszego wydarzenia politycznego roku, a więc marcowego zjazdu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, czyli parlamentu Państwa Środka. Nad sprawą w przyszłym tygodniu ma się pochylić Komitet Stały Zgromadzenia. W Chinach parlament zbiera się raz do roku; przez pozostały czas decyzje podejmowane są w węższym, prawie 150-osobowym gronie Komitetu Stałego właśnie.