W przywróceniu opodatkowania spadków nie chodzi, jak podkreśla Kazimierz Marcinkiewicz, o karanie zamożnych czy wręcz „napadanie na bogatych”. Moja propozycja nie jest też efektem „bezinteresownej zawiści”. Opodatkowanie spadków to wprowadzenie zachodnich standardów do naszego prawa.
Takie rozwiązanie stosują kraje anglosaskie (Wielka Brytania, Irlandia), romańskie oraz germańskie (Francja, Włochy, Niemcy) i nordyckie (Dania, Finlandia). Brak opodatkowania spadków jest zaś typowy dla państw oligarchicznych – jak Rosja czy Chiny, w których zamożne rody pieczołowicie dbają o utrzymanie dominującej pozycji.
Majątek najzamożniejszych Polaków jest mniejszy od najbogatszych rodzin z krajów Europy Zachodniej. Dlatego też stawki, które zaproponowałem (5 proc., 10 proc. i 15 proc.), są niższe niż w krajach wysokorozwiniętych. We Francji podatek od spadków dla najbliższej rodziny wynosi od 20 proc. do 45 proc., w Niemczech od 7 proc. do 30 proc., a w Hiszpanii od 14 proc. do 34 proc. Warto zauważyć, że wysoki, choć liniowy, 33-proc. podatek od spadków nie przeszkodził Irlandii dynamicznie rozwijać się w ostatnich dekadach.
Opodatkowanie majątków i spadków nie służy gnębieniu bogatych. Po pierwsze, ma ono zapewnić środki na utrzymanie sprawnych usług publicznych, choćby takich jak szkolnictwo. Dzięki temu najlepsze wykształcenie będą mogli zdobyć wszyscy zdolni mieszkańcy kraju, także ci z biednych rodzin. A nie tylko szczęściarze, którzy wyjechali na zagraniczne uniwersytety dzięki wsparciu bogatych mecenasów oraz kolejne 3 tys. mające zamożnych rodziców, o których wspomniał Marcinkiewicz.
Po drugie, ma zapewnić możliwie niskie rozwarstwienie ekonomiczne. Dzięki temu Polska nie będzie w przyszłości przypominać USA, w których niektóre wskaźniki bezpieczeństwa czy zdrowia odpowiadają krajom rozwijającym się. Wbrew temu, co napisał były premier, Stany Zjednoczone nie są państwem, na którym szczególnie warto się wzorować.
Magazyn DGP z 7 lutego 2020 / Dziennik Gazeta Prawna