Jeśli przyjdzie państwu kiedyś wygłaszać pogadankę na temat spraw bieżących, a nie będziecie wiedzieli jak zacząć, to mam dla was radę – zacznijcie od zdania: „Żyjemy w czasach polaryzacji”. Słuchacze na pewno pokiwają głowami ze zrozumieniem i akceptacją. Bo świadomość polaryzacji jest bardziej niż powszechna. I pasuje do każdego kontekstu.
ikona lupy />
Magazyn DGP 31.01.20 / Dziennik Gazeta Prawna
Polaryzacja oznacza podział na oddzielone, często nawet przeciwstawne, grupy. Najbardziej oczywistą jest polaryzacja polityczna. W Polsce ostatnich lat polega na tym, że jesteś za PiS albo lądujesz w obozie jego zaciekłych przeciwników. Na postawy wyważone (wszystkie odcienie symetryzmu) miejsca jest coraz mniej. W wielu państwach świata jest podobnie. Ale czy polaryzacja dotyczy wyłącznie polityki? Czy może mamy tu do czynienia ze zjawiskiem trafnie opisującym także to, co się dzieje we współczesnej ekonomii?
Pierwsza odpowiedź na pytania brzmiałaby pewnie „tak”. Weźmy rynek pracy. W 2003 r. Maarten Goos i Alan Manning (obaj z London School of Economics) opublikowali badanie „Praca parszywa kontra praca milutka. O polaryzacji rynku zatrudnienia na przykładzie brytyjskim”.
W następnych latach ekonomiści ci (dołączyła Anna Salomons) poszerzyli pole badawcze o kolejne rejony świata: Stany Zjednoczone i Europę Zachodnią. Wszędzie dostrzegli podobny wzorzec: od lat 80. tworzenie nowych miejsc pracy przypada na dwa sektory. Pierwszy to dobrze płatne, wymagające wysokich kwalifikacji i intelektualnie stymulujące zajęcia menedżersko-technologiczne. Drugi, będący ich przeciwieństwem, to kiepsko płatne i mało wymagające prace o niskiej barierze wejścia, głównie w usługach, np. gastronomii, i budownictwo. Reszta prac – średnio płatnych oraz przeciętnie wymagających – znalazła się w odwrocie.
„Średniactwo się skończyło” – dowodził w jednej z książek, która ukazała się w 2013 r., amerykański ekonomista Tyler Cowen. Innymi słowy: nastały czasy polaryzacji. Albo wygrywasz i masz pracę milutką. Albo przegrywasz i zajmujesz się rzeczami parszywymi. Tertium non datur. Erozja klasy średniej postępuje – ileż tekstów publicystycznych powstało na ten temat w ciągu minionego dziesięciolecia.
Czas płynie, nic dziwnego, że coraz częściej pojawiają się śmiałkowie próbujący się z tą (chyba należącą już do głównego nurtu) tezą zmierzyć. „Mit polaryzacji. Struktura zatrudnienia w Europie się polepsza” ogłosili w najnowszej (2019 r.) pracy ekonomiści Daniel Oesch (Uniwersytet Lozański) oraz Giorgio Picciotto (Uniwersytet Bocconi w Mediolanie). Po analizie danych z lat 1992–2015 dla czterech krajów – Niemiec, Hiszpanii, Szwecji i Wielkiej Brytanii – nie znaleźli potwierdzenia tezy o „spolaryzowanej pracy”. W tym okresie zatrudnienie w tzw. piątym (najwyższym) kwintylu dochodowym zwiększyło się w tych państwach o 10–12 punktów procentowych (z 20 proc. w ujęciu ogólnym w 1990 r. do ok. 30 proc.). W tym samym czasie zatrudnienie w pierwszym kwintylu (prace najpodlejsze) spadło o 3–5 pkt proc. Jedynym wyjątkiem była Wielka Brytania, gdzie zatrudnienie w tym sektorze faktycznie wzrosło (nie sposób pominąć faktu, że ta zmiana ma w dużej mierze biało-czerwony kolor, bo to okres otwarcia rynku pracy na Wyspach dla migrantów). Generalna teza jest więc taka, że polaryzacja nie jest tak silna, jak się wielu wydawało.
Wyniki badań Oescha i Piccitto każą postawić wiele nowych pytań: choćby o to, jak oceniać kwestię bezrobocia, które w omawianym okresie dla niektórych krajów z próbki (np. Hiszpanii) było prawdziwym problemem. Ciekawe jest już jednak samo otwarcie tej dyskusji na nowo.
„Średniactwo się skończyło” – dowodził w jednej z książek, która ukazała się w 2013 r., amerykański ekonomista Tyler Cowen. Innymi słowy: nastały czasy polaryzacji. Albo wygrywasz i masz pracę milutką. Albo przegrywasz i zajmujesz się rzeczami parszywymi. Tertium non datur