Donald Trump przedstawił ogólny zarys „dealu stulecia” – nowej propozycji pokojowej dla Izraela i Palestyny. Problem w tym, że spodoba się bardziej w Tel Awiwie niż na Zachodnim Brzegu.
Przedstawiony na razie tylko w ogólnym zarysie plan zakłada utworzenie niezależnego państwa palestyńskiego – o ile spełnionych zostanie kilka warunków. Pełna lista nie jest znana, ale wśród nich jest uznanie państwa żydowskiego przez Palestyńczyków, ustanowienie izraelskiej granicy na rzece Jordan, demilitaryzacja Strefy Gazy, złożenie broni przez organizację terrorystyczną Hamas oraz uczynienie Jerozolimy stolicą Izraela.
– Ale to ostatnie akurat nie jest jakimś osiągnięciem, już to dla was zrobiliśmy – żartował wczoraj prezydent Trump, odnosząc się do uznania przez Waszyngton Jerozolimy jako stolicy Izraela w grudniu 2017 r. i przeniesienia tam amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu.
W zamian Palestyńczycy mogliby liczyć na wielomiliardowe inwestycje (nawet 50 mld dol.), a także na dodatkowe tereny. Opublikowana wczoraj przez Biały Dom poglądowa mapa wskazuje, że nowe terytoria znalazłyby się na południe od Strefy Gazy, wzdłuż granicy Izraela z Egiptem. Miałaby tam powstać strefa przemysłowa wysokich technologii, a także nowa strefa mieszkalna.
Te propozycje mają osłodzić poważne ustępstwa terytorialne, jakie pociąga ze sobą plan. Oparcie wschodniej granicy Izraela na Jordanie oznacza, że Palestyna zostałaby okrążona przez państwo żydowskie i straciła granicę z Jordanią. Co więcej, propozycja zakłada, że palestyńskie terytorium nie będzie ciągłe – w paru miejscach fragmenty Zachodniego Brzegu zostaną spięte nie wąskim pasem ziemi, ale eksterytorialną drogą biegnącą przez tereny należące do Izraela.
– Musimy wyzwolić się od nieudanych propozycji, które obie strony otrzymywały w przeszłości […]. Co najważniejsze, moja wizja daje Palestyńczykom czas na to, aby podnieśli się i zdobyli na stawienie czoła wyzwaniom, jakie niesie ze sobą posiadanie własnego państwa – powiedział prezydent.
Lokator Białego Domu pochwalił się, że opracowany przez jego ludzi – w tym zięcia Jareda Kuschnera, specjalnego negocjatora (i byłego prawnika Trump Organization) Jasona Greenblatta – plan jest „najbardziej szczegółową” (podobno liczy 80 stron) propozycją, jaka powstała w odniesieniu do procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie.
– Kiedy zajmowałem się biznesem, często słyszałem takie powiedzonko: ten deal będzie trudniejszy niż porozumienie Izraela z Palestyńczykami […]. Ale nie zostałem wybrany po to, aby uciekać przed wielkimi problemami – mówił Trump.
Podczas wystąpienia prezydentowi towarzyszył premier Izraela Binjamin Netanjahu, który nie ukrywał zadowolenia z treści planu. – W murach Białego Domu mieszkało wielu przyjaciół Izraela, ale żaden się nie umywa do obecnego lokatora. Jesteś największym przyjacielem państwa żydowskiego – mówił szef izraelskiego rządu.
Ogłoszeniu planu towarzyszyli ambasadorzy państw arabskich, w tym przedstawiciele Omanu, Bahrajnu oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. I chociaż lista państw zainteresowanych procesem pokojowym pomiędzy Izraelczykami i Arabami jest znacznie dłuższa i obejmuje również Egipt, Jordanię, a przede wszystkim Arabię Saudyjską, to otwarte pozostaje pytanie, czy ich obecność nie zwiastuje przynajmniej cichego poparcia dla planu pokojowego.
Na konferencji nie była obecna strona palestyńska. Palestyńczycy wycofali się z rozmów nad planem pokojowym wraz z uznaniem przez Stany Zjednoczone Jerozolimy za stolicę Izraela. Wtedy też zapadła decyzja, żeby ogólny zarys, a także sporą część szczegółów opracować wyłącznie ze stroną izraelską, a potem dopiero przedstawić skończoną całość politykom palestyńskim. Jest to stanowczo odmienne podejście do procesu pokojowego niż dotychczas. W podobny sposób Waszyngton zrobił tylko raz, za prezydentury Ronalda Reagana.
Do zamknięcia tego wydania DGP odpowiedź palestyńska nie była jeszcze znana: prawdopodobnie oficjele Autonomii chcieli ustosunkować się do wszystkiego, co usłyszeli (chwilę potem wywiadu stacji Al-Jazeera udzielił Jared Kuschner, jeden z architektów porozumienia). Biorąc pod uwagę, że nie podobały im się już strzępy planu, trudno oczekiwać, że lepiej ocenią ogłoszoną wczoraj ogólną część.
– Propozycja spełnia wyłącznie życzenia państwa okupującego, na czele którego stoi Netanjahu, i nie stanowi podstawy do rozwiązania konfliktu. Pochodzi od kogoś, to stracił na wiarygodności jako uczciwy sędzia zaangażowany w prawdziwy i uczciwy proces polityczny – napisał wczoraj rano, na wiele godzin przed zaprezentowaniem planu, Mohammed Sztajeh, premier Palestyny.