W Australii spłonęło już 10,3 mln ha powierzchni. To obszar porównywalny z wielkością Bułgarii czy Węgier. Władze w Canberrze nie widzą bezpośredniego związku między pożarami i trwającą od trzech lat suszą a zmianą klimatu. Opozycja – owszem.
Premier Scott Morrison odrzucił lansowany przez opozycyjną Australijską Partię Pracy (ALP) pomysł bardziej zdecydowanej redukcji emisji gazów cieplarnianych. Australia odpowiada za 1,3 proc. światowej emisji dwutlenku węgla, ale pod względem wielkości emisji na obywatela jest druga po Stanach Zjednoczonych.
„Większość państw nie godzi się na redukcję emisji, która by znacząco zwiększała koszty życia, likwidowała miejsca pracy, ograniczała dochody i spowalniała wzrost. Dlatego nie przyjmiemy laburzystowskich celów, które sprowadzają się do nałożenia podatku na energię” – napisał minister energii Angus Taylor w e-mailu do Reutersa. Skrytykowali go liderzy opozycji. „Przez zmianę klimatu sezon pożarowy zaczyna się wcześniej i kończy później niż dotychczas. Ekstremalne zjawiska pogodowe tylko zwiększą zakres i częstotliwość pożarów” – napisał lider ALP Anthony Albanese.