- Ankara przechodzi na pozycję niechcianego członka NATO. Nie można wykluczyć scenariusza wystąpienia tego kraju z paktu - mówi w rozmowie z DGP Generał Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w latach 2010–2015.
DGP
Jaki tak naprawdę jest problem NATO z Turcją?
Jest to jedno z poważniejszych wyzwań wewnętrznych. I to w czasie, gdy na zewnątrz Sojuszu, szczególnie za sprawą rewizjonistycznej Rosji, nie dzieje się dobrze. To obok wypowiedzi Donalda Trumpa i Emmanuela Macrona największy problem wewnętrzny Sojuszu. Turcja przez wiele lat była bardzo ważnym i pewnym członkiem NATO. Ale to się zmieniło, po ewolucji kursu politycznego prezydenta Erdoğana. Po czystkach kadrowych w armii tureckiej kilka lat temu i po tym, jak większość oficerów współpracujących z Zachodem została zwolniona bądź wręcz aresztowana. Wówczas do głosu doszli oficerowie czasem antyzachodni, nastawieni na współpracę z Rosją. To widać też przez pryzmat ostatnich zakupów systemu obrony rakietowej S-400. Pojawia się też w Ankarze temat zakupu najnowszej generacji samolotów rosyjskich. Takie zbliżenie wojskowe z Moskwą jest dla NATO nie do przyjęcia. Turcja jest obecnie niepewnym sojusznikiem i ta blokada przeglądu planów ewentualnościowych jest tego najnowszym przykładem.
Dlaczego Turcja jest ważna dla NATO?
Po pierwsze, jest to druga największa armia Sojuszu. Przez całą zimną wojnę i także ostatnio była i jest ważnym elementem w ewentualnej konfrontacji z Rosją. Po drugie, ze względu na swoje położenie geograficzne stanowi bufor na południowo-wschodniej flance. Oddziela NATO od Bliskiego Wschodu. Wreszcie Amerykanie mają tam swoje jednostki – w Turcji znajduje się baza z taktyczną bronią jądrową Amerykanów. A kłopot turecki się powiększa. W NATO Turcja z pozycji sojusznika niepewnego przechodzi na pozycje sojusznika niechcianego. Przykładem jest zablokowanie zakupu samolotu F-35. Kolejnym krokiem może być ograniczenie wspólnych ćwiczeń. Za jakiś czas może wręcz dojść do wypychania Turcji z NATO. Sama Ankara może być zainteresowana np. wariantem francuskim z czasów de Gaulle’a. Wtedy Francja, choć była członkiem politycznym organizacji, to nie była wojskowo zaangażowana w Sojusz. Takiego scenariusza bym nie wykluczał. To może być najlepszy wariant zarówno dla NATO, jak i dla Turcji. Bo Sojusz miałby większą swobodę działania i łatwiej osiągał jednomyślność w sprawach wojskowych, a Turcja z kolei mogłaby wtedy kupować, co chce. Jeśli Ankara utrzyma kurs polityczny, to opcja częściowego sojusznika staje się bardzo prawdopodobna.
Jak Sojusz powinien zareagować na antykurdyjską ofensywę Turcji?
NATO jako całość nie może podjąć żadnej decyzji, bo Turcja może ją zawetować. Mamy sytuację patową.