Miedź na giełdzie metali LME w Londynie zwyżkuje, choć symbolicznie o 0,1 proc. w okolice 5.830 USD/t, 4. sesję z rzędu, w obliczu protestów i przestojów w chilijskich kopalniach, w tym największej na świecie Escondida.

W Chile od 4 dni trwają protesty społeczne. Niezadowolenie z powodu podwyżek cen biletów na metro w stolicy Santiago szybko przerodziło się w szerzej zakrojone demonstracje przeciwko nierównościom dochodowym, niskim emeryturom, jakości opieki zdrowotnej czy edukacji.

Protesty w weekend kosztowały życie 11 osób, a ok. 1.500 demonstrantów zostało aresztowanych. Prezydent Chile Sebastian Pinera wprowadził w kraju stan nadzwyczajny i wezwał na pomoc wojsko.

Protesty zaczynają powoli dotykać światowy rynek miedzi. Pracownicy największej na świecie kopalni tego surowca - Escondida - zaplanowali a wtorek 10-godzinny strajk ostrzegawczy w ramach solidaryzacji z protestującą częścią społeczeństwa.

"Nie możemy pozostać obojętni na ruchy społeczne" - powiedział Patricio Tapia, prezes głównego związku zawodowego w Escondida, która odpowiada za 1/3 światowego wydobycia miedzi.

Gdyby protesty w chilijskich odkrywkach przedłużyły się rynek miedzi mógłby wejść deficyt.

Analitycy Morgan Stanley prognozują, że w 2020 r. cena miedzi wzrośnie do 6.454 USD/t, o ok. 11 proc. więcej niż obecnie. Ich zdaniem, globalny popyt na miedź w przyszłym roku będzie rósł w tempie 1,9 proc. rdr i o 1 pkt. proc. przewyższy wzrost podaży.

To może być dopiero początek strajku w chilijskim górnictwie. Branżowe organizacje wzywają do strajku generalnego, który miałby odbyć się już w najbliższą środę.

Nawet gdyby kopalnie pracowały bez zakłóceń, byłyby problemy z wywiezieniem urobku z kraju.

Większość chilijskich portów wstrzymała w poniedziałek pracę, w tym huby przeładunkowe miedzi Iquique, Tocopilla, Antofagasta, Chanaral i Ventanas.

Podczas poprzedniej sesji miedź na LME zwyżkowała o 22 USD, czyli 0,4 proc., do 5.828 USD za tonę.