Stepan Grigorjan, ormiański politolog, który w czasie ubiegłorocznej rewolucji był bliskim doradcą jej lidera Nikola Paszinjana, ocenia w rozmowie z DGP efekty pierwszego roku nowej władzy
Stepan Grigorjan, szef Analitycznego Centrum Globalizacji i Współpracy Regionalnej w Erywaniu / DGP
Dokładnie rok temu Nikol Paszinjan przeprowadził bezkrwawą rewolucję w Armenii. 8 maja 2018 r. został premierem, a w grudniu potwierdził swój mandat, wygrywając przedterminowe wybory parlamentarne z 70-proc. poparciem. Można pokusić się o pierwsze oceny jego rządów?
Naturalnie. Nikol Paszinjan wykorzystał swój czas. Gdy ludzie zrozumieli, że przez wybory nie da się niczego zmienić, wyszli na ulice. Poszli szlakiem starożytnych Greków. W dawnej Grecji panowała przecież uliczna demokracja. Znalazł się lider, a parlament został zmuszony, by poprzeć jego kandydaturę na premiera. Ale ten parlament stał wobec niego w opozycji, bo większość mieli przedstawiciele starej władzy. Paszinjanowi udało się pokonać i tę przeszkodę, i wygrać grudniowe wybory. To dobrze, bo premier powinien mieć większość w parlamencie. Paszinjan zdał przy okazji pierwszy egzamin – przeprowadził naprawdę wolne wybory, których wyniki uznała także opozycja. Paradoksalnie pewnym minusem, który w przyszłości jeszcze da o sobie znać, jest fakt, że Mój Krok Paszinjana zdobył kwalifikowaną większość w parlamencie (88 na 101 mandatów – red.).
To źle?
Niestety nie odeszliśmy od sowieckiej tradycji, że skoro mamy przywódcę, to wszyscy na niego głosują. Bardziej zróżnicowany parlament byłby lepszy. Taka większość oznacza, że partia rządząca może bez referendum zmienić konstytucję. Co więcej, w parlamencie praktycznie nie ma opozycji, bo dwie inne partie, które zdobyły mandaty, mają z grubsza podobne poglądy, co Mój Krok.
Jest obawa, że Paszinjan ulegnie pokusie zbudowania nowego autorytaryzmu?
Możliwe, choć na razie nie widzę takiego zagrożenia. Zaufanie wobec Paszinjana pozostaje wysokie. Na razie proces idzie poprawnie. Zaczęła się walka z korupcją, choć trudno mówić o systemowym podejściu.
Można się spotkać z opiniami, że ludzie, których Paszinjan wziął ze sobą do rządu, są nieprzygotowani i niedoświadczeni.
Z jednej strony odnowa była potrzebna, i to dobrze, że Paszinjan szuka nowych twarzy. Ale z jakiegoś powodu przyjął jedno kryterium: młodość. W większości państw świata w parlamentach jednak dominują ludzie w sile wieku. Nie powinno być tak, że większość posłów to 25-, 30-latkowie. Nie rozumiem, dlaczego Paszinjan nie wziął na pokład także tych bardziej doświadczonych, którzy dowiedli swojej uczciwości w życiu publicznym. Sądzę, że premier będzie w przyszłości korygował tę nierównowagę. Niedawno wybuchł w Armenii skandal, gdy okazało się, że część ministrów po paru miesiącach pracy przyznała sobie i swoim współpracownikom ogromne premie. Nie było w tym nic nielegalnego, nie rozwaliło budżetu, ale wywołało szok, bo nie o to walczono. Nie sądzę, że wynikało to z tego, że młodzi przyszli nakraść. Raczej z tego, że zabrakło im doświadczenia. Jego brak mnoży błędy.
Brak kadr powoduje też, że w wielu urzędach pozostali starzy nominaci. Przeszkadzają?
Teraz już nie. Po wyborach wszyscy rozumieli, że to się nie może opłacić.
Można liczyć na systemową walkę z korupcję?
Na razie mamy coś, co po angielsku nazywa się selective justice, wybiórcza spawiedliwość. Trwa śledztwo w sprawie byłego prezydenta Roberta Koczarjana. On sam siedzi w areszcie. I dobrze, to poważna sprawa, wielu tego oczekiwało. Ale to nie znaczy, że jak przyjdą nowi, to nie będą kraść. Trzeba przyjąć koncepcję walki z korupcją, utworzyć instytucje, także takie, które będą się zajmować tylko tego rodzaju przestępstwami. Na szczęście społeczeństwo jest bardzo aktywne. Niemal codziennie odbywają się jakieś manifestacje.
Co z polityką zagraniczną? Rosja z dużą ostrożnością podchodzi do nowych władz w Erywaniu.
Rewolucja była u nas aksamitna, a nie kolorowa. To różnica, bo te ostatnie wybuchały w imię dążeń do eurointegracji. Za takimi hasłami ludzie by u nas nie poszli. Wszyscy rozumieją, że to niemożliwe, bo Rosja w jakiś sposób natychmiast by zainterweniowała. Dlatego hasła Paszinjana dotyczyły głównie walki z korupcją i budowy praworządności. On nigdy nie mówił, że idziemy do UE i NATO. Sądzę, że czynił słusznie. Ale teraz można liczyć, że zacznie się pewna dyferencjacja polityki zagranicznej. Niestety w grudniu 2018 r. w ONZ nowy już rząd zagłosował przeciw Ukrainie. To błąd, bo demokratyczny rząd nie może głosować przeciwko Ukrainie ramię w ramię z Sudanem, Wenezuelą i Zimbabwe. Jasne, może nie mogli pójść przeciwko Rosji. Ale mogli się chociaż wstrzymać od głosu. Na zmianę w polityce zagranicznej najwyraźniej potrzeba więcej czasu.
Rozwiązanie konfliktu o Górski Karabach jest realne?
Paszinjan stara się wznowić proces negocjacyjny, praktycznie przerwany w 2012 r. Ważne, żeby proces był przejrzysty, bo sytuacja przeciwna wzbudzi mnóstwo teorii spiskowych, co zaszkodzi rozmowom. Ale szansa na ustępstwa z naszej strony jest zerowa. Ustępstwa na rzecz Azerbejdżanu z największego zwolennika Paszinjana uczynią jego przeciwnika.
Jest pan raczej optymistą czy pesymistą, jeśli chodzi o nowe władze?
Optymistą. Nawet, jeśli robią błędy, idą w dobrą stronę.