Krytyka PiS opiera się jednak głównie na tym, że partia swoich obietnic nie porzuciła po wyborach. To pewne novum w polityce, bo do tej pory przyczyny obiektywne – kryzys, ograniczenia fiskalne czy kiepskie pomysły, powodowały, że kampanijny romantyzm przegrywał z pozytywizmem rządzenia. Tym razem prawda ekranu nie wygrała z prawdą czasów, o których mówimy. Wypłata świadczenia 500 zł na dziecko stała się faktem, podobnie obniżka wieku emerytalnego.
Te dwa programy dla finansów państwa były najkosztowniejsze i wydawało się, że na podobny rozmach nie ma już miejsca. Bo budżet państwa ma zbyt dużo sztywnych zobowiązań, reguła wydatkowa nie pozwala już na solidne wzrosty wydatków w dobrych czasach, a dodatkowo ich realizacja mogłaby nas niebezpiecznie przybliżyć do unijnego limitu deficytu w wysokości 3 proc. PKB. Okazuje się jednak, że klasa polityczna stara się ograniczeń nie zauważać i w licytacji jest gotowa obiecać wszystko. PiS przygotował już piątkę Kaczyńskiego, której najkosztowniejszą pozycją jest rozszerzenie 500 plus na pierwsze dziecko i wypłata 13. emerytury. W sumie to jakieś 30 mld zł nowych wydatków w skali całego roku.
Znów więc ten nieodpowiedzialny PiS prowadzi nas nie tyle w stronę drugiej Grecji, co Wenezueli. Populiści wiodą kraj na skraj bankructwa i mają moc sprawczą w postaci parlamentarnej większości, więc odliczanie czas zacząć. Możliwe, że w gorszych warunkach gospodarczych przez tak duży wzrost wydatków rząd straci kontrolę nad budżetem państwa. Odpowiedzialność spadnie na tych, którzy podniosą za tym rękę w Sejmie.
Warto jednak pamiętać, że dwa kluczowe elementy piątki Kaczyńskiego to wcale nie inicjatywa PiS, ale partii, która punktuje rządzących właśnie za rzekome rujnowanie gospodarki. To PO już w 2017 r. obiecała, że gdy dojdzie do władzy, to nie tylko utrzyma 500 plus, ale rozszerzy je na pierwsze dziecko. Dodatkowa emerytura też narodziła się w największej partii opozycyjnej. Ba! To PO po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego pakietu obietnic żaliła się z mediach, że PiS ukradł ich pomysły. Mówiła o tym była wiceminister finansów Izabela Leszczyna w radiu Tok FM czy były wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski w Onecie. Na ich miejscu nie przyznawałbym się do tego i szukał dobrego planu, jak się wykręcić od obietnic, które prowadzą prostą drogą do złamania ustawy o finansach publicznych i przywiązania do budżetu państwa kamienia, który będzie ciążył, gdy tylko przyjdzie cykliczne spowolnieniegospodarcze.
Widać wyraźnie, że w licytacji wyborczej obie partie są siebie warte i obie wierzą, że wygraną może dać tylko kupowanie głosów. Wielka koalicja PO-PiS znów staje się faktem, chociaż formacje stoją po przeciwnych stronach frontu i żadna nie przyzna się dzisiaj do tego, że mentalny populizm pokazuje im tylko jedną drogą do wyborczego zwycięstwa. Jest jeszcze śmieszniej, bo PO nie ma żadnej możliwości wprowadzenia swoich planów w życie, a PiS już zgłosił projekty i za chwilę 500 zł na pierwsze dziecko i dodatek emerytalny pójdą na konta beneficjentów. Ten sam PiS, który przez wiele miesięcy mówił, że nie stać nas na rozszerzenie programu 500 plus, a premier Mateusz Morawiecki już od dawna przekonywał, że emeryci od rządu dostali i tak bardzo wiele. Nieoczekiwana zmiana miejsc.
Logikę obecnej ekipy rozumiem. Jeśli tego nie zrobimy, to PO pójdzie z tym na sztandarach do wyborów i może zapunktować. Logiki PO jednak pojąć nie potrafię. Albo nie zdają sobie sprawy, że tak potężne pozycje wydatkowe wymagają pokazania finansowania, bo inaczej reguła wydatkowa brutalnie je zablokuje, albo obiecują i będą martwili się po wyborach, albo uznają, że bez wielkiego wydawania nie mają co stawać w szranki w PiS. Każda ewentualność nie świadczy najlepiej o opozycji, podobnie jak o PiS to, że zdecydowali się obiecać coś, co będzie wymagało nie lada gimnastyki i kreatywnejksięgowości.
Niedawno grono ekonomistów, w tym byłych ministrów finansów, zaapelowało do polityków i obywateli o rozwagę i poszanowanie zasad stabilizacji w finansach publicznych. Widać wyraźnie, że adresatem odezwy nie powinien być tylko PiS, bo w wyborczej licytacji ma wiernego koalicjanta w postaci PO. Tytuł listu otwartego to „Wygrana nie za każdą cenę”. Dla polityków jednak wizja wygranej wydaje się bezcenna i mentalny PO-PiS przeżywa reaktywację. Być może wkrótce pod listem podpisze się kolejny były minister finansów Teresa Czerwińska, która coraz bardziej do obozu dobrej zmiany nie pasuje. Do opozycjiteż.