Wynik głosowań ws. bezumownego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE udowodnił, że rząd utracił kontrolę nad tym procesem - oceniły w czwartek brytyjskie media. Prasa skrytykowała też eurosceptycznych posłów za przedstawianie nierealnych rozwiązań obecnego kryzysu.

Centrowy "The Times" ocenił, że środowe głosowania w parlamencie potwierdziły, że "Theresa May jest premierem, który sprawuje urząd, ale nie władzę" i która nie ma kontroli "nad swoim rządem, partią i parlamentem".

Jak argumentowano, "katastrofalną utratę jej autorytetu podkreśliła nadzwyczajna niekompetencja polityczna, w wyniku której aż 20 ministrów - w tym pięciu członków rządu - sprzeciwiło się jej poleceniu i wstrzymało od głosowania nad jej własnym projektem uchwały wykluczającej bezumowny brexit".

Jednocześnie gazeta oceniła, że "szerszy upadek moralnej powagi tego rządu objawił się w decyzji szeregu ministrów - w tym szefa MSZ Jeremy'ego Hunta i szefa MSW Sajida Javida - o poparciu tzw. kompromisu Malthouse'a".

Kompromis Malthouse'a to alternatywne rozwiązanie, proponowane przez grupę eurosceptyków z Partii Konserwatywnej i zakładające przesunięcie bezumownego brexitu na 22 maja i 21-miesięczny okres przejściowy, w którym Wielka Brytania dokonywałaby wpłat do unijnego budżetu i jednostronnie gwarantowała prawa obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii.

Takie rozwiązanie miałoby na celu obejście kontrowersyjnej kwestii mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Północnej (ang. backstop), który jest głównym przedmiotem krytyki ze strony eurosceptyków. Wcześniejsze wersje tego planu były jednak odrzucane przez Brukselę, która uważa backstop za fundament jakiegokolwiek porozumienia w sprawie brexitu.

"To zawstydzające, że wysocy rangą ministrowie chcą kojarzyć się z czymś, co było jednoznacznie i wielokrotnie odrzucane przez Unię Europejską, a sprowadza się do popierania wyjścia z UE bez umowy. (...) Wygląda na to, że w chwili głębokiego kryzysu narodowego bardziej skupiają się na poprawianiu swojej pozycji w walce o przywództwo w partii niż na zapewnieniu naszemu krajowi przywództwa, którego tak desperacko potrzebujemy" - napisał "The Times".

Dziennik podkreślił, że niezależnie od tego, co wydarzy się w najbliższych tygodniach w sprawie brexitu, dla May "może być już za późno" na zmianę sytuacji.

"Gdy parlament zagłosuje za przedłużeniem (procesu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE - PAP) na mocy artykułu 50 (traktatu o UE), utraci ona kontrolę nad brexitem na rzecz UE. To Bruksela zdecyduje o długości opóźnienia i jego ewentualnych warunkach. May nie powinna zakładać, że wszyscy zwolennicy brexitu będą sprzeciwiali się temu, żeby było długie: niektórzy mogą w tym widzieć szansę na pozbycie się jej" - zakończyła gazeta.

Podobne stanowisko zajął liberalny "The Guardian", który w komentarzu redakcyjnym skupił się na grupie 164 posłów - w większości z rządzącej Partii Konserwatywnej - którzy poparli bezumowny brexit. "Posłowie, którzy popierają niemożliwe do zrealizowania, lekkomyślne pomysły w sprawie brexitu, zrzekli się prawa do wpływania na debatę o tym, co dalej" - oceniono.

Jak podkreślił dziennik, "fakt, że wysocy rangą politycy wyobrażają sobie, że UE rozważy taki wniosek, jest żenujący dla Wielkiej Brytanii" i "naraża ich samych oraz ich partię na pogardę na scenie międzynarodowej".

W zupełnie innym tonie wypowiedzieli się komentatorzy eurosceptycznego dziennika "The Telegraph" - były lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) i jeden z liderów kampanii za brexitem Nigel Farage oraz były szef gabinetu premier Theresy May Nick Timothy.

W ocenie Farage'a, który jest nadal europosłem, odbywająca się w parlamencie "zdrada brexitu jest jednym z najbardziej wstydliwych epizodów w historii naszego kraju". Jak tłumaczył, brytyjscy posłowie są "antydemokratami, którzy pozują na ludzi honoru, a nie zdają sobie sprawy, jak działa projekt polityczny, jakim jest UE".

Polityk ostrzegł, że jeśli do brexitu nie dojdzie w zaplanowanym terminie 29 marca, to "będziemy świadkami zmiany politycznej na niespotykaną współcześnie skalę". "Jestem jednak przekonany, że opinia publiczna jest po naszej stronie. (Brytyjczycy) wierzą w demokrację i Wielką Brytanię" - zakończył.

Z kolei Timothy - który jest uważany za jednego z autorów porażki Partii Konserwatywnej w przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2017 roku, kiedy torysi stracili większość w Izbie Gmin - ocenił, że May ponosi "osobistą odpowiedzialność za utratę kontroli nad brexitem". Tłumaczył, że premier popełniła strategiczne błędy w pracach nad brexitem, i oskarżył ją m.in. o "naiwność" w stosunku do Brukseli oraz "brak dobrej woli" wobec zwolenników opuszczenia Wspólnoty.

"Teraz parlament przejął władzę, jej (tj. May - PAP) projekt porozumienia jest martwy, a kraj idzie w stronę nie tyle czystego zerwania z UE, ale miękkiego brexitu - lub, co gorsza, braku brexitu w ogóle" - napisał.

W czwartek około godz. 17 (godz. 18 w Polsce) brytyjscy posłowie zagłosują nad projektem uchwały w sprawie opóźnienia brexitu oraz poprawkami.

Niewykluczone, że ani rządowa propozycja, ani żadne z alternatywnych rozwiązań nie uzyska poparcia większości posłów w Izbie Gmin, co pogłębiłoby trwający kryzys polityczny w sprawie wyjścia z UE. W razie braku jakichkolwiek innych ustaleń, niezależnie od opinii Izby Gmin, Wielka Brytania automatycznie opuści Wspólnotę bez umowy za niespełna 16 dni - o północy z 29 na 30 marca.