Kilka dni temu włoski rząd sprzedał inwestorom obligacje za 10 mld euro. Inwestorzy chcieli wydać nawet 35,5 mld.
Kupującym nie przeszkadzało to, że rząd w Rzymie jest uznawany za populistyczny, nie łączą go dobre relacje z Brukselą, a dług publiczny we Włoszech przekracza 130 proc. PKB. Podjęli ryzyko, mimo że to inwestycja długoterminowa, bo obligacje zostaną wykupione dopiero w 2035 r.
Włosi w tym roku muszą pożyczyć 250 mld euro, dlatego dobry start w nowym roku na rynku długu jest bardzo ważny. Kiedy rynek finansowy zaczyna postrzegać jakiś kraj jako nadmiernie ryzykowny, wtedy nadal jest w stanie pożyczać mu pieniądze, ale drożej i na krótsze okresy. Chętnych na obligacje, które zostaną wykupione za ponad 15 lat, nie ma zbyt wielu, o czym Włosi przekonali się w drugiej połowie ubiegłego roku. Teraz rynek przestał się bać.
Dużą rolę z pewnością odegrała rentowność obligacji na poziomie 3,4 proc. W strefie euro, gdzie oficjalne stopy procentowe są wciąż na poziomie zerowym, tak wysokie oprocentowanie to rzadkość. Istotna pewnie była też perspektywa na kolejne miesiące: rynek już nie oczekuje podwyżek stóp w strefie euro, bardziej prawdopodobne jest poważne spowolnienie, a może nawet recesja. To okoliczności, w których rośnie popyt na bezpieczne instrumenty, takie jak obligacje skarbowe. Nawet jeśli włoskie państwo jest bardziej ryzykownym emitentem niż np. RFN, to z drugiej strony w takim okresie lepiej mieć w portfelu obligacje włoskiego rządu niż akcje tamtejszych firm.
Z drugiej strony Reuters cytuje jednego z francuskich zarządzających z BNP Paribas, który mówi, że kupił więcej nowych obligacji, niż zamierzał, bo spodobało mu się wysokie oprocentowanie, ale jednocześnie sprzedał na rynku stare włoskie obligacje, więc poziom jego zaangażowania we włoski dług się nie zmienił. To pokazuje, że rynek zdaje sobie sprawę, że Włochy wciąż mogą mieć problemy, zarówno związane ze słabnącym wzrostem PKB, jak i dotyczące ewentualnych przyszłych konfliktów z KE.
Jest jeszcze jeden, kluczowy czynnik, który sprawia, że państwa są dziś w stanie sprzedawać dowolnie dużo długu i wciąż znajduje on chętnych. Według najnowszych danych Międzynarodowego Instytutu Finansów wartość całego długu wyemitowanego na świecie wynosi obecnie 244 bln dol. To rekordowo dużo, ale wiele wskazuje na to, że również wciąż za mało. Popyt na dług na świecie pozostaje ogromny, a udana emisja długoterminowych obligacji Włoch może służyć jako dowód.
Efektem ubocznym narastających nierówności majątkowych na świecie i kontynuowanej przez 10 lat łagodnej polityki monetarnej w wykonaniu banków centralnych jest niesamowita kumulacja oszczędności w bilansach stosunkowo niewielu podmiotów. Z drugiej strony nie najlepsza koniunktura powoduje, że nie ma zbyt wielu atrakcyjnych okazji do tego, żeby te oszczędności inwestować. Jest jeszcze kwestia demograficzna – starzejący się świat woli unikać ryzyka inwestycyjnego. Ktoś, kto ma pięć lat do emerytury, woli ulokować kapitał w instrumentach bezpiecznych zamiast wystawiać go na nadmierne ryzyko.
Oczywiście ten, kto emituje dług, może zbankrutować, ale w przypadku akcji ryzyko bankructwa też istnieje, a do tego dochodzi masa ryzyk związanych z koniunkturą w realnej gospodarce i na rynkach finansowych. Za najbezpieczniejszą inwestycję uważa się obligacje Skarbu Państwa. To dlatego wciąż mamy dowody, że rynek nie zwraca zbyt dużej uwagi na to, jak bardzo dane państwa są zadłużone. Kolejne emisje długu bez problemu znajdują nabywców. Bo jesteśmy coraz starsi.
Trzy dni temu chińskie władze dały zielone światło dla emisji obligacji wieczystych Bank of China za 40 mld juanów (22 mld zł). Obligacje wieczyste to takie, których emitent nigdy nie musi wykupić, ale za to co roku po wsze czasy musi płacić od nich odsetki. W przypadku Bank of China mowa o ok. 5 proc. rocznie. To pokazuje, co z punktu widzenia inwestora jest w długu najważniejsze. Nie to, kiedy wierzyciel go spłaci, ale ile płaci rocznie. Dlatego poziom zadłużenia państw przestaje mieć znaczenie. Nikt nie oczekuje od nich spłacania długów. Mają płacić odsetki, najlepiej w nieskończoność.
Dlaczego w takim razie kilka lat temu zbankrutowała rekordowo zadłużona Grecja? W tamtym wypadku nie chodziło o sam poziom długu, ale realne zagrożenie wypchnięcia Grecji poza strefę euro, a nawet rozpad całej strefy. Rynek wystraszył się ryzyka politycznego, a nie ekonomicznego, i dopiero szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi zdołał uspokoić inwestorów, zapewniając, że zrobi wszystko, aby euro było nieodwracalne.
Z punktu widzenia gospodarki oczywiście lepiej, gdy zadłużenie jest umiarkowane, chociaż nie sposób jednoznacznie wskazać, gdzie znajduje się granica, powyżej której staje się ono nadmierne. Z punktu widzenia rynków finansowych to wszystko ma niewielkie znaczenie, bo popyt ze strony funduszy emerytalnych unikających ryzyka inwestorów i dużych instytucji finansowych jest ogromny i z pewnością w dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie maleć. Dług na świecie będzie dalej narastać.
Bank of China wyemituje obligacje wieczyste za 40 mld juanów (22 mld zł)