Napięcie między Polską a Iranem niweczy pozytywne skutki dyplomatycznych działań kilku kolejnych ekip rządzących.
Dziennik Gazeta Prawna/Inne
Pogoda w stolicy Iranu bywa trudna do wytrzymania. Miasto leży w dolinie, jest otoczone górami, więc w upalne dni panuje tam nieznośna duchota, zimą natomiast przejmujący chłód. Sytuacji nie poprawiają ciągle zakorkowane ulice, na których dziki ruch panuje nawet grubo po północy, a na dodatek w powietrzu unosi się zapach nieoczyszczonej benzyny. Sytuacja jest lepsza w marcu, temperatury wahają od 16 do 20 st. C, a miejscowi dyplomaci wiedzą, że to najlepszy czas na załatwianie interesów i prowadzenie rozmów z przybyszami z Europy.

Zaufanie i plany na przyszłość

Właśnie w marcu 2014 r. w Iranie wylądował Radosław Sikorski wraz z delegacją polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wizyta miała mieć nadzwyczajny charakter, trwać aż trzy dni i obejmować – poza roboczymi rozmowami z Mohammadem Dżawadem Zarifem, szefem irańskiego MSZ – uroczystą kolację, wizyty na polskich cmentarzach, na których znajdują się groby żołnierzy armii Andersa, a także wizytę w historycznym mieście Isfahan.
Iran nadal był wtedy pariasem społeczności międzynarodowej. Wszędzie odczuwało się efekt sankcji nałożonych na Teheran w związku z rozwojem programu nuklearnego. W kawiarniach brakowało kawy, nie działały bankomaty, w drogeriach nie było kosmetyków. Jednocześnie od lat trwały rozmowy z Amerykanami i Unią Europejską, mające doprowadzić do przełamania impasu, zniesienia sankcji i powrotu do normalnych relacji z Zachodem. A było o co walczyć. Iran to ogromny rynek, a ponad połowa 80-milionowej populacji to ludzie poniżej 25. roku życia. To – mimo lat relatywnej izolacji i restrykcji narzucanych przez teokratyczną administrację – nowoczesne, dobrze wyedukowane społeczeństwo, głodne dóbr konsumpcyjnych i zachwycone zachodnim stylem życia. Iran ma także drugie co do wielkości potwierdzone złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Import perskich paliw kopalnych to zaś atrakcyjna alternatywa dla Europy coraz bardziej uzależnionej od rosyjskiej energii.
Zaproszenie polskiej delegacji w marcu 2014 r. było dowodem zaufania ze strony Teheranu. Właśnie mijał rok od rozpoczęcia rozmów w Genewie, które ostatecznie doprowadziły do zniesienia sankcji. Irańczycy już wtedy wiedzieli, że są blisko otwarcia rynku i że wkrótce zachodnie firmy zaleją ich ofertami współpracy. Polska zaś była postrzegana jako kraj niezaangażowany bezpośrednio w konflikt Teheranu z Zachodem. W tamtym czasie wymiana handlowa między oboma krajami wynosiła ok. 40 mln dol., czyli była praktycznie żadna. Irańczycy kusili więc Polaków m.in. możliwością wspólnej eksploatacji złóż gazu i lukratywnymi kontraktami dla PGNiG. Wizyta odbywała się w świetnej atmosferze, ale została niespodziewanie przerwana rosyjską inwazją na Krym, która wymagała natychmiastowego powrotu Sikorskiego do Warszawy. Gospodarze nie kryli rozczarowania, ale mimo skrócenia wizyty polska dyplomacja silnie zaznaczyła swoją obecność – i to na ponad rok przed oficjalnym zniesieniem sankcji – wyprzedzając większość członków UE, nawet tych ze znacznie bardziej rozbudowanymi kontaktami handlowymi w regionie. Nie bez znaczenia był również fakt, że Polska podjęła inicjatywę, ignorując niechętne takim rozmowom stanowisko ambasad USA oraz Wielkiej Brytanii.
Latem 2015 r. dochodzi do zawarcia porozumienia między stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ oraz Niemcami a Iranem. Sankcje zostają zawieszone. Na koniec roku wymiana handlowa między Warszawą a Teheranem ulega podwojeniu. W 2016 r. PGNiG podpisuje wstępne porozumienie z National Iranian Oil Company (NIOC) na wspólne wydobycie ropy ze złóż Soumar. PGNiG ocenia zawartość zasobów geologicznych Soumar na 475 mln baryłek, a wstępna wartość kontraktu z NIOC jest oceniana na 2 mld dol. W 2017 r. wartość relacji handlowych wynosi już 240 mln dol. – w ciągu trzech lat wzrosła sześciokrotnie.

Niespodziewany kryzys

Po wyborach w 2015 r. polska dyplomacja podtrzymywała zainteresowanie Iranem – także dlatego, że minister Witold Waszczykowski pełnił tam kiedyś funkcję ambasadora. Kontakty są coraz częstsze, delegacje irańskich firm spotykają się z przedstawicielami PGNiG oraz Orlenu, a w kwietniu 2018 r. gdański terminal przyjął tankowiec z dostawą 130 tys. ton perskiej ropy. Zaopatrzenie ma być stałe, co sprzyja dywersyfikacji energetycznego zaopatrzenia Polski.
Zbliżenie Warszawy i Teheranu wzbudziło zaniepokojenie Stanów Zjednoczonych. Ambasada USA zareagowała nerwowo na wieść o możliwości zawarcia długoterminowego porozumienia miedzy Orlenem i irańskim dostawcą. Amerykańską dyplomacją rządził już wówczas Mike Pompeo, dążący w ślad za prezydentem Donaldem Trumpem do zerwania porozumienia z Iranem (doszło do tego ostatecznie w maju 2018 r.). Tymczasem kraje UE nie zdecydowały się na przywrócenie sankcji. Polskie firmy dostały jednak sygnał, że należy się z tego kraju wycofywać. Pod koniec maja 2018 r. PGNiG zrezygnowało ze współpracy z Irańczykami, także Orlen nie zdecydował się na odnowienie kontraktu na dostawy ropy.
Polska praktycznie przestała zabierać głos w sprawach Iranu. Do czasu gdy 11 stycznia bieżącego roku Mike Pompeo – w wywiadzie dla telewizji Fox – ogłosił, że w lutym w Warszawie odbędzie się konferencja poświęcona Iranowi. Amerykanie chcą przekonać państwa Unii, Rosję i Chiny, że Teheran trzeba albo zmusić do przyjęcia nowego porozumienia nuklearnego, albo narzucić nowe sankcje. Taka polityka komunikacyjna sugeruje, że polska dyplomacja była nie tyle współinicjatorem wydarzenia, ile wykonawcą politycznej woli USA.
Tak właśnie zostało to odebrane przez Teheran. Minister Zarif zatweetował: „Podczas gdy Iran ratował Polaków w czasie II wojny światowej, obecnie (Polska) jest gospodarzem rozpaczliwego antyirańskiego cyrku”. I dalej: „Przypomnienie dla gospodarza/uczestników antyirańskiej konferencji: ci, którzy brali udział w ostatnim antyirańskim show USA, są albo martwi, albo zhańbieni, albo zmarginalizowani. Iran jest silniejszy niż kiedykolwiek”. W trybie natychmiastowym odwołany został „Polski Tydzień Filmu” w Teheranie, zaś 16 stycznia zawieszono wydawanie wiz dla Polaków.

Groźby i konsekwencje

Gwałtowne ochłodzenie stosunków z Iranem oznacza, że ucierpią nie tylko polskie interesy gospodarcze i polityczne. To także poważny kryzys wizerunkowy. Warszawa jest postrzegana jako posłuszny wykonawca woli USA, pozbawiony własnej podmiotowości. Dalsza eskalacja napięcia z Teheranem może również być zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju. Tweet ministra Zarifa trudno odczytywać inaczej niż jako groźbę. Jak wiadomo, Iran ma swoje wpływy w organizacjach terrorystycznych i maczał palce w zamachach, do których dochodziło w zachodniej Europie, np. we Francji czy ostatnio w Danii. Istnieje prawdopodobieństwo, że Polska właśnie trafiła na irańską listę państw nieprzyjaznych.
Czy mogą płynąć z tej sytuacji jakiekolwiek korzyści? Być może uzyskamy większą przychylność Stanów Zjednoczonych w kwestii ustanowienia stałej obecności amerykańskiej armii w Polsce. Na razie jednak rząd nie był w stanie przedstawić przekonującego komunikatu w tej sprawie. Warto pamiętać, że obiecywano nam różne rzeczy, gdy decydowaliśmy się wesprzeć militarną interwencję USA w Iraku, korzyści tych nie widać jednak do dzisiaj.
W marcu 2019 r. polska delegacja na pewno nie zostanie zaproszona do Teheranu. Polscy turyści na wizy poczekają przynajmniej kilka miesięcy, jeśli nie lat. Sporo czasu będzie musiało minąć, żeby wróciła atmosfera, która jeszcze niedawno panowała między Warszawą i Teheranem. Należy założyć, że ewentualne rozmowy będą się toczyć raczej w upalne dni lata lub w chłodzie zimy.
Zaproszenie polskiej delegacji w marcu 2014 r. było dowodem zaufania. Irańczycy wiedzieli, że są blisko otwarcia rynku i że wkrótce zachodnie firmy zaleją ich ofertami współpracy. Polska zaś była postrzegana jako kraj niezaangażowany w konflikt Teheranu z Zachodem
Autor jest ekspertem ds. stosunków międzynarodowych, członkiem Center for European Policy Analysis (CEPA), byłym dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM)