USA uzależniają warunki wycofania swoich wojsk w Syrii od tureckich gwarancji bezpieczeństwa dla Kurdów i pokonania Państwa Islamskiego - powiedział w niedzielę wizytujący Izrael doradca prezydenta USA Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton.

"Są cele, które chcemy osiągnąć, i one warunkują wyjście (amerykańskich oddziałów z Syrii - PAP)" - powiedział Bolton dziennikarzom w Jerozolimie. "Harmonogram zależy od politycznych decyzji, które musimy wdrożyć" - dodał.

Wśród warunków wyjścia wymienił pokonanie ostatnich bojowników Państwa Islamskiego (IS) w Syrii oraz gwarancje bezpieczeństwa dla kurdyjskich bojowników, którzy przy wsparciu USA zwalczają dżihadystów z IS.

"Nie wydaje nam się, by Turcy powinni podejmować militarne działania, które nie są całkowicie skoordynowane z nami i aprobowane przez USA" - podkreślił.

Według Boltona Trump miał powiedzieć, że "nie pozwoli Turcji zabić Kurdów". Prezydencki doradca wskazał również, że przekazał syryjskim Kurdom, by ci wstrzymali się od szukania ochrony ze strony Rosji lub prezydenta Syrii Baszara el-Asada.

Oświadczył też, że amerykańskie oddziały pozostaną w strategicznie położonej bazie Tanf na południu Syrii.

Prezydencki doradca spotka się w Izraelu z premierem tego państwa Benjaminem Netanjahu. Przed jego przyjazdem Netanjahu nazywał go "starym przyjacielem" i zapewnił, że Izrael dalej zamierza zwalczać irańskie wpływy w Syrii.

19 grudnia Trump nieoczekiwanie ogłosił na Twitterze wycofanie sił amerykańskich w liczbie około 2 tys. żołnierzy z północno-wschodniej Syrii, gdzie oddziały USA walczyły z dżihadystami z Państwa Islamskiego. Trump argumentował to tym, że samozwańczy kalifat w Syrii został już pokonany.

Zaniepokojenie decyzją Trumpa wyrazili sojusznicy USA w walce z IS - Francja, Wielka Brytania i Niemcy, a szef Pentagonu James Mattis i specjalny przedstawiciel prezydenta USA w międzynarodowej koalicji do walki z IS Brett McGurk podali się do dymisji.

Przed decyzją Trumpa prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan wielokrotnie groził, że siły tureckie mogą rozpocząć ofensywę na kontrolowane przez Kurdów terytoria północnej Syrii w każdej chwili. Spekulowano, że krok amerykańskiego prezydenta może oznaczać zielone światło dla tej operacji wojskowej. Wojska USA wspierają w Syrii m.in. kurdyjskie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), na których spoczywa znaczna część walki z IS. Ankara uznaje jednak YPG za organizację terrorystyczną.

Po ogłoszeniu wycofania wojsk USA z Syrii Erdogan przełożył operację wojskową, zapewniając jednocześnie, że z pewnością do niej dojdzie. W obawie przed turecką inwazją Kurdowie zwrócili się o pomoc do prezydenta Syrii.(PAP)

mobr/ ndz/