Mieszkańcy największego niemieckiego landu pójdą do urn w najbliższą niedzielę. Hesja wybierze nowe władze dwa tygodnie później
Od miesięcy sondaże wieszczą historyczną porażkę chadeków rządzących w Monachium. Najprawdopodobniej będą musieli pożegnać się z rządem większościowym i szukać koalicjanta. W bawarskiej polityce to rzadkość. Od czasu II wojny światowej CSU kieruje Bawarią praktycznie niepodzielnie. Na 17 kadencji tylko raz byli w opozycji i pięć razy wchodzili w koalicje. Ich porażka może być szczególnie dotkliwa dzisiaj, kiedy tradycyjne ugrupowania w całym kraju czują na karku oddech skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). W sondażach ogólnokrajowych radykałowie przegonili już socjaldemokratów z SPD, plasując się na drugim miejscu pod względem popularności. Jakby tego wszystkiego było mało, kanclerz Angela Merkel ma kłopoty z przywództwem we własnym ugrupowaniu. Z coraz większym trudem narzuca mu własną wolę.
Bawaria i Hesja to jedyne dwa kraje związkowe, w których Alternatywa dla Niemiec nie ma dziś reprezentacji w lokalnym parlamencie. To się jednak zmieni po nadchodzących wyborach. Antyislamskie ugrupowanie może liczyć na wejście do bawarskiej izby, chociaż najnowsze badania dają mu dopiero czwarte miejsce – na AfD chce głosować co dziesiąty Bawarczyk. Pierwsi w wyborczym wyścigu są chadecy, ale ich 33-proc. poparcie jest rekordowo niskie. W zeszłym tygodniu CSU zanotowała kolejną sondażową stratę o wartości 2 pkt proc. w stosunku do badania sprzed miesiąca. Komentatorzy nie mają wątpliwości, że to efekt sporów w Berlinie.
AfD w sondażach wyprzedziła już nawet socjaldemokratów
Notowania bawarskich chadeków zaczęły spadać, gdy jej szef i minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer rozpętał antymigracyjną batalię przeciwko swojej szefowej Angeli Merkel i wchodzącym w skład rządu socjaldemokratom. Chociaż „crazy Horstowi” udało się przeforsować mocniejszy kurs względem uchodźców, to awantura pozostawiła wśród jego wyborców niesmak, który może pogrzebać nadzieje chadeków na rząd większościowy w Monachium. I jednocześnie może znacząco osłabić pozycję samego Seehofera w rządzie.
Do sukcesu w bawarskich wyborach szykują się Zieloni, którzy chcą podwoić swój wynik wyborczy z 2013 r. – z sondaży wynika, że mogą liczyć na 18-proc. poparcie. Oznacza to, że do ekologów odpłynęła część wyborców partii SPD, która w badaniach notuje stratę prawie połowy głosów w stosunku do poprzednich wyborów. Na socjaldemokratów chce głosować dzisiaj tylko 11 proc. Bawarczyków.
Jeśli wyniki niedzielnych wyborów będą odzwierciedlały badania sondażowe, Zieloni będą najbardziej naturalnym kandydatem na koalicjanta dla chadeków. Obie partie nie wykluczyły takiego rozwiązania. Choć wśród bawarskich chadeków pojawiają się pomysły, by szukać porozumienia z Alternatywą dla Niemiec, to dla Merkel i Seehofera jest to absolutnie nie do przyjęcia. Szefowa niemieckiego rządu będzie również musiała powstrzymać zakusy chadeków z Brandenburgii i Saksonii, którzy deklarują gotowość do współpracy z AfD. Wybory lokalne w obu krajach związkowych odbędą się w przyszłym roku.
W Hesji Alternatywie nie udało się wejść do lokalnego parlamentu w poprzednich wyborach. W 2013 r. ugrupowanie z wynikiem 4,1 proc. znalazło się poniżej pięcioprocentowego progu wyborczego. Ale może się to zmienić już 28 października. Bo chęć oddania na AfD głosu deklaruje 13 proc. mieszkańców regionu.