Eurosceptyczny rząd jednak nie powstanie. Rządzić będzie techniczny premier wskazany przez prezydenta. Ale nie będą to raczej długie rządy.
Po prawie trzech miesiącach powyborczego kryzysu stery we Włoszech przejął prezydent Sergio Mattarella. Po tym, jak w niedzielę odmówił powołania na stanowisko ministra finansów przeciwnika euro Paola Savony, koalicja eurosceptycznego Ruchu 5 Gwiazd i skrajnie prawicowej Ligi Północnej zrezygnowała z tworzenia gabinetu.
Wczoraj misję powołania rządu otrzymał od głowy państwa ekonomista Carlo Cottarelli. Sytuacja jest nadal bardzo niepewna i ruch prezydenta raczej nie uchroni Włoch przed przyspieszonymi wyborami. Mogą się one odbyć już we wrześniu, jeśli gabinetowi Cottarellego nie uda się zdobyć poparcia parlamentu dla budżetu na 2019 r. Ale rząd techniczny daje szansę na przerwanie politycznej niepewności, która niepokoi inwestorów i partnerów w strefie euro.
Włochy są trzecią największą gospodarką Eurolandu z największym po Grecji długiem publicznym. Dlatego zapowiadane przez sceptyczną wobec UE koalicję zwiększenie wydatków i poluzowanie dyscypliny finansowej budziło obawy co do przyszłości wspólnej waluty. Przypomniała o tym Bruksela w zeszłym tygodniu, gdy w Rzymie trwały rozmowy na temat obsady stanowiska ministra finansów. Prezydent Mattarella właśnie powodami gospodarczymi motywował decyzję o zablokowaniu nominacji Savony. Uznał, że krytyk euro odpowiedzialny w rządzie za finanse mógłby zagrozić „oszczędnościom włoskich rodzin”.
Wczoraj Cottarelli próbował uspokajać. – Gospodarka nadal się rozwija i finanse publiczne są pod kontrolą – mówił. Podkreślał, że obrona interesów Włoch w relacjach z UE jest kluczowa, ale musi opierać się na dialogu. Cottarelli, wieloletni urzędnik MFW, ma odmienne poglądy na gospodarkę od lansowanego przez eurosceptyków Savony. Jest zwolennikiem cięć w finansach publicznych i zaciskania pasa.
Działania prezydenta skrytykował Ruch 5 Gwiazd, zwycięzca marcowych wyborów i największy przegrany najnowszego rozdania. Jego lider Luigi Di Maio chce impeachmentu Mattarelli i rozpisania kolejnych wyborów. Zresztą nie tylko Di Maio kwestionuje ruch prezydenta. Wielu zadaje pytanie, jak to możliwe, że wybierany przez parlament prezydent, który na co dzień pozostaje w cieniu włoskiej polityki, nagle stał się głównym rozgrywającym.
To nie pierwszy raz, kiedy głowa państwa odrzuca ministerialną nominację. Za rządów Silvia Berlusconiego doszło do tego dwa razy – w 1994 i 2001 r. A desygnowany na premiera w 2014 r. Matteo Renzi musiał poszukać innego kandydata na ministra sprawiedliwości. Konstytucja, która w innych przypadkach ostrożnie dawkuje kompetencje prezydenta, w sprawie wyłaniania rządu daje mu wiodącą rolę. W ustawie zasadniczej przewidziano też procedurę usunięcia prezydenta przez parlament, ale do tego jest potrzebna kwalifikowana większość. W obecnej sytuacji zgromadzenie takiego poparcia graniczy z cudem.
Techniczny gabinet będzie mógł liczyć na tworzącą dotychczasowy rząd Partię Demokratyczną. Poparcie dla decyzji prezydenta wyraził też lider Forza Italia Silvio Berlusconi, choć partia byłego premiera szła do wyborów w prawicowym bloku razem z Ligą Północną. Lider tej ostatniej Matteo Salvini zagroził Berlusconiemu, że jeśli szef Forza Italia poprze rząd Cottarellego, prawicowa koalicja się rozpadnie. Można się spodziewać, że Liga Północna również będzie naciskać na nowe wybory, w których może wzmocnić swoją pozycję kosztem dotychczasowego sojusznika.