Niezależnie od dzisiejszej kultury politycznej w Polsce nie jest i nie powinno być zadaniem premiera, czy prezydenta wpływanie na jakiekolwiek decyzje dot. miejsca lądowania, momentu lądowania, kierunku lotu - mówił w poniedziałek b.premier Donald Tusk, zeznając przed Sądem Okręgowym w Warszawie.

Tusk podkreślił, że przed wyjazdem na uroczystości do Katynia (7.04.2010 r.) nie koncentrował się na kwestiach technicznych dot. przygotowania lotu. Jak zaznaczył, sam był "przedmiotem", a nie "podmiotem" działań ws. przygotowań do wizyty.

Dopytywany, czy uzyskiwał przed wylotem informacje na temat lotniska w Smoleńsku odpowiedział, że wydawało się, że lotnisko nadaje się do lądowania w związku z lądowaniem jego jak i premiera Rosji Władimira Putina.

"Niezależnie od tego, jaka kultura polityczna panuje dzisiaj w Polsce na ten temat - nie jest i nie powinno być zadaniem premiera, czy prezydenta wpływanie na jakiekolwiek decyzje dot. miejsca lądowania, momentu lądowania, kierunku lotu, charakteru maszyny, doboru maszyny etc. " - podkreślił Tusk.

"To, nie mówię tylko tutaj o tej tragedii, ale na całym świecie wiadomo, że tego typu zachowania na pokładzie samolotu, czy przed lotem mogą doprowadzić do tragedii z oczywistych względów - braku kompetencji polityków ws. lotniczych, czy logistycznych. Więc z mojego punktu widzenia było to oczywiste, że nie powinien się tym interesować i nie powinienem w żaden sposób wpływać" - zaznaczył b.premier.

Tusk pytany, kto zdecydował o tym, że lądowanie jego oraz 10 kwietnia prezydenta Lecha Kaczyńskiego będzie miało miejsce na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj podkreślił, że odpowiedzialne za to są służby bezpośrednio związane z lotnictwem, a "w tym przypadku pułk".

"Sądzę, że decyzję o tym, gdzie ląduje samolot podejmował zawsze pułk. (...) Nie chodzi o cel wizyty, tylko o okoliczności techniczne - jak maszyna, gdzie ląduje" - zauważył.

Szef Rady Europejskiej dopytywany, czy Rosjanie odradzali wówczas lądowanie na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj odpowiedział, że do niego takie informacje nie docierały.

"Nawet gdyby były (sugestie, żeby nie lądować na lotnisku w Smoleńsku - PAP), to ja i tak polegałbym na decyzjach z polskiej strony. (...) To przecież nie mogła być kwestia doradzania, czy sugerowania - albo można lądować i wtedy jest decyzja, że można, albo nie można i wtedy jest decyzja, że nie można. To nie podlega negocjacjom czy nie powinno podlegać naciskom o charakterze politycznym" - podkreślił Tusk.

Na przesłuchaniu padło też pytanie dotyczące rozmowy z Władimirem Putinem. Donald Tusk odpowiedział, że rozmawiał z nim bardzo kurtuazyjnie.