Milo Dukanović dał swojej republice niepodległość, uchronił przed wojną i wprowadził do NATO. Na świecie budzi kontrowersje, ale większość rodaków mu ufa
Milo Dukanović to być może najzdolniejszy polityk naszego regionu. Człowiek, który Czarnogórą rządzi nieprzerwanie od 1991 r., w niedzielę już w pierwszej turze może zdobyć prezydenturę. Jego sekret polega na bezkompromisowości; w kraju jest znany jako Britva (brzytwa). I na tym, że zawsze wie, kiedy się wycofać: porzucić swojego przyjaciela Slobodana Miloševicia, ukrócić przemyt papierosów do Włoch, zrezygnować z serbskiego dinara i unii z Belgradem.
Skazany na politykę, czasem z tylnego siedzenia
Dukanović został premierem w 1991 r. w dzień swoich 29. urodzin. Od tamtej pory spędził siedem kadencji w fotelu szefa rządu i jedną w pałacu prezydenckim. A gdy – jak obecnie – zdarza mu się nie pełnić żadnej z tych funkcji, i tak kieruje republiką z tylnego fotela jako szef partii rządzącej. W niedzielę będzie rywalizować w wyborach prezydenckich. Sondaż instytutu CEDEM z 29 marca daje mu 50,6 proc. Jego najpoważniejszy rywal Mladen Bojanić może liczyć na 35,5 proc.
Milo był skazany na politykę. Jego ojciec Radovan był funkcjonariuszem Związku Komunistów Czarnogóry, lokalnego odłamu partii rządzącej Jugosławią. A i „porodičną slavę”, charakterystyczny dla serbskiej kultury dzień patrona rodu, Dukanoviciowie obchodzą 21 listopada. To Aranđelovdan, Dzień Archaniołów, aniołów najważniejszych w niebiańskiej hierarchii. Nie wiadomo, kiedy Milo sam postanowił zostać najważniejszym. Udało mu się, jak nikomu w regionie.
Na początku lat 90., gdy rozpadała się Jugosławia, Czarnogóra była jedyną republiką, która postanowiła pozostać w związku z Serbią. Nie było w tym nic dziwnego; wielu Czarnogórzan ma podwójną, serbsko-czarnogórską, albo wręcz wyłącznie serbską tożsamość narodową. Mówią tym samym językiem, wyznają tę samą religię. Różnica tkwi w historii – górski kraj z książęcym dworem w Cetynii przez wieki rządził się sam, opierając się atakom obcych.
Dukanović początkowo wspierał Serba. – Milošević to najlepsza rzecz, jaka przytrafiła się Jugosławii w momencie, gdy faszystowskie siły w Chorwacji i Słowenii starają się zniszczyć wszystko, co stworzono od 1945 r. – mówił czarnogórski premier w 1992 r. – Jestem dumny, że w tym historycznym czasie możemy razem z nim bronić ciągłości rewolucji – dodawał, nie pozbywszy się jeszcze haseł z minionej już epoki. Deklarował, że nigdy już nie zagra w szachy, nawiązując do szachownicy z godła Chorwacji, a albańskie powstanie w Kosowie to element anty-jugosłowiańskiej agresji Zachodu.
Ale kiedy Czarnogóra zaczęła odczuwać skutki blokady gospodarczej, nałożonej na Jugosławię za agresywną politykę Miloševicia, Dukanović powoli zaczął się dystansować od Belgradu. Najpierw jednak, by zapewnić republice wpływy budżetowe, zaczął przymykać oko na przemyt papierosów. Mechanizm dokładnie opisał Brytyjczyk Misha Glenny w książce „McMafia”. Odtworzyli go też włoscy śledczy w ramach operacji „Montecristo”.
Mafia sprowadzała zachodnią produkcję firm tytoniowych do Rotterdamu. Teoretycznie miały być one przeznaczone do stref wolnocłowych na lotniskach i w portach, więc były zwolnione z cła. Z Rotterdamu oficjalnie sprzedawano je do skorumpowanych krajów w rodzaju Egiptu czy Uzbekistanu, ale faktycznie trafiały do Czarnogóry. Tam były przeładowywane na jedną z 70 szybkich łódek i transportowane nocą do Włoch, gdzie przejmowała je apulijska mafia Sacra Corona Unita lub neapolitańska Camorra i sprzedawała na ulicach i bazarach. Od każdego kartonu Czarnogórzanie pobierali „podatek tranzytowy”.
Jak pisze Glenny, włoska straż przybrzeżna na 500-kilometrowym odcinku wybrzeża w Apulii dysponowała raptem dwiema motorówkami. Tranzytem przez Czarnogórę zajmowała się firma Montenegro Tabak Trade. „MTT stworzyli pewni (włoscy – red.) członkowie organizacji przestępczych do spółki z przedstawicielami rządu Czarnogóry. Firma działała pod specjalnym parasolem ochronnym Mila Dukanovicia” – cytuje brytyjski dziennikarz jeden z unijnych dokumentów. – To nie był żaden szmugiel, lecz tranzyt zgodny z prawem Czarnogóry – przekonywał Dukanović.
Według włoskiego dziennikarza śledczego Lea Sistiego w latach 1994–2002 szmuglerzy przerzucali z czarnogórskiego Baru do włoskiego Bari nawet miliard sztuk papierosów miesięcznie. Ratko Knežević (Dukanović był na ślubie jego świadkiem) opisywał, że pod koniec lat 90. rząd w Podgoricy zarabiał na procederze 700 mln dol. rocznie. Dukanović stanowczo zaprzecza, by zyski trafiały także do jego kieszeni. Zdaniem ICIJ, Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych, polityk kontroluje majątek wart 14,7 mln dol. Sam twierdzi, że wszystko zarobił legalnie.
Poparł bombardowanie kraju, którego był częścią
Na przełomie wieków w Jugosławii wybuchła wojna gangów, m.in. o wpływy z przemytu papierosów. W 2000 r. zamordowano m.in. doradcę Dukanovicia ds. bezpieczeństwa Gorana Žugicia. Tymczasem dwa lata wcześniej wybuchła wojna w Kosowie, w której po stronie tamtejszych Albańczyków stanęło NATO i zaczęło bombardować cele na terenie Jugosławii. Dukanović poparł ataki na kraj, którego częścią formalnie wciąż pozostawała Czarnogóra. Sprawy polityczne i biznesowe zdążyły go do tego czasu poróżnić z belgradzkimi elitami.
Już w 1996 r. Czarnogóra porzuciła tracącego na wartości jugosłowiańskiego dinara. Powód? Belgrad bez wiedzy Podgoricy drukował coraz bardziej bezwartościowe banknoty. Prawem kaduka, bez porozumienia z Berlinem, Dukanović wprowadził niemiecką markę, którą potem zastąpiło euro. Zdając sobie sprawę z gospodarczych skutków izolacji republiki, szukał porozumienia z Zachodem. Milošević już nie był „najlepszą rzeczą, jaka się przytrafiła Jugosławii”. – Sprawia wrażenie, jakby stracił zdolność do długoterminowego i poważnego patrzenia w przyszłość – mówił o nim w 1997 r. w sensacyjnym wywiadzie, w którym publicznie wypowiadał mu posłuszeństwo.
Azylu w Czarnogórze szukali zarówno prześladowani Albańczycy – w Ulcinju stoi pomnik wdzięczności postawiony przez dawnych uchodźców z Kosowa – jak i serbscy przeciwnicy Miloševicia. Choćby lider opozycji Zoran ?inđić, przyszły premier Serbii zamordowany potem w Belgradzie. Dla Miloševicia wolta władz w Podgoricy była poważnym problemem. Utrata Czarnogóry odcinałaby Serbię od dostępu do morza. Także dlatego Zachód docenił Dukanovicia. W 1999 r., już po zakończeniu nalotów, z Czarnogórzaninem spotkał się prezydent USA Bill Clinton.
Według Glenny’ego Amerykanie dali wtedy Dukanoviciowi do zrozumienia, że czas skończyć z przemytem papierosów. – Powiedziałem Milowi, że rozsądnie zrobi, jeśli włoży wykrochmaloną koszulę i dopilnuje, by nie pobrudziła jej ta paskudna firma, którą utrzymuje – mówił Dick Sklar, który pośredniczył w kontaktach Clintona z bałkańskimi politykami. „W październiku 2001 r. brytyjski wywiad w końcu doniósł, że Czarnogóra ukróciła działalność handlarzy na motorówkach. Dukanović zrozumiał przestrogę” – czytamy w „McMafii”.
Skończył z przemytem i wszedł do NATO
Po demokratyzacji Serbii polityk zaczął lobbować za niepodległością, choć jeszcze w referendum z 1992 r. promował utrzymanie wspólnego państwa. Najpierw z pomocą unijnych mediatorów doprowadził do zastąpienia w 2003 r. Jugosławii luźniejszą unią Serbii i Czarnogóry. Potem w 2006 r. wygrał plebiscyt niepodległościowy. Zdecydowało 2 tys. głosów ponad wymagane 55 proc. – To najważniejszy dzień w najnowszej historii Czarnogóry. Mamy państwo i nigdy więcej nie pozwolimy, by ktokolwiek kwestionował jego istnienie – triumfował Dukanović.
Niepodległa Czarnogóra obrała zdecydowany kurs na Zachód, narażając się przy tym na konflikt z Rosją. Z jednej strony śródziemnomorskie wybrzeże między Herceg-Novi a Barem zostało opanowane przez rosyjskich oligarchów, których jachty każdego lata dokonywały inwazji na Zatokę Kotorską. Willę za 50 mln euro miał tam postawić miliarder Oleg Dieripaska. Pieniądze z Rosji zaczęły płynąć do Podgoricy szerokim strumieniem. Rosjanie skupowali nieruchomości i fabryki. Ale Moskwa miała ambitniejsze plany.
W wersji maksimum próbowała nakłonić czarnogórskie władze do zgody na utworzenie morskiej bazy wojskowej w Barze lub Kotorze. Dałoby to Rosjanom pierwszy przyczółek w europejskiej części Morza Śródziemnego, pewniejszy i cenniejszy niż syryjska baza w Tartusie. Ale po wejściu Czarnogóry do NATO plany te wzięłyby w łeb. Akcesja tego małego kraju domykałaby kontrolę Sojuszu nad śródziemnomorskim wybrzeżem Europy (poza NATO pozostałoby jedynie 20 km bośniackiego brzegu; 4 km wybrzeża Monako się nie liczą, bo za obronę księstwa odpowiada natowska Francja).
W przeddzień wyborów parlamentarnych 2016 r. Rosjanie rękoma serbskich najemników – część walczyła wcześniej przeciwko Ukraińcom w Zagłębiu Donieckim – próbowali zorganizować zamach stanu. Operację koordynował Eduard Szyszmakow, wcześniej pracujący jako zastępca wojskowego attaché ambasady Rosji w Warszawie. Według śledczych z Podgoricy plan nie wykluczał zamordowania ?ukanovicia. Umowa akcesyjna była już wtedy podpisana, trwał proces ratyfikacji przez parlamenty przyszłych sojuszników. Dla Kremla to był ostatni moment na działanie.
Dzięki współpracy wywiadów wielu państw, m.in. Czarnogóry, Serbii, Ukrainy i USA, operacja się nie udała. Partia ?ukanovicia wygrała 10. wybory parlamentarne z rzędu, Czarnogóra weszła do NATO, a Moskwa dostała kolejny powód do żywiołowych zaprzeczeń, jakoby miała z operacją cokolwiek wspólnego. W niedzielę nieco ponad 500 tys. uprawnionych do głosowania Czarnogórzan rozstrzygnie, czy ich wieczny lider zdobędzie prezydenturę w pierwszej turze, czy będzie musiał jednak poczekać do drugiej. To jedyna zagadka tego głosowania. ⒸⓅ