W cieniu politycznego odwetu wobec Rosji znalazła się podjęta przez Brukselę próba normalizacji stosunków z Turcją
Jedyne ustalenie zeszłotygodniowego szczytu UE – Turcja w Warnie dotyczy kontynuowania współpracy w zakresie migracji. Bruksela potrzebuje wsparcia Ankary, bo bez niej nie udałoby się powstrzymać fali migracyjnej do Europy. To powoduje, że Wspólnota próbuje rozmawiać, unikając radykalnego zaostrzenia języka wobec Turcji. A powodów jest coraz więcej.
Unię Europejską niepokoi przede wszystkim sytuacja wewnętrzna u sąsiada. – Rozumiemy konieczność zapewnienia bezpieczeństwa po próbie zamachu stanu, ale niektóre z używanych metod podważają podstawowe wolności i zasady praworządności w Turcji – mówił w Warnie szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Od czasu nieudanego puczu w lipcu 2016 r. w Turcji doszło do zwolnień urzędników państwowych, nauczycieli i sędziów, zatrzymania dziennikarzy i zamykania opozycyjnych mediów. To wszystko doprowadziło do ochłodzenia relacji z Brukselą, nie na tyle jednak, by ta zdecydowała się na radykalne kroki.
Ostatnio pojawiły się nowe napięcia. Drażliwą sprawą jest eksploatacja podmorskich złóż na wodach cypryjskich. Turcja uważa ją za bezprawną, bo pomija Turków z północnej części wyspy. W ramach konfliktu wokół podziału Cypru od lat prowadzony jest też spór dotyczący przebiegu granic na morzu. Nabrał on znaczenia, gdy ostatnio odkryto tam złoża gazu i ropy.
Nie pomagają także apele UE o uwolnienie przez Turcję dwóch greckich żołnierzy zatrzymanych po przekroczeniu – omyłkowo, jak twierdzą Ateny – granicy turecko-greckiej.
Wracając z Warny, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan mówił, że unijni przywódcy (obok Tuska na szczycie był szef KE Jean-Claude Juncker) naciskali na niego, by uwolnił greckich żołnierzy. Erdogan nie uległ namowom, bo – co podkreślał – oznaczałoby to ingerencję w postępowanie sądowe.
Kolejnym problemem w relacjach z UE jest turecka ofensywa w Syrii. Ankara utrzymuje, że prowadzona, pod przewrotną nazwą „Gałązka oliwna”, operacja ma charakter antyterrorystyczny. Jest wymierzona w kurdyjską partyzantkę z Powszechnych Jednostek Ochrony (YPG). Bojownicy to zbrojne ramię zdelegalizowanej i uznawanej w Turcji za organizację terrorystyczną Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Z opanowanego przez tureckie wojsko regionu Afrin na północy kraju według szacunków ONZ uciekło już 75 tys. osób.
Prezydent Turcji podczas szczytu w Warnie nie wykazywał chęci do kompromisu w żadnej z tych kwestii. Co więcej, po spotkaniu oświadczył, że jego kraj – członek NATO aspirujący do UE – nie przyłączy się do skoordynowanej odpowiedzi na atak z użyciem broni chemicznej w Wielkiej Brytanii i nie wydali rosyjskich dyplomatów.
Taki ruch nie leżałby w interesie Turcji, która w ostatnim czasie intensywnie ociepla relacje z Rosją. Dzień po szczycie w Warnie Erdogan odbył rozmowę telefoniczną z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem. Jej tematem – jak informowała rosyjska agencja TASS – były przygotowania do kolejnego spotkania prezydentów Turcji, Rosji i Iranu poświęconego sytuacji w Syrii. W tym tygodniu Erdogan i Putin mają też wziąć udział w ceremonii położenia kamienia węgielnego pod budowę pierwszej tureckiej elektrowni atomowej w Akkuyu, realizowanej za pieniądze rosyjskiego Rosatomu.
Pomimo oddalania się od sojuszników w NATO i UE Erdogan niezmiennie deklaruje chęć wstąpienia Turcji do Unii, co – jak powtórzył w Warnie – jest strategicznym celem jego kraju.