Dziś wręczone zostaną akty mianowania generałów. Kolejne gwiazdki otrzyma 14 oficerów. To następna odsłona sprzątania resortu i armii po ministrze obrony Antonim Macierewiczu.



Czwartą gwiazdkę (więcej mieć nie można) dostanie szef sztabu gen. Leszek Surawski. Trzecią dowódcy operacyjny i generalny Sławomir Wojciechowski i Jarosław Mika, drugą m.in. zastępca szefa sztabu gen. Adam Joks. Te nominacje na łamach DGP jako pierwsi zapowiadaliśmy w ubiegłym tygodniu. Awansowani zostaną też oficerowie, którzy zgodnie z rozpisaniem etatów w Wojsku Polskim powinni mieć wyższy stopień. Chodzi o kilku dowódców brygad czy np. attaché wojskowego w Stanach Zjednoczonych, który według przyjętych zasad powinien mieć dwie gwiazdki.
Zgodnie z konstytucją na kolejne tak wysokie stopnie oficerskie mianuje, na wniosek ministra obrony narodowej, prezydent RP – zwierzchnik sił zbrojnych. Do dziś w służbie czynnej mieliśmy 63 generałów, w tym czterech trzygwiazdkowych i żadnego czterogwiazdkowego. Biorąc pod uwagę, że wśród nich są m.in. szef Wojskowego Instytutu Medycznego, generałowie pełniący funkcje w strukturach sojuszniczych, kilku w rezerwie kadrowej czy rektorzy szkół wyższych, to oznacza, że wśród liniowych dowódców mamy radykalne braki generałów. Tak zwane rozpisanie etatowe wojska przewiduje, że powinno ich być ponad 100. Te niedostatki to efekt tego, że w ostatnich latach z wojska odchodziło więcej generałów niż zwykle, a na ich miejsce nie przychodzili nowi. Po dzisiejszych awansach będziemy mieli 70 generałów.
Te zaś są efektem odejścia ministra obrony Antoniego Macierewicza. Skonfliktował się on z prezydentem Andrzejem Dudą tak mocno, że zwierzchnik sił zbrojnych przez ostatni rok odmawiał nominacji kandydatów wysuniętych przez MON. Podczas ostatniego święta niepodległości, zwyczajowego momentu ogłaszania nominacji, prezydent ograniczył się do wręczenia odznaczeń. – To miał być sygnał dla wojska, że prezydent by chciał, ale działania ministra mu na to nie pozwalają – mówi nasz rozmówca z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Co ciekawe, obecnie nominowani przez ministra Mariusza Błaszczaka w większości nie byli przewidziani do awansu przez ministra Macierewicza.
Dzisiejsza uroczystość to kolejny sygnał, że konflikt między MON a Pałacem Prezydenckim jest wyciszany. Najlepszym tego dowodem, że czwartą gwiazdkę otrzymuje szef sztabu Leszek Surawski. Antoni Macierewicz, mimo że sam go na to stanowisko zaproponował, awans blokował, bo generał miał własne zdanie i czasem je wygłaszał. Wbrew ministrowi. Ten blokował oficjalne kontakty szefa sztabu i prezydenta. Dlatego panowie spotykali się nieoficjalnie. Ten awans na pewno poprawi notowania Surawskiego w Sojuszu Północnoatlantyckim, ponieważ był on jedynym generałem na tym stanowisku, który miał trzy gwiazdki. Wszyscy inni mają po cztery.
Inną kwestią sporną między MON a Pałacem Prezydenckim była reforma systemu kierowania i dowodzenia WP. Mimo że oba ośrodki chciały jego zmiany i zgadzały się, by „pierwszym żołnierzem” został szef sztabu, to nie potrafiły się porozumieć w sprawie szczegółów. Z czasem konflikt o podłożu merytorycznym przekształcił się w emocjonalno-osobisty pomiędzy wiceministrem Tomaszem Szatkowskim a szefem BBN Pawłem Solochem. Teraz spór jest ponoć zażegnany, a Szatkowski nie zajmuje się już reformą SKiD.
Istotną kwestią, która była niejako zrzuceniem bomby atomowej przez MON na ośrodek prezydencki, było wszczęcie przez podległą Antoniemu Macierewiczowi Służbę Kontrwywiadu Wojskowego procedury sprawdzającej w stosunku do generała Jarosława Kraszewskiego, najważniejszego doradcy wojskowego prezydenta Dudy. Jej efektem było zablokowanie jego dostępu do informacji niejawnych. Generał złożył odwołanie. Decyzja w tej sprawie w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów musi zapaść najpóźniej 27 marca.