Dwadzieścia lat mija w sobotę od dnia katastrofy kolejki górskiej we włoskich Alpach, w której zginęło 20 osób, w tym dwoje polskich turystów. Samolot stacjonujących we Włoszech wojsk USA zerwał linę kolejki, która runęła na stok z wysokości 100 metrów.

Hołd ofiarom wypadku, który wywołał serię napięć między Rzymem a Waszyngtonem, oddał w 20. rocznicę tragedii prezydent Włoch Sergio Mattarella. W miejscowym kościele odprawiono mszę.

3 lutego 1998 roku w rejonie miejscowości Cavalese w Val di Fiemme w Trydencie nisko lecący amerykański samolot wojskowy z bazy w Aviano zerwał linę nośną kolejki górskiej dla narciarzy, jadącej na szczyt Cermis. Zginęło 19 włoskich i zagranicznych turystów, wśród nich Polka z kilkunastoletnim synem, oraz pracownik obsługi.

Katastrofa spowodowała szereg kontrowersji, gdy ustalono, że samolot leciał zbyt nisko i - jak wszystko na to wskazuje - był to tragiczny w skutkach popis brawury załogi czy wręcz bezmyślności, jak mówili mieszkańcy okolicy, którzy widzieli maszynę w powietrzu. Przeleciała ona około 100 metrów niżej niż powinna w tym rejonie.

Stronie włoskiej nie udało się doprowadzić do postawienia załogi przed sądem we Włoszech. Nie zgodził się na to między innymi ówczesny prezydent USA Bill Clinton, który wziął natomiast na swój kraj pełną odpowiedzialność za katastrofę.

W czasie procesu przed sądem wojskowym w Stanach Zjednoczonych nikt z czteroosobowej załogi samolotu nie został uznany za winnego spowodowania katastrofy. Dwóch żołnierzy uniewinniono, bo nie byli u sterów. Kapitan został skazany na 6 miesięcy pozbawienia wolności za zniszczenie nagrania wideo z lotu i wydalony ze służby w marynarce wojennej USA. Kończył wówczas misję we Włoszech i w trakcie tego lotu kręcił pożegnalne wideo - pamiątkę z Alp.

Drugi pilot przyznał się do spalenia taśmy wideo i również został wydalony ze służby, unikając przy tym więzienia.

Rodzinom ofiar wypłacono odszkodowania. Wielomilionową kwotę wyłożyły najpierw władze regionu Trydent, a potem zwrócili im ją Amerykanie.

Nigdy do końca nie wyjaśniono wszystkich okoliczności tragedii, która spowodowała falę protestów we Włoszech przeciwko obecności amerykańskich żołnierzy.

W specjalnym przesłaniu na rocznicę prezydent Mattarella wyraził swą bliskość z rodzinami ofiar i z mieszkańcami Cavalese, którzy zorganizowali uroczystości upamiętniające tragiczne zdarzenie.

"Samolot wojskowy Stanów Zjednoczonych spowodował masakrę zrywając linę kolejki w wyniku niewłaściwego zachowania i błędów załogi. Sądowe śledztwo i postępowanie procesowe, przeprowadzone w ramach zobowiązań wynikających z porozumień międzynarodowych, nie zaspokoiło pragnienia sprawiedliwości rodzin i miejscowej ludności" - napisał Mattarella.

Odnotował, że w rezultacie katastrofy dokonano „rewizji sposobu działania” stacjonujących we Włoszech wojsk USA.

"Ciężka i zawiniona tragedia pozostawia otwarte rany" - przyznał włoski prezydent. „Demokratyczne i nowoczesne państwo powinno na pierwszym miejscu stawiać bezpieczeństwo obywateli i spokój ich życia” - zaznaczył Mattarella.