Media północnego Cypru wydrukowały w tym tygodniu szokujący list grupy turecko-cypryjskich nauczycieli z Kolegium Teologicznego Hala Sultan nt. dyscypliny religijnej stosowanej przez ich tureckich kolegów wobec uczniów tej szkoły.

„Dzieci są budzone w nocy i zmuszane do odmawiania modlitw, uczennice ubrane zbyt nowocześnie są ośmieszane publicznie, a te, które mają chłopaków, namawiane do zakończenia tych relacji jako grzesznych albo natychmiastowego wyjścia za mąż, pod warunkiem, że zgodzą się na to ich rodzice” – piszą nauczyciele w liście zaadresowanym do turecko-cypryjskiego ministerstwa edukacji. Nauczyciele twierdzą, że dyrektor szkoły, mianowany przez turecko-cypryjskie ministerstwo edukacji, jest przez nauczycieli, którzy przyjechali z Turcji, ignorowany, a oni sami spychani na margines.

Dodają, że uczniowie, którzy studiują Koran i gorliwie praktykują islam, dostają od tureckich nauczycieli drogie prezenty, natomiast ci, którzy przyznają się do symbolicznego obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia (rytuału, który wielu Turków cypryjskich celebruje jako okazję do kupowania bliskim prezentów), straszeni, że jeśli będą to robić, „zamienią się w kamień”. Dzieci są zachęcane, by zostały „muzułmańskimi męczennikami, ginącymi za wiarę”.

List nauczycieli spowodował w Republice Tureckiej Cypru Północnego (RTCP), nielegalnym państwie, które powstało w wyniku podziału wyspy w 1974 r., żywiołowe reakcje, nawołujące do zamknięcia szkoły i walki z turecką dominacją.

„Wystarczy tego. Musimy się bronić. Inaczej przejmą wszystkie nasze szkoły i poddadzą indoktrynacji także nasze dzieci. Rząd musi coś z tym zrobić” – powiedziała PAP cypryjska Turczynka Yeliz, 40-letnia matka z Nikozji.

Kolegium, które wbrew swojej nazwie jest uczelnią ogólnokształcącą, cieszy się popularnością głównie wśród tej części społeczeństwa północnego Cypru, która na wyspę sprowadziła się z Turcji w ciągu ostatnich 43 lat. W skład uczelni, która została otwarta cztery lata temu z inicjatywy rządu Turcji i jest sponsorowana przez tureckie organizacje religijne, wchodzi zarówno szkoła podstawowa, jak i średnia. Kolegium ma internat i wielu uczniów pochodzących z mniej zamożnych domów może w nim liczyć na stypendia.

Sener Elcil, przewodniczący potężnego Turecko-Cypryjskiego Związku Nauczycieli, który od samego początku protestował przeciwko budowie kolegium Hala Sultan, tłumaczy PAP, że większość Turków cypryjskich sprzeciwia się religijnemu etosowi kolegium i obawia się, że jest ono tylko pierwszym krokiem na drodze przekształcenia tradycyjnie świeckiej RTCP w państwo muzułmańskie.

„Turcy cypryjscy nigdy nie byli zbytnio religijni” – tłumaczy Elcil. "To prawda, jesteśmy muzułmanami, ale większość z nas ani się nie modli, ani nie chodzi do meczetu. Ludzie wierzą bardziej w etykę stojącą za religią niż zewnętrzne objawy religijności. To jednak obecnie Ankarze nie wystarcza” - dodaje.

Według Elcila Cypr północny od lat podlega stopniowemu procesowi asymilacji przez Turcję. Większość Turków cypryjskich czuje, że kulturowo różnią się od Turków z kontynentu, i zawsze była przeciwna temu procesowi. Jednak o ile przed dojściem do władzy w Turcji islamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Ankara skupiała się na umacnianiu na wyspie tureckiego nacjonalizmu, popierając między innymi osiedlanie się tam tysięcy Turków z kontynentu, w ostatnich latach doszła do tego kwestia religii.

Kolegium Hala Sultan jest tego dobrym przykładem. Zdaniem Elcila stanowi pierwszy krok w kierunku zmiany całego systemu edukacji na północnym Cyprze.

„Nasze ministerstwo edukacji jest pod coraz większą presją ze strony Ankary, żeby zmienić nasz program nauczania na taki sam, jaki został ostatnio wprowadzony w Turcji. Chcą, żebyśmy usunęli z naszych podręczników teorię ewolucji i ograniczyli do minimum teksty na temat reform państwa tureckiego wprowadzonych przez Ataturka (który uczynił z Turcji państwo świeckie). Na razie nasz związek się temu przeciwstawia, ale zmiany są wprowadzane stopniowo, za naszymi plecami. Któregoś dnia staną się fait accompli” – mówi działacz związkowy. Dodaje, że każdego lata na północnym Cyprze, którego budżet jest całkowicie pokrywany przez Ankarę, odbywa się coraz więcej kursów religijnych dla dzieci, organizowanych przez imamów lokalnych meczetów.

„Większość tych imamów pochodzi z Turcji. My nie mamy żadnej kontroli nad tym, czego uczą” – mówi Elcil, którego martwi także fakt, że na wyspie jest budowanych coraz więcej meczetów.

„Potrzebujemy nowych szkół i lepszych dróg, a zamiast tego dostajemy meczety. Od 1974 roku wybudowano 162 szkoły i 212 meczetów, włączając w to ten największy, na którego budowę wydano 33 mln dolarów” – narzeka Elcil.

Znana turecko-cypryjska dziennikarka Esra Aygin podziela obawy Elcila. Jako dalszy przykład coraz większego uzależniania się północnego Cypru od Turcji podaje fakt, że od kilku lat RTCP łączy z Anatolią podmorski wodociąg, przez który na wyspę jest dostarczana woda. To samo niedługo będzie dotyczyć prądu.

„Nie miałabym nic przeciwko tym projektom, gdyby zostały zrealizowane po dokładnym przestudiowaniu wszystkich opcji i wybrane jako najlepsze rozwiązanie dla naszej wyspy. Problem polega na tym, że tak się jednak nie stało. Wielki projekt wodny został zrealizowany przez AKP jako dowód jej potęgi. Całkowicie uzależnił nas od Turcji pod względem naszych zasobów wodnych. Teraz to samo zrobią z elektrycznością” – mówi Aygin.

Za niebezpieczny dziennikarka uważa także fakt, że w sytuacji, kiedy większość okazji biznesowych na wyspie ma swoje źródło w Turcji, rośnie też liczba turecko-cypryjskich biznesmenów, którzy stali się „religijni”, ponieważ to pomaga im w nawiązywaniu kontaktów z tureckimi inwestorami.

Aygin wskazuje też na fakt, że coraz więcej Turków cypryjskich opuszcza wyspę.

„Ludzie mają coraz mniejszą nadzieję na zjednoczenie wyspy i boją się, że sytuacja na północy będzie coraz gorsza. Wszyscy wiemy, że nasze losy zależą od Turcji, więc z rosnącym niepokojem obserwujemy pogłębiający się tam chaos. Boimy się, że ogarnie też nas” – tłumaczy Aygin.

Jednak nie wszyscy mieszkańcy Cypru północnego czują tak samo. Większość rodziców dzieci, które uczęszczają do kolegium Hala Sultan, twierdzi, że poziom edukacji w tej szkole jest wysoki i odpowiada ich oczekiwaniom. Kiedy Związek Nauczycielstwa i część Turków cypryjskich nawołuje do zamknięcia szkoły, organizują oni demonstracje przed parlamentem RTCP, domagając się otwarcia innych podobnych szkół, a także wprowadzenia do oficjalnego programu nauczania obowiązkowych lekcji religii. Za większą liczbą meczetów i lekcjami religii opowiada się też wielki mufti Cypru Północnego Talip Atalay.

„Sto lat temu na Cyprze mieliśmy 50 000 Turków cypryjskich i 400 meczetów. Obecnie mamy o wiele większą populację, a tylko 200 meczetów. Tak, pewne osoby są przeciwne lekcjom religii, jakie prowadzimy, ale to nie oznacza, że te, które chcą, aby ich dzieci wiedziały, jak się modlić, nie miałyby do nich prawa. Nikogo do niczego nie zmuszamy. To rodzice przychodzą do nas i zapisują dzieci na te lekcje, bo chcą, żeby lepiej rozumiały zasady naszej wiary” – mówi PAP Atalay.

„Nie da się tego ukryć – nasze społeczeństwo ulega stopniowej ewolucji” – komentuje ten trend dla PAP Mete Hatay, konsultant lokalnego biura norweskiego Instytutu Badań nad Pokojem (PRIO). „Ci, którzy przenieśli się tu z Turcji, są bardziej konserwatywni. Nie możemy tego zupełnie ignorować” - zaznacza.

Ponieważ na Cyprze północnym 7 stycznia odbyły się wybory parlamentarne, afera wokół kolegium Hala Sultan zbiegła się w czasie z intensywnym okresem powyborczych negocjacji ws. utworzenia nowego rządu.

W wyborach wygrała nacjonalistyczna, konserwatywna Partia Jedności Narodowej (UBP), która dla wielu Turków cypryjskich jest symbolem rosnącego uzależnienia północnego Cypru od Turcji.

UBP zdobyła jednak tylko 35 procent głosów i do stworzenia rządu potrzebuje współpracy innych partii, które także przekroczyły pięcioprocentowy próg wyborczy i wejdą do nowego turecko-cypryjskiego parlamentu.

Trzy z nich, lewicowe Turecka Partia Ludowa (CTP) i Społeczna Partia Demokratyczna (TDP) oraz centrolewicowa Partia Ludowa (HP), zaraz po wyborach oficjalnie oświadczyły, że wykluczają jakąkolwiek współpracę z tą partią, którą oskarżają o korupcję, klientelizm. Podkreślają też, że UBP w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy była u władzy, nadała obywatelstwo RTCP 12000 tureckim osadników.

Dlatego wielu ekspertów uważa, że skład nowego rządu, a także przyszłość cypryjskich Turków zależy od decyzji niewielkiej Partii Demokratycznej, która jeszcze nie zajęła wyraźnego stanowiska w sprawie przyszłej koalicji.

„Jeśli DP zgodzi się wejść w koalicję z UBP i YPD, czyli partią zrzeszającą tureckich osadników, będziemy mieli rząd, który bez wahania będzie wykonywać wszystkie polecenia Ankary” – mówi PAP Ahmet Sozen z Uniwersytetu Wschodniośródziemnomorskiego w Famaguście.

„Jeśli jednak DP postanowi dołączyć do koalicji partii lewicowych i centro-lewicowych, które opowiadają się za reformami, wspólnie będą one mogły stworzyć tymczasowy rząd technokratów, który być może wprowadzi zmiany w naszym systemie” - zauważa.

Jednym z pośredników w negocjacjach między trzema partiami opozycyjnymi a DP jest Elcil, który także twierdzi, że „Cypr północny znajduje się na zakręcie historii”.

„Wszelkie ważne decyzje dotyczące Turków cypryjskich podejmowane są w Ankarze, ale teraz istnieje duża możliwość, że stracimy nawet resztki niezależności. Według mnie w nie tak odległej przyszłości może nawet dojść do aneksji północnego Cypru przez Turcję. Dlatego tak ważne jest, kto teraz obejmie tu władzę” - mówi Elcil.

„W teorii jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej, ale w praktyce nikt się o nas nie upomina. Turcja może z nami zrobić, co zechce” - ocenia.

Obecnie wśród turecko-cypryjskich partii trwają negocjacje, których pierwsza faza rozstrzygnie się w przyszłym tygodniu, kiedy prezydent RTCP Mustafa Akinci powierzy misję tworzenia rządu politykowi mającemu największe szanse na sukces.

Cypr północny oderwał się od Republiki Cypryjskiej w 1974 r. W 2004 roku obie części wyspy weszły do UE, ale z powodu obecności na północy wojsk tureckich prawa unijne w tej części wyspy są zawieszone. Na wyspie od lat prowadzone są negocjacje nt. jej zjednoczenia. Ostatnie zakończyły się fiaskiem w lipcu 2017 r.

Według Hataya Cypr północny jest obecnie zamieszkany przez około 400 000 osób, z czego 210 000 ma paszporty nielegalnego państwa, 40 000 reprezentuje tymczasową turecką siłą roboczą, 35 000 – turecką armię, 7 000 – wojskowe rodziny, 90 000 – zagranicznych studentów, a 30 000 innych cudzoziemców. Z 210 000 obywateli RTCP 33 proc. jest osadnikami z Turcji w pierwszym lub drugim pokoleniu.