Naprawdę nie ma wielkiego napięcia - mówił o relacjach Polski z Ukrainą szef MSZ Witold Waszczykowski w wywiadzie dla "Polska The Times". W kwestii relacji z Rosją minister wskazał z kolei, że ta "regularnie neguje podstawowe fakty" i "próbuje napisać na nowo historię XX w".

"Stosunki polityczne, wojskowe czy gospodarcze funkcjonuję bez zakłóceń. Naprawdę nie ma wielkiego napięcia - ale pewne rzeczy trzeba wyprostować. Chyba że wrócimy do dyplomacji Sikorskiego i Tuska, która polegała na nicnierobieniu i opowiadaniu frazesów w stylu +więcej Europy+" - ocenił minister, pytany o relacje z Kijowem.

Na uwagę dziennikarza, że to b. szef dyplomacji Radosław Sikorski i b. premier Donald Tusk uruchomili program Partnerstwa Wschodniego, Waszczykowski odpowiedział, że "nie oni to wymyślili, tylko Niemcy". "Ten program Niemcy oferowali jeszcze poprzedniemu rządowi PiS, w którym pracowałem" - dodał.

"Tylko 10 lat temu uznaliśmy, że ten program jest za mało atrakcyjny, bo przewidywał on pomoc w wysokości 600 mln euro dla sześciu krajów na sześć lat. Ta suma starcza właściwie na wycieczki do Brukseli. My uznaliśmy, że to za mało ambitny program i nie zaspokoi europejskich ambicji partnerów" - powiedział.

Zdaniem szefa MSZ pod programem "podpisał się rząd Platformy". "Swoje nazwiska do tego programu dali Sikorski i Carl Bildt, minister spraw zagranicznych Szwecji. I tak to poszło" - ocenił.

"Ukraińcy chcą być blisko Europy, więc przywiązali się do tej nikłej szansy, jaką był ten program. Ale jednocześnie jasno się domagają perspektywy europejskiej, podobnie jak Gruzini. Tej nie ma" - mówił szef MSZ.

W wywiadzie poruszono kwestię wyrzucenia z terytorium Rosji polskiego historyka. Zapytano ministra, czy nie jest to reakcja na to, że szczyt Partnerstwa Wschodniego nie zakończył się fiaskiem. "Wolę myśleć, że to nieporozumienie. Nie łączyłbym tego z Partnerstwem, to byłaby zbyt mała odpowiedź" - powiedział. "Oddzielna sprawa, że Rosja od dawna próbuje na nowo napisać historię XX w. Regularnie neguje podstawowe fakty" - ocenił. Gdy dziennikarz wspomniał o sprawie zbrodni katyńskiej, Waszczykowski dodał, że "teraz mamy takie próby z paktem Ribbentrop-Mołotow". "Niedawno ambasador Rosji w wywiadzie wyraził zdziwienie, że Polska podnosi kwestię tego paktu, który miał przynieść pokój w Europie. Widać też ich podejście do pomników" - ocenił.

Dopytywany, czy usunięcie polskiego historyka może być reakcją na demontowanie kolejnych pomników czczących Armię Czerwoną, szef MSZ stwierdził, że widziałby to jako "element swoiście rozumianej polityki historycznej Rosji".

Dopytywany, co byłoby adekwatną odpowiedzią na szczyt Partnerstwa Wschodniego, jeśli usunięcie polskiego historyka jest czymś "za małym", Waszczykowski odpowiedział, że taką odpowiedzią byłaby przykładowo "gwałtowniejsza próba zagospodarowania krajów leżących dalej od Europy, na przykład Armenii". "Taką reakcją mogły też być manewry +Zapad+. Bo na pewno Rosja nie chce wprowadzać w jej otoczeniu europejskich standardów. Ona lepiej czuje się w mętnej wodzie" - powiedział Waszczykowski.

Minister został również poproszony o komentarz do zbliżającego się mundialu piłkarskiego, który odbędzie się w 2018 r. w Rosji. Szef MSZ został zapytany, jak połączyć fakt, że mistrzostwa te będą przy okazji "festiwalem Władimira Putina".

"Jeśli Rosja zabrała Ukrainie Krym, a mimo to Kijów nie jest w stanie wojny z Moskwą, to dlaczego my mamy być?" - pytał Waszczykowski. "Owszem, Rosja łamie standardy międzynarodowe, ale czy to oznacza, że to my mamy eskalować napięcie?" - dodał. "Jest to oczywiście dla nas sytuacja niekomfortowa - zwłaszcza jakby się okazało, że podczas mistrzostw następuje akcja wojskowa na terenie Donbasu" - podkreślił jednak minister.

Pytany, czy na jakimś forum międzynarodowym była dyskusja, by zbojkotować mundial w Rosji lub spróbować go jej odebrać, Waszczykowski potwierdził. "Kilka lat temu takie dyskusje były, spowodowane m.in. sprawami korupcji w Rosji czy dopingu" - powiedział. Pytany o konkluzje, odparł, że żadne nie zapadły. "Górę wzięła Realpolitik. Zresztą ona wygrywa nawet w mniejszych krajach, choćby w Syrii" - ocenił.