Czy istnieje postęp? Innymi słowy, czy aby na pewno rozwijamy świat tak, żeby człowiek miał się coraz lepiej?
Zapytajcie pierwszego lepszego historyka idei, a powie wam, że postęp to sprawa stara i niemodna. Owszem, kiedyś się człowiekowi wydawało, że, ogólnie rzecz biorąc, idziemy do przodu, alleluja. Rozum ludzki bowiem jest wielki, myśleliśmy; potrafi zarazem wydrzeć naturze jej sekrety, by poprawiać nasz dobrostan dzięki technologii – i udoskonalać myśl polityczną oraz moralną. Dzięki temu każde jutro miało być lepsze niż każde wczoraj. Tymczasem nastał wiek XX, kiedy to okazało się, że technologia to także bomba atomowa i upiornie wydajny Holocaust; że jedyną nadzieją polityki jest system, w którym prawie nikt nie dzierży realnej władzy, bośmy wszyscy jak te zwierzęta, z byle powodu skłonni rozszarpać drugiego; że jedynym systemem ekonomicznym, który zdaje się działać, jest ten, który pozwoli nam walczyć o swoje, nie oglądając się na innych (i tylko, dopomóż Boże, żeby to wszystko w jako takiej kupie trzymała jakaś Niewidzialna Ręka).
Tak pewnie powie nam nasz historyk idei i doda, że dla Hegla i wielu po nim historia miała racjonalny sens, nawet jeśli dla nas ukryty – i że rozpad tej wizji najlepiej skomentował Walter Benjamin. Anioł historii wygląda według Benjamina jak Angelus Novus z obrazu Paula Klee: patrzeć może tylko w stronę przeszłości, gdzie widzi jedynie śmierć, tragedię, pobojowisko. Chciałby się w owej przeszłości zatrzymać, jakoś naprawić zło i chaos, ale nie może, nie daje rady nawet złożyć skrzydeł, bo bije w niego niepowstrzymany wicher, który wciąż pcha go w tył, w nieznane, w przyszłość, ukazując jego przerażonym oczom coraz straszliwsze krajobrazy. „Ten wicher nazywamy postępem”– pisze Benjamin. A więc – zakończy nasz historyk idei, wyrwawszy wreszcie swój rękaw i przygładziwszy z godnością włosy – kiedyś wierzyliśmy, że idziemy w lepsze jutro, a teraz sądzimy, że jesteśmy pchani zatrważającym wiatrem prawdopodobnie donikąd, a być może do piekła.
Niby prawda, pomyślimy, obserwując, jak historyk idei oddala się naprędce, rzucając za siebie podejrzliwe spojrzenia. Prawda, ale jakoś nie do końca. Bo nawet jeśli postęp stał się persona non grata w poważnych analizach społecznych, politycznych czy klimatycznych; nawet jeśli próżno go szukać w działach opinii w poważniejszych mediach, to jednak idea postępu wciąż ma się dobrze, zmieniła tylko zasięg, miejsce i skalę. Ratuje ją bowiem to, co ratuje wiele rzeczy pozornie pozbawionych szans, a mianowicie logika kapitalizmu.
Kapitalizm ma to do siebie, że wystarczy dać mu trochę czasu, a stopniowo, acz nieuchronnie wzmocni wszystko to, co go napędza i co mu służy, a powoli unicestwi te rzeczy, procesy i zwyczaje, które chcą się mu oprzeć. Sojuszników dobiera sobie bez żadnych przesądów i uprzedzeń, niekiedy zupełnie niespodziewanych – chętnie wesprze na przykład feminizm, jeśli okaże się, że ten pośle do pracy niewykorzystane zasoby ludzkie, chociaż szybko dokona w nim pewnych korekt – nie można wszak stracić ruchu w ciuchach i kosmetykach, więc zredefiniuje wyzwolenie w kategoriach bycia sexi („Bądź piękna dla siebie!”). Chętnie zezwoli na aktywizm LGBT, jeśli ten wywoła odpowiednio wysokie wzmożenie społeczne, które z kolei odbije się na ruchu w portalach społecznościowych, co w konsekwencji podniesie widzialność reklam, zwiększając tym samym konsumpcję i generując kolejne potrzeby... A najlepszym sojusznikiem zawsze będą dlań dwaj wrogowie. System wesprze na przykład karmienie piersią, bo tak wzrośnie przemysł konsultacji laktacyjnych, pompek, wkładek, poradników; system wesprze też karmienie butelką, bo przemysł proszkowo-butelczany napełnia kiesę Nestle i innym gigantom, a nade wszystko wesprze zaciekłe wojny między piersiowymi i butelkowymi, bo to z kolei napędza ruch online, reklamy, klikanie itd.
I system musi wspierać też ideę postępu. Cóż bowiem kupi anioł historii z obrazu Klee? Ano nic, tylko otworzy usta w przerażeniu, nagle z porządnego konsumenta zredukowany do sparaliżowanego obserwatora. No dobrze, może zainwestuje w schron przeciwatomowy, ale rynek schronów to jednak rynek żałośnie niewielki. Pewien optymizm, rudymentarna choćby wiara w to, że następne jest lepsze od poprzedniego, jest warunkiem kupna kolejnego iPhone'a, a więc i istnienia kapitalizmu; jest jego spiritus movens.
No i już wiemy, gdzie po ucieczce z kart poważnych ksiąg schował się postęp. Jest mianowicie w opisach produktów i usług; nieco skarlały, o mniejszej skali i zasięgu, ale w naprawdę dobrym zdrowiu.
Inne
A więc, jeśli wierzyć temu, co słyszymy, postęp istnieje. Jest nim na przykład powstanie nowego iPada pro, z jeszcze większym ekranem i jeszcze cieńszą sylwetką, dzięki któremu „wszystko, co możesz zrobić, możesz zrobić lepiej”. W języku produktów „jutro” wciąż znaczy „lepiej”, dlatego Samsung reklamuje się, mówiąc, że obraz jutra możesz poznać już dziś – za pomocą uważnej obserwacji nowej jakości ekranu. Okazuje się też, że zamówienie rikszy za głodową stawkę jest postępem, jeśli zrobi się to przez aplikację, która nazywa się Uber. Znakiem, że wszystko zmierza ku lepszemu, staje się możliwość podłączenia sokowirówki do internetu; nie ma lepszego świadectwa, że świat zmierza w dobrym kierunku, niż możliwość przekazania wszystkich swoich zdjęć obcym serwerom w liczbie nienaturalnie rozdętej przez łatwość ich produkcji, by tam gniły w zapomnieniu po wsze czasy, bo kto ma czas, żeby to wszystko przeglądać. Wciąż masz wątpliwości, że coś cię może powieźć w lepszą przyszłość? Nie widziałeś jeszcze nowego, elektrycznego bmw. Uwierzysz, jak zobaczysz efekty specjalne w „Wonder Woman”.
I jaki z tego morał? No, że nie lękajcie się. Może i jakiś szalony wiatr nas pcha nad ruinami w niewiadomą stronę, może nie da się opowiedzieć spójnej historii o naszej historii, może ani nauka, ani myśl ludzka nie zbawią nas od wojny czy smutku, a wręcz wpędzą nas jeszcze głębiej w ich otchłanie – ale za to możemy się napić lepiej wypalanej kawy z lepszego ekspresu, oglądając lepiej pod nasze potrzeby skrojone porno, na o wiele lepszym komputerze z absolutnie przełomowym zestawem generującym jeszcze lepszą rzeczywistość wirtualną. Może i postęp to podstęp, ale jakoś trudno to zauważyć, gdy the future is now.