Im bliżej wyborów parlamentarnych, tym chętniej tradycyjne partie przejmują antyimigranckie hasła prawicowo-populistycznej FPÖ. W minionym tygodniu austriacki minister spraw zagranicznych Sebastian Kurz wezwał rząd w Rzymie, by wstrzymał praktykę przetransportowywania na kontynentalną część włoskiego terytorium tych imigrantów, którzy zostali uratowani na morzu lub już dopłynęli do którejś z wysp. Bo nie może być tak, że pomoc humanitarna staje się biletem do Europy Środkowej.
Z kolei minister spraw wewnętrznych Wolfgang Sobotka ostrzegł, że jeśli Włochy zdecydują się na wydanie wiz humanitarnych stu tysiącom imigrantów, którzy w tym roku przedostali się z Afryki do tego kraju, co umożliwiłoby im poruszanie się po całej Unii Europejskiej, Austria natychmiast wprowadzi kontrole na przejściu granicznym na przełęczy Brenner. A w ciągu 24 godzin może na nią wysłać 750 żołnierzy wraz z czterema pojazdami opancerzonymi.
Włochy rozważają taki krok, bo nie mogą się doczekać pomocy ze strony innych państw UE. Po tym, jak w zeszłym roku Unia zawarła umowę o odsyłaniu imigrantów z Turcją, ich napływ szlakiem bałkańskim radykalnie się zmniejszył, natomiast na znaczeniu ponownie zyskała droga przez Morze Śródziemne z Libii do Włoch.
Dyplomatyczny spór z Włochami to zaledwie jeden z przykładów tego, że polityka obydwu rządzących partii zbliża się do programu FPÖ. Obie obiecują, że nie dopuszczą, by powtórzyła się sytuacja z 2015 r., gdy w następstwie wywołanego przez Niemcy kryzysu migracyjnego do niespełna dziewięciomilionowej Austrii trafiło ok. 90 tys. uchodźców.
Kurz, który w maju tego roku objął przywództwo w ÖVP, powiedział, że chce likwidacji muzułmańskich przedszkoli, przez które powstaje równoległe społeczeństwo (ten postulat od lat wysuwa FPÖ). A socjaldemokratyczny kanclerz Christian Kern zapowiedział w minionym tygodniu przedstawienie planu, którego celem jest odzyskanie kontroli nad polityką migracyjną i znaczące zmniejszenie do 2020 r. liczby przybyszów z Afryki. Proponuje on działania, dzięki którym miejscowi pracownicy byliby preferowani przed zagranicznymi (np. poprzez ulgi podatkowe dla firm zatrudniających Austriaków).
Wyścigowi na obietnice sprzyja fakt, że w połowie października odbędą się w Austrii przedterminowe wybory parlamentarne, a imigracja jest najważniejszą kwestią dla elektoratu. – Obie rządzące partie stały się czymś w rodzaju FPÖ w wersji light. Socjaldemokraci i ÖVP prowadzą wyścig, kto w większym stopniu przejmie kwestie podejmowane przez wolnościowców – mówi Reutersowi austriacki politolog Anton Pelinka. – To z tego powodu FPÖ traci w sondażach – dodaje.
W grudniu zeszłego roku kandydat FPÖ Norbert Hofer minimalnie przegrał walkę o urząd prezydenta ze startującym jako niezależny Alexandrem Van der Bellenem. Jeszcze nigdy w postzimnowojennej Europie żaden prawicowo-populistyczny polityk nie był tak blisko zwycięstwa. Wolnościowcy liczyli na to, że tę porażkę odbiją sobie przy okazji najbliższych wyborów parlamentarnych, bo od maja 2015 do kwietnia tego roku nie było ani jednego sondażu, w którym nie zajmowali pierwszego miejsca. Na dodatek zeszłoroczne wybory prezydenckie okazały się klęską zarówno dla socjaldemokratów, jak i ludowców.
Tymczasem od kiedy w maju funkcję lidera ÖVP objął 30-letni zaledwie Kurz, wszystko się odwróciło. To ludowcy wyszli na pozycję lidera – chce na nich głosować mniej więcej co trzeci obywatel Austrii – zaś SPÖ i FPÖ z 24–25-proc. poparciem walczą o drugie miejsce. Renesans ÖVP po części jest efektem tego, że Kurz jest nową twarzą w austriackiej polityce, ale głównie tego, że podaje te same hasła co FPÖ, ale bez odium bycia skrajną prawicą.
Z prestiżowego punktu widzenia ten spadek z pierwszej pozycji jest dla FPÖ bolesny, ale w praktyce może zwiększać jej szanse na wejście do rządu. Gdyby wygrała wybory, zapewne trudno byłoby jej znaleźć partnera, bo przeważyłyby głosy, że trzeba odnowić dotychczasową wielką koalicję SPÖ i ÖVP, by powstrzymać populistów. Ale wobec słabo układającej się współpracy między dwiema głównymi partiami wolnościowcy, choć na drugim lub trzecim miejscu, stają się atrakcyjnym potencjalnym koalicjantem.
Najlepiej świadczy o tym to, że socjaldemokracja ogłosiła ostatnio porzucenie 30-letniej polityki izolowania FPÖ i dopuszcza pod pewnymi warunkami koalicję (ÖVP takich obiekcji nie miała i na początku tego wieku tworzyła rząd wraz wolnościowcami). A nawet gdyby FPÖ nie weszła do rządu, to może być pewna, że spora część jej programu i tak zostanie spełniona.
Chcą likwidacji islamskich przedszkoli i pracy dla Austriaków.