Za szantaż i nieeuropejskie zachowanie uznał we wtorek minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto zapowiedziane przez Komisję Europejską rozpoczęcie procedury o naruszenie prawa UE wobec krajów, które nie biorą udziału w programie relokacji uchodźców.

„To nowe posunięcie Komisji Europejskiej uważamy za szantaż i zachowanie wybitnie nieeuropejskie, ponieważ nawet KE nie może odebrać europejskim państwom członkowskim prawa, by każde samo decydowało, kogo chce wpuścić na swoje terytorium, i by każdy naród sam decydował, z kim chce żyć, a z kim nie” – oświadczył Szijjarto na forum parlamentu.

Jak zaznaczył, tylko Węgrzy mogą decydować o tym, kogo wpuszczą do swego kraju. „Właśnie dlatego nie ulegniemy szantażowi Komisji Europejskiej wykraczającemu daleko poza granice jej kompetencji i nie pozwolimy, by ktokolwiek nielegalnie wkroczył na terytorium Węgier” - powiedział szef MSZ.

W poniedziałek rzecznik KE Alexander Winterstein poinformował, że Komisja Europejska rozpocznie w środę procedury o naruszenie prawa UE wobec krajów, które nie biorą udziału w programie relokacji uchodźców. Reuters podał powołując się na źródła unijne, że procedura zostanie wszczęta wobec Polski, Węgier oraz Czech. PAP potwierdziła te informacje w KE.

Z najnowszego, majowego raportu KE wynika, że Węgry, Polska i Austria jako jedyne nie dokonały relokacji ani jednej osoby, natomiast Czechy, po relokowaniu niewielkiej liczby, przestały brać udział w programie. Według źródeł PAP KE nie zamierza wszczynać procedury wobec Austrii, bo kraj ten zaczął podejmować zobowiązania dotyczące relokacji.

We wrześniu 2015 roku państwa członkowskie UE zgodziły się na przeniesienie 160 tys. uchodźców z Włoch oraz Grecji; termin zakończenia tych działań wyznaczono na wrzesień 2017 roku. Dotychczas około 20 tys. uchodźców, czyli nieco ponad 12 proc. ustalonej liczby, zostało faktycznie przeniesionych.

Rozpoczęcie procedury o naruszenie prawa UE może prowadzić w konsekwencji do kar finansowych dla kraju członkowskiego. Aby do tego doszło, musi zostać zakończona kilkuetapowa procedura w KE, a sprawa zostać rozstrzygnięta przez Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. Batalia jest jednak długa, a kary - choć potencjalnie dotkliwe - możliwe byłyby najwcześniej za kilka lat.