Nie ma wielkiego ryzyka, że nagle ukraińscy pracownicy wyjadą z Polski, szukając lepszych wynagrodzeń - ocenia w rozmowie z PAP Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Efekt zniesienia wiz dla Ukraińców dla naszego rynku pracy poznamy co najmniej za 2-3 lata.

"Wydaje się, że nie ma wielkiego ryzyka, żeby wszyscy ukraińscy pracownicy nagle wyjechali z Polski, szukając lepszych wynagrodzeń. Trzeba zobaczyć jak rynek zareaguje na nowe regulacje, które wprowadziła Unia. Ale to perspektywa kilkuletnia. Trzeba będzie na to poczekać co najmniej 2-3 lata" - wskazał Komuda.

Ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych podkreśli, że sam fakt ułatwienia wjazdu Ukraińców do krajów UE jeszcze nie oznacza, że będą mogli tam swobodnie pracować - tak jak Polacy mogą pracować np. w Niemczech. "Nie są obywatelami UE więc nie ma dla nich zupełnie otwartego rynku pracy" - zaznaczył. Dodał, że ułatwiona jest natomiast teraz praca nielegalna. "Nie potrzebują już wiz, więc łatwiej im jest wjechać do Niemiec, Szwecji czy Holandii. Natomiast szczególnie teraz, gdy rynek pracy w UE jest w dobrej kondycji, pracodawcy nie są tacy chętni, żeby zatrudniać na czarno pracowników spoza krajów unijnych" - ocenił Komuda.

Dodał, że może się to zmienić jeśli okaże się, że Holandia czy Szwecja wprowadzą regulacje, które pozwolą legalnie zatrudnić Ukraińców - w taki sposób, że nie będzie to dla nich ani kosztowne, ani trudne. "Wówczas mogą preferować wyjazd do tych krajów, bo tam płaca minimalna jest większa niż u nas średnia".

Jak podkreślił, Ukraińcy przyjeżdżają do Polski głównie z dwóch powodów: jesteśmy ich najbliższym sąsiadem i krajem bliskim kulturowa, co wpływa na łatwość komunikacji. "Z nauką angielskiego czy niemieckiego będzie gorzej. To sprawi, że zdecydowana większość powinna trzymać się dalej polskiego rynku" - ocenił.

Komuda zauważył też, że napływ Ukraińców na polski rynek rośnie lawinowo, zatem odpływu pewnej części pracowników nasz rynek nie zauważy. "O 100 proc. wzrosła liczba pozwoleń na pracę w 2016 r. względem roku 2015 r. Niewiele mniejsza jest dynamika wzrostu liczby oświadczeń pracodawców, którzy zgłaszają, że obsadzają miejsca pracy obywatelami głównie z Ukrainy. A zatem jest to bardzo dynamicznie zmieniający się rynek. Więc jeśli nawet 1/4 Ukraińców wybierze kraje zachodnie, bo znają języki i są odważniejsi, to dynamika jaką obserwujemy na polskim rynku jest tak duża, że możemy tego w ogóle nie zauważyć" - wskazał.

Komuda zwrócił uwagę na dwa aspekty zatrudniania Ukraińców na polskim rynku. "Są takie miejsca pracy, które powinny być - przynajmniej w krótkim terminie - wypełniane pracownikami z zewnątrz. Np. niektóre prace wymagające kwalifikacji, gdzie mamy braki kadrowe, jak choćby operatorzy maszyn budowlanych. Ale w dłuższym terminie lepiej, gdybyśmy mieli swoich pracowników. Mamy wprawdzie dobrą sytuację na rynku, jeśli chodzi o stopę bezrobocia rejestrowanego, ale cały czas obserwuje się wysoką bierność zawodową. To jest okazja, żeby przywrócić trochę aktywności zawodowej, pod względem której bardzo odstajemy od krajów zachodnich".

Z drugiej strony, jak podkreślił, są pewne prace, których Polacy nie chcą wykonywać, bo są one niskopłatne i bardzo ciężkie fizycznie, np. sezonowe prace polowe, jak zrywanie truskawek. "Tej luki nie da się polskimi siłami wypełnić, zatrudnia się więc osoby spoza Polski. Powinniśmy jednak postępować z głową" - powiedział.

Dodał, że niepokojące jest to, że wpuszczamy na rynek pracy "bliżej niesprecyzowaną grupę Ukraińców, których kwalifikacji nie sprawdzamy". "Tworzą oni rodzaj konkurencji i spowalniają tempo wzrostu wynagrodzeń w zawodach, które wymagają najniższych kwalifikacji" - wskazał. Dał przykład prac usługowych, np. w zawodzie sprzedawcy. "W wielu miejscach 100-200 zł podwyżki już by spowodowało, że znaleźliby się Polacy chętni na te stanowiska. Ale jeśli pracodawcy są w stanie zatrudnić do tej pracy Ukraińców i zapłacić im 200-300 zł mniej, to będą wykorzystywać tańszą siłę roboczą".

Podkreślił, że w dłużej perspektywie jest to wbrew interesowi naszego rynku pracy. "Potrzebujemy impulsu do wzrostu wynagrodzeń. Ten impuls generuje potem napęd do tego, by automatyzować polskie stanowiska pracy, zwiększać ich informatyzację. Ale dopóki mamy tak tanich pracowników, jak teraz, to polskim pracodawcom nie opłaca się (...) dokonywać tego typu inwestycji, bo to się nie zwróci" - zauważył.

Komuda zauważył, że część Ukraińców już dociera na zachodnie rynku pracy. Ci, którzy znają języki, mają kwalifikacje, które pozwalają im łatwiej się tam odnaleźć. "Oni będą zwiadowcami, przecierającymi szlaki dla swoich ziomków, którzy będą tam docierać szerzej ze względu na (...) nowe regulacje. Ale minie kilka lat zanim zobaczymy jaki będzie tego efekt dla naszego rynku pracy".