Główny doradca. Lojalny i wierny zausznik. Obrońca i tłumacz. Córka Donalda Trumpa. Ivanka Trump – wiceprezes firmy Trump Organization, właścicielka linii ubrań i dodatków dla kobiet oraz członek zarządu eksluzywnego związku 100 Women in Hedge Funds – od kilku tygodni może się przedstawiać jako główny doradca w Białym Domu. Choć krytycy jej ojca twierdzą, że tak naprawdę to stała się wiceprezydentem.
Okładka Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Choć nepotyzm przeżerał politykę w USA, o wiele częściej, niż sami Amerykanie chcieliby to przyznać, jedynym przypadkiem, do którego można by przyrównać „karierę” Ivanki, była rola odgrywana przez córkę prezydenta Franklina Delano Roosevelta. Anna Boettiger była członkiem delegacji na konferencję jałtańską w 1945 r., a gdy pod koniec urzędowania nasilała się choroba jej ojca (cierpiał albo na polio, albo na zespół Guillaina-Barrégo), praktycznie przejęła rządy.
Kampania prezydencka
Fakt, że Ivanka ruszyła za ojcem do Białego Domu, nie jest szczególnie zaskakujący. O takim scenariuszu mówiło się już w czasie kampanii Trumpa, ale nie było jasne, czy zabierze do Waszyngtonu wyłącznie ją, czy wszystkie dzieci z pierwszego małżeństwa. A więc także synów, 39-letniego Donalda Juniora i 33-letniego Erica, którzy – podobnie jak 35-letnia Ivanka – od lat pozostają partnerami w rodzinnym biznesie i angażowali się w kampanię ojca.
Obecność Ivanki podczas wieców traktowano na początku tak, jak traktuje się w tym miejscu wszystkich członków rodzin polityków: miły oku wyborcy element dekoracyjny, który ociepla wizerunek kandydata. W przypadku Donalda Trumpa, któremu towarzyszyła (i wciąż towarzyszy) opinia mizoginisty, atrakcyjna i elokwentna córka u boku była bardzo potrzebna. Sprawna bizneswoman, ale nade wszystko matka, która w czasie kampanii była w zaawansowanej ciąży z trzecim dzieckiem, stanowiła świetną przynętę na konserwatywnych wyborców. Była wystarczająco nowoczesna (pracuje), a przy tym nieustannie podkreślała znaczenie tradycyjnych wartości. Zgrabnie wyręczała przy tym stroniącą od mikrofonu Melanię Trump, obecną pierwszą damę, w przemówieniach na tematy dotyczące kobiet, np. urlopów macierzyńskich czy uelastyczniania czasu pracy dla matek. Wodząc za ojcem dumnymi oczami, wysyłała do wyborców przesłanie – Trump nadaje się na Ojca Narodu, skoro, mimo bogactwa i stylu życia, z którym przeciątny Amerykanin nie może się identyfikować, udało mu się wychować tak wrażliwą córkę.
Inna, popularna w czasie wyborów ocena roli Ivanki wiązała się z jej działalnością biznesową. Podkreślano, że „urodzeni deal-makerzy”, jak dumnie nazywa siebie klan Trumpów, z pewnością chcą ugrać, ile tylko się da na promowaniu rodziny w trakcie kampanii. Przecież po każdym wystąpieniu Ivanki jej sztab PR natychmiast słał w świat tweety, gdzie można kupić sukienkę czy buty, w których się pokazała, a nawet – czy i gdzie produkty te są dostępne w promocji. Wreszcie, dywagowali ci, których najbardziej ponosiła wyobraźnia, Trump i jego córka szykowali podczas kampanii grunt pod najnowszy projekt, jakim miało być uruchomienie platformy medialnej. Donald nie raz napomykał, że marzą mu się własne media i chętnie poszedłby w ślady Ruperta Murdocha, właściciela koncernu News Corporation. Ivanka bez wątpienia odgrywałaby w tym projekcie pierwszoplanową rolę, a kampania prezydencka stwarzała wymarzoną okazję do testowania społecznych nastrojów, preferencji i oczekiwań.
Gdy po porodzie Ivanka wróciła na wyborcze wiece, coś się jednak w jej relacji z ojcem zmieniło. Miejsce córki zajęła wierna, wręcz „ślepa”, zwolenniczka, która nie tylko wygładzała ojcowski wizerunek, lecz także zajadle go broniła, a nawet podjęła się roli interpretatora jego słów i myśli. Cierpliwie oraz bez emocji objaśniała w wywiadach, co tak naprawdę miał na myśli jej ojciec, obrażając mniejszości etniczne, grożąc konfliktem USA z resztą państw NATO, a nawet wtedy, gdy mówił, że chętnie by ją poderwał, gdyby tylko nie była jego córką. Jej reakcja na aferę po wypłynięciu taśm Trumpa z nagraniami wulgarnych i seksistowskich wypowiedzi o kobietach była wręcz nie do uwierzenia. O ile Melania przynajmniej usiłowała włożyć słowa męża w kontekst „gadek z męskiej szatni”, przyznając, że wprawiły ją one w złość i konsternację, Ivanka nie zdobyła się choćby na jedno słowo krytyki. Powtarzała – i do dziś powtarza, m.in. na kwietniowym forum ekonomicznym kobiet W20 w Berlinie – że ojciec jest obrońcą kobiet.
Trump odwdzięczał się córce za jej niezachwianą lojalność. Słał pod jej adresem więcej pochwał i podziękowań niż komukolwiek ze swego sztabu i głosił, że jako najmądrzejsza kobieta, jaką zna, powinna znaleźć się na nowym 10-dolarowym banknocie. Gdy przy okazji konwencji republikańskiej prezenter stacji Fox News Sean Hannity zapytał Trumpa, kogo ze swojego najbliższego otoczenia uważa za zausznika, ten bez wahania wymienił imię najstarszej córki.
Bez tajemnic
Choć od inauguracji Donalda Trumpa minęły zaledwie niewiele ponad cztery miesiące, kariera Ivanki w Białym Domu już przeszła najśmielsze oczekiwania. Zarówno jej sympatyków, jak i krytyków.
Po pierwsze – nie będąc formalnie zatrudnionym i opłacanym pracownikiem federalnym, pozostaje, zgodnie z zapowiedziami ojca, jego najbardziej zaufanym, a być może i najbardziej wpływowym doradcą. Przekonał się o tym boleśnie Steve Bannon, człowiek legenda, były redaktor naczelny serwisu Breitbart i ulubieniec Trumpa z czasów kampanii prezydenckiej (był szefem jego sztabu w końcowej fazie wyścigu), który stracił stanowisko w Radzie Bezpieczeństwa po tym, jak wszedł w konflikt z Ivanką na tle reformy imigracyjnej i zdrowotnej. Wystarczyło, że córka prezydenta poskarżyła się ojcu, iż skrajne poglądy Bannona utrudniają jej pracę.
Po drugie – zawiedli się ci, którzy dywagowali, że Donald potrzebuje Ivanki, by wypełniała obowiązki przeznaczone dla pierwszej damy, skoro Melania z 11-letnim Baronem (najmłodszy syn prezydenckiej pary) wciąż mieszkają w Nowym Jorku. W biurze oddawanym do dyspozycji żony prezydenta Ivanka pracowała tylko do początku marca. Obecnie urzęduje we własnych pomieszczeniach w zachodnim skrzydle Białego Domu, gdzie stworzyła swój sztab i gdzie na co dzień ma wgląd w najbardziej tajne dokumenty państwowe (full security clearance). Ten ostatni przywilej najlepiej świadczy o jej władzy, bo nie przysługuje on z urzędu pierwszym damom. Swego czasu Hillary Clinton nieraz ubolewała publicznie, że pewnych rzeczy nie wie, bo nie ma do nich dostępu. Ivanka uczestniczy w większości spotkań ojca, w tym z przywódcami innych państw, zdążyła już odbyć, jako przedstawicielka władz USA, pierwszą podróż zagraniczną (Berlin) i jako absolutnie jedyna osoba w Białym Domu ma prawo zaglądać do Gabinetu Owalnego o każdej porze bez zapowiedzi.
Amerykanie reagują na awans Ivanki uniesionymi z niedowierzania brwiami, jednak eksperci zaczynają bić na alarm. – Jeżeli prezydent nie ukrywa, że ufa rodzinie bardziej niż politycznym weteranom, to mamy do czynienia z sytuacją wysoce niekomfortową, choćby z jednego powodu. Tam, gdzie nepotyzm wygrywa z wiedzą i profesjonalizmem, tam zaczyna się korupcja, na której zyskują rządzący, ale reszta zwykle traci – mówi DGP Norman Eisen, szef organizacji Obywatele na rzecz Odpowiedzialności Etycznej (Citizens for Responsibility and Ethics) w Waszyngtonie i były doradca prezydentów w sprawach etyki.
Droga do Białego Domu
By dociec, co sprawiło, że to Ivanka została najbliższym doradcą prezydenta, należy cofnąć się do czasów jej dzieciństwa. Na stanie jej relacji z ojcem zaważyły dwa wydarzenia: rozwód rodziców oraz przenosiny do szkoły z internatem.
Ivanka miała 10 lat, gdy ojciec wdał się w romans z Marlą Maples i rozwiódł z matką Ivanki, Ivaną, byłą czeską narciarką olimpijską. Tabloidy miesiącami karmiły publikę sensacjami na temat życia seksualnego Donalda i Marli, więc Ivana, chcąc uchronić dzieci przed paparazzi, wysyła je do prywatnej szkoły z internatem. Podczas gdy najstarszy brat odpowiedział na rodzinny dramat buntem – był tak wściekły, że przez rok nie odzywał się do ojca, Ivanka postępuje odwrotnie. Napisze o tym w pierwszej książce „The Trump Card”. Zaczyna ojca idealizować, bronić go, tłumaczyć jego zachowanie. Codziennie do niego dzwoni, ale rzadko opowiada o sobie, raczej go słucha, wypytuje o interesy. Każdy wspólny wyjazd, choćby na budowę nowego hotelu, traktuje jak święto. Gdy przebywa w rodzinnej rezydencji, każdego ranka obowiązkowo schodzi do biura ojca, by cmoknąć go w policzek i życzyć mu udanego dnia.
Nad wiek poważna, wcześnie zaczyna rozumieć, że jest częścią klanu Trumpów i jej obowiązkiem, o którym zresztą ojciec nieustannie dzieciom przypominał, jest dbanie o interes i imię rodziny. Styl eleganckiej powściągliwości i umiejętność perfekcyjnego kontrolowania emocji – jej cechy rozpoznawcze z kampanii ojca – opanowała już jako nastolatka. Gdy koleżanki z internatu odkryły, że poszła na randkę, i nalegały, by im o niej opowiedziała, 14-letnia Ivanka zbędzie je słowami: „Moje życie prywatne trzymam tylko dla siebie”.
Jedynym buntem, jaki przechodzi w okresie dorastania, to prośba do rodziców, by pozwolili jej pracować jako modelka. Odnosi sukces, chodzi na wybiegach dla najsłynniejszych projektantów i ma okładki w większości pism kobiecych. Po pięciu latach wycofuje się jednak z tej branży, by pójść w ślady ojca i zapisać się na studia biznesowe na tej samej uczelni, którą i on ukończył – Wharton School of Business. Uzyskuje dyplom z biznesu i zarządzania nieruchomościami. Nie prymuska, jednak studia ukończy z przyzwoitym wynikiem, a co najważniejsze – wykorzysta ten czas, by jeszcze bardziej wypolerować wizerunek członkini rodziny Trump. Pod koniec studiów, w 2003 r., Ivanka bierze udział w programie telewizyjnym „Born rich”, w którym dzieci najbogatszych Amerykanów zwierzają się z tego, jak wygląda ich życie, skarżą się na rodziców, a nawet wyciągają na wierzch niewygodne rodzinne tajemnice. Ivanka kontrolująca każde słowo i gest nie tylko nie przystaje do reszty, ale też z odcinka na odcinek zdaje się być coraz bardziej znudzona i zniesmaczona całym przedsięwzięciem.
Choć tak głosi obiegowa opinia, Ivanka nie zaczyna pracy dla ojca z chwilą ukończenia studiów. Najpierw zatrudnia się u Bruce’a Ratnera, także potentata na rynku nieruchomości, i rywala Donalda. Jak wynika z jej książki – pełni tam rolę chłopca na posyłki i zarabia marne 50 tys. dol. rocznie. U ojca zjawia się po roku i dostaje wymarzone stanowisko: negocjatora kontraktów. Donald, który nigdy nie krył, że ma słabość do najstarszej córki, teraz rozpowiada na lewo i prawo, że dziecko w końcu udowodni, iż jest warte nazwiska Trump. Współpraca z ojcem układa się na tyle dobrze, że Ivanka otrzymuje w firmie oficjalną ksywkę „tajna broń Donalda”. Senior wysyła ją na najtrudniejsze negocjacje, zwłaszcza tam, gdzie wie, że będzie ona jedyną kobietą wśród zebranych. W 2006 r. wraz z braćmi Ivanka zaczyna zarządzanie siecią hoteli Trump Hotel Collection oraz startuje z linią biżuterii sygnowanej własnym imieniem. Od 2004 do 2015 r. występuje też u boku ojca jako sędzia w teleturniejach „The Apprentice” oraz „The Celebrity Apprentice”. W zależności od tego, kogo pytano o zdanie, jej zachowanie w programie chwalono bądź karcono z dokładnie tego samego powodu: że nigdy nie można było wydedukować, czy wyrażane przez nią opinie i poglądy należały do niej czy raczej do rodziny, w której niekwestionowanym nigdy i przez nikogo autorytetem zawsze pozostaje ojciec.
We własnej głowie
Co przywodzi nas do najtrudniejszego, lecz i najważniejszego pytania: kim tak naprawdę jest Ivanka Trump i czego możemy się po niej spodziewać jako po osobie, która zaczyna kształtować amerykańską politykę?
W wywiadzie dla magazynu „QO” w 2007 r. Ivanka zwierzyła się: „Od czasów rozwodu rodziców, a dokładnie od momentu, gdy jakiś dziennikarz zamachał mi przed oczami gazetą i zapytał, czy to prawda, że ojciec jest dobry w łóżku, przestałam wierzyć komukolwiek i nigdy nie pozwoliłam sobie na spontaniczne odpowiedzi w jakiejkolwiek sprawie”. W książce „The Trump Card” wyjawiła z kolei: „Gdy byliśmy dziećmi, ojciec przede wszystkim żądał od nas szacunku, to było najważniejsze. (...) Rozwód rodziców nie rozdzielił nas, wręcz przeciwnie, on nas scalił, pokazując dobitnie, że aby przetrwać, na pierwszym miejscu musimy zawsze stawiać lojalność wobec rodziny”.
Psychologowie nie mają dla nas zbyt dobrych wieści. Zdaniem Setha Meyersa, specjalisty od relacji w rodzinie i komentatora telewizyjnego, który jako jeden z niewielu odważył się przedstawić publicznie swoją opinię na temat Trumpów, Ivanka cierpi na syndrom patologicznej akomodacji (termin ukuty przez psychiatrę hollywoodzkich gwiazd Bernarda Brandchafta). Osoba nim dotknięta przedkłada potrzeby swojego rodzica ponad swoje jako sposób na utrzymanie jego miłości i zainteresowania.
– Donald to podręcznikowy narcyz, który wychowuje swoje dzieci tak, by widzieć w nich odbicie cech, jakie chce widzieć u siebie. Dzieci otrzymują jego uwagę i uczucia pod warunkiem, że spełniają jego oczekiwania. Ivanka i rodzeństwo mają za sobą dodatkowo doświadczenie z internatem, który wiele dzieci przyjmuje za dowód odrzucenia przez rodziców zajętych ważniejszymi sprawami. Do tego Donald Trump jest dzisiaj dla nich już nie tylko ojcem, lecz także pracodawcą. Czy nie należy zakładać, że boją się, iż stracą jego łaskę i pracę, jeśli nie będą podporządkowywać się jego woli? – pyta dr Meyers.
W służbie rodziny
Choć Ivanka Trump doskonale pasuje do Białego Domu, rośnie grono ekspertów uważających, że tak naprawdę pozostanie ona jedynie marionetką poruszaną przez ojca. A jej rola w Białym Domu jest tak naprawdę misyjna. Biznesowo misyjna. Jej zadaniem jest wykorzystać sprzyjające okoliczności do własnego celu: pracy na rzecz dalszego powiększania rodzinnego imperium. Dowodem na to, że powyższa spekulacja ma rację bytu, jest fakt, iż mimo objęcia publicznego stanowiska wciąż nie wycofała się (jej mąż też nie) ze swoich udziałów na rynku.
Z zeznania podatkowego Trump-Kushner wynika, iż małżonkowie są wyłącznymi posiadaczami akcji o wartości opiewających na ok. 700 mln dol., w tym udziałów w rodzinnym przedsiębiorstwie Trumpów. Dalej – „wolontariat” w Białym Domu już przysporzył Ivance i rodzinnemu biznesowi benefitów. Zarząd jej firmy odzieżowo-galanteryjnej od miesięcy czekał na odpowiedź chińskiego rządu w sprawie rejestracji znaku towarowego „Ivanka Trump” na terenie ChRL. Po spotkaniu z prezydentem Xi Jinpingiem, na którym 5-letnia córka Ivanki zaśpiewała nawet na jego cześć chińską piosenkę, Pekin z miejsca pozytywnie rozpatrzył wszystkie wnioski. Z kolei hotele i ośrodki golfowe Trumpa, jak choćby ukochany Mar-a-lago, zyskują na wizytach zagranicznych delegacji, które wybierają je jako swoje kwatery. A Ivanka, jako ich udziałowiec, na tym zarabia.
– Konflikt interesów jest gigantyczny. Ivanka łamie konstytucję, jeśli mimo swojej finansowej pozycji na rynku wypowiada się w kwestiach związanych z podatkami, handlem i regulacjami dotyczącymi Wall Street. Nie mówiąc, że jej działanie może szkodzić Ameryce, jeśli nastawiona jest na maksymalizację korzyści dla rodzinnej firmy. Dziwi mnie, że jako państwo prawa tolerujemy taką sytuację. Jestem jednak pewien, że jeśli problem nie zostanie rozwiązany, może to się dla niej skończyć katastrofalnie. Czy jej lojalność wobec ojca jest aż tak ślepa? – pyta Norman Eisen.
Na razie tak.