Obecny premier Aleksandar Vuczić jest absolutnym faworytem niedzielnych wyborów. Najważniejszym pytaniem w przypadku wyborów prezydenckich w Serbii nie jest to, kto zostanie nową głową państwa, lecz jaką drogę wybierze nowy prezydent.
Czy kraj będzie dążył do członkostwa w Unii Europejskiej, czy do zbliżenia z Rosją, a w konsekwencji jakie standardy życia publicznego będą tam obowiązywać.
Nie ma wątpliwości, że zwycięzcą zostanie Aleksandar Vuczić. Obecny premier ma tak dużą przewagę nad pozostałymi 10 kandydatami, że jedynym pytaniem jest, czy wygraną zapewni sobie już w pierwszej turze, co bardziej prawdopodobne, czy też potrzebna będzie dogrywka za dwa tygodnie. Były minister informacji w reżimie Slobodana Miloszevicia, podobnie jak spora część serbskich elit, porzucił przed kilkoma laty marzenia o Wielkiej Serbii i wszedł do głównego nurtu życia politycznego, starając się teraz, by kraj nadrobił lata stracone w wyniku konfliktów. Sprawując od prawie trzech lat funkcję szefa rządu, stara się balansować między Unią Europejską, z którą Serbia wiąże swoją przyszłość, a Rosją, będącą tradycyjnie najbliższym sojusznikiem. Problem w tym, że takie balansowanie między Wschodem a Zachodem jest coraz trudniejsze, zwłaszcza od czasu dokonanej przez Rosję aneksji Krymu, gdy znikły ostatnie wątpliwości co do charakteru reżimu Władimira Putina.
Serbia od 2014 r. prowadzi rozmowy akcesyjne z Unią i Vuczić chce, aby do 2020 r. kraj był gotów do członkostwa. Na każdym kroku podkreśla jednak, iż nie oznacza to odwracania się od Rosji. Moskwa oficjalnie nie sprzeciwia się akcesji Serbii – przynajmniej dopóki nie będzie chciała wejść do NATO – ale robi wiele, by swoje wpływy umacniać. W miniony poniedziałek Vuczić był z wizytą w Moskwie, podczas której Putin życzył mu powodzenia w wyborach, a lada dzień rosyjski prezydent ma podpisać dekret o nieodpłatnym przekazaniu Serbii sześciu myśliwców MiG-29. Zeszłoroczna próba przewrotu w Czarnogórze (rosyjscy agenci chcieli ponoć zabić jej premiera) pokazuje, że Rosja skłonna jest zabiegać o swoje wpływy w mniej pokojowy sposób. Pojawiają się spekulacje, że może chcieć sprowokować na nowo konflikt w Kosowie, by stworzyć kolejny problem dla NATO i UE. Vuczić, który zapewnia, że Serbia nigdy do NATO nie wejdzie, jest dla Moskwy odpowiednim kandydatem. Ewentualne członkostwo w UE pozwoliłoby jednak Serbii uniezależnić się od rosyjskich wpływów.
Ale droga do Wspólnoty nie jest prosta. Negocjacje nie są zaawansowane i rok 2020 wydaje się nazbyt optymistyczną datą. Poza tym UE będzie teraz zajęta głównie rozmowami z Wielką Brytanią o jej wyjściu i jakiekolwiek rozszerzenie nie jest priorytetem. Szczególnie o kraj, w którym prorosyjskie sympatie w społeczeństwie są bardzo silne, a poziom życia i standardy demokratyczne wyraźnie odbiegają od unijnych. Ta ostatnia sprawa dotyczy też samego Vuczicia – krytycy zarzucają mu nadmierną koncentrację władzy, naciski na media oraz tworzenie wokół siebie oligarchicznego układu, który przejmuje kluczowe dziedziny gospodarki. Ale na dziś żadnej alternatywy wobec niego nie widać.