W weekend do buntów przyłączyli się rumuńskojęzyczni Mołdawianie, którzy żyją po wschodniej stronie Prutu. Jak mówi DGP pochodząca z Kiszyniowa działaczka praw człowieka Ana Ursachi, protestowano przeciw rządom oligarchy Vladimira Plahotniuca, który z pomocą zaprzyjaźnionych spółek, zblatowanego biznesu i polityków niemal sprywatyzował państwo. Ten sam Plahotniuc jest zaprzyjaźniony z politykami rumuńskiej Partii Socjaldemokratycznej, przeciwko którym zbierają się na ulicach protestujący Rumuni.
Demonstracje to kolejna odsłona buntów typu hashtag: organizowanych spontanicznie, za pośrednictwem mediów społecznościowych, bez wyraźnych liderów. Po raz pierwszy na wielką skalę wybuchły jesienią 2015 r. po pożarze w bukaresztańskim klubie Colectiv, w którym zginęły 64 osoby. Wówczas także demonstrowano przeciw skorumpowanej elicie, a efektem była dymisja wywodzącego się z Partii Socjaldemokratycznej (PSD) premiera Victora Ponty.
Co ciekawe, w ostatnich wyborach, które odbyły się w grudniu ubiegłego roku, postkomunistyczne PSD powróciło do władzy. Po liftingu elit pierwszego garnituru w partii premierem został Sorin Grindeanu. Z tylnego siedzenia rządzą jednak ludzie kojarzeni z Pontą, m.in. Liviu Dragnea, który równocześnie był beneficjentem zaproponowanych przez rząd zmian w prawie w kwestii korupcji. Przeciw Dragnei toczy się proces, w którym jest oskarżony o nadużycie władzy i wymuszenie fikcyjnego zatrudnienia swoich protegowanych.
W rumuńskim prawie jeszcze przed modyfikacjami, które wywołały uliczne protesty, obowiązywały przepisy pozwalające zmniejszyć wyrok zasądzony za korupcję. Warunkiem było przedstawienie publikacji książkowych autorstwa osoby odbywającej wyrok – jeśli powstały one w więzieniu. Od 2013 r. skazani w procesach korupcyjnych mogli skrócić o 30 dni okres wykonywania kary, jeśli stworzyli książkę o wartości akademickiej.
Jak pisaliśmy w DGP, efektem był rozkwit czarnego rynku pisania na zlecenie skazanych za korupcję VIP-ów. Publikacjami tego typu pochwalili się m.in. były postkomunistyczny premier Adrian Năstase oraz były minister ds. małych i średnich firm Gheorghe Copos (jego praca poświęcona małżeństwom hospodarów wołoskich okazała się plagiatem). A także oligarcha i polityk Gigi Becali (napisał pięć książek, w tym trzy o sobie). Albo skazany za pranie brudnych pieniędzy były piłkarz Gheorghe Popescu czy też Realini Lupşa, piosenkarz z popularnego boysbandu Gaz pe Foc, który za kratami wydał pracę o komórkach macierzystych i ich zastosowaniu w stomatologii. Do tej pory powstało ponad 70 publikacji skracających wyrok.
Przeciw zmianom w prawie zaproponowanym przez rząd protestowały instytucje antykorupcyjne w Rumunii. Przede wszystkim odpowiednik polskiego CBA – Narodowa Dyrekcja Antykorupcyjna (DNA). Krytycznie o modyfikacji kodeksu karnego wypowiedziały się Komisja Europejska i ambasada USA w Bukareszcie. Głos Amerykanów w tym wypadku jest ważny. Rumuni są kluczowym sojusznikiem USA w regionie Morza Czarnego. W kraju tym zainstalowane są elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej. DNA i cały system prokuratorski do walki z łapownictwem powstał w dużej mierze pod naciskiem UE i USA.
Co proponuował rząd? Oprócz szerokiej amnestii premier Grindeanu chciał depenalizacji zaniedbania sprawowania urzędu oraz liberalizacji przepisów o konflikcie interesów. Za przestępstwo uznawane byłyby tylko działania, w wyniku których skarb państwa straciłby ponad 45 tys. euro.