Lech Wałęsa był agentem SB. Jakie więc wnioski płyną z jego procesu lustracyjnego, walki sądowej z oskarżającymi go o agenturalność opozycjonistami i najnowszej wiedzy o uwikłaniu we współpracę z bezpieką.
Opinia ekspertów krakowskiego Instytutu Sehna stawia kropkę nad i. Akta, z którymi w zeszłym roku zgłosiła się do IPN wdowa po generale Kiszczaku, są autentyczne i potwierdzają współpracę Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 1970–1976.
– Z historycznego punktu widzenia dzisiejszy dzień zmienia niewiele. Dla historyków ustalenia autorów książki „SB a Lech Wałęsa” były jasne i nie były kwestionowane. Nie ma recenzji naukowej, która by miażdżyła tę książkę – mówi wiceszef IPN Mateusz Szpytma.
Dlaczego Lech Wałęsa stanowczo zaprzeczał, że współpracował z SB? Dla prof. Antoniego Dudka to efekt albo tego, że Lech Wałęsa świadomie kłamie i idzie w zaparte, albo tego, że wyparł ten fakt ze swojej świadomości i wierzy we własną wersję. – W tej hipotezie on wierzy, że od początku prowadził rodzaj negocjacji z władzami. Że już w 1970 r. był ważnym przywódcą robotniczym. W latach 80. był faktycznie ważną postacią i jego kontakty z przedstawicielami władz miały charakter negocjacji. Natomiast na początku lat 70. był jednym z przywódców robotniczego buntu, którzy nie byli dla władzy stroną, tylko obiektem werbunku i zastraszania – podkreśla Antoni Dudek.
Pozostaje również wiele pytań o konsekwencje prawne, jakie będą miały podane wczoraj informacje. Przypomnijmy, że w orzeczeniu z 11 sierpnia 2000 r. sąd lustracyjny uznał, że oświadczenie lustracyjne, jakie Lech Wałęsa musiał złożyć, kandydując na prezydenta, jest zgodne z prawdą. W dodatku 16 listopada 2005 r. IPN nadał byłemu prezydentowi status pokrzywdzonego.
– Postępowania lustracyjne przeprowadzane w trybie wyborczym nijak się miały do normalnego postępowania lustracyjnego – zaznacza jednak Jan Olszewski, który również jako kandydat na prezydenta był lustrowany w tym trybie.
– Sąd miał do dyspozycji jakiś cieniutki tomik zawierający ok. 30–40 kart, podczas gdy jak się później okazało, zgromadzono wielotomowe materiały na mój temat. Mam wszelkie podstawy, by sądzić, że podobnie wyglądało to w sprawie Lecha Wałęsy.
Potwierdza to sędzia Bogusław Nizieński, ówczesny rzecznik interesu publicznego w postępowaniach lustracyjnych. – Brakowało dowodów na to, by uznać, że Lech Wałęsa złożył nieprawdziwe oświadczenie, bo nie było ani teczki personalnej, ani karty pracy. Dokumenty te, jak się okazało w ubiegłym roku, znajdowały się u generała Kiszczaka – tłumaczy Bogusław Nizieński.
Niemniej jednak wyrok sądu lustracyjnego jest w tym momencie nie do podważenia. Przepisy o postępowaniu lustracyjnym przeprowadzanym w tym trybie zostały już uchylone. (Dziś zaświadczenie o braku współpracy z tajnymi służbami PRL wydaje IPN, na którego decyzje przysługuje skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego). Nie można też wnieść kasacji od wyroku sądu lustracyjnego do Sądu Najwyższego.
– Pierwotnie przepisy przewidywały możliwość złożenia nadzwyczajnego środka na niekorzyść uniewinnionego w okresie 10 lat od momentu wydania prawomocnego wyroku. Jednak przeciwnicy lustracji, argumentując, że postępowanie przeprowadzane jest w trybie postępowania karnego, doprowadzili do skrócenia tego okresu do sześciu miesięcy, traktując wyrok w sprawie lustracyjnej tak samo jak każdy inny wyrok karny – tłumaczy sędzia Nizieński. Inna sprawa, że nawet gdyby ostatecznie ostał się pierwotny termin, to on już dawno upłynął.
Podobnie wygląda sprawa z przyznaniem byłemu prezydentowi statusu pokrzywdzonego. Zdaniem mec. Jana Olszewskiego w świetle odnalezionych dokumentów, których autentyczność została potwierdzona, instytut powinien podjąć działania zmierzające do uchylenia decyzji o przyznaniu byłemu prezydentowi tego statusu. – Władze IPN mają prawo, a może nawet obowiązek, by w tym zakresie przeprowadzić postępowanie naprawcze, dla przywrócenia dobrego imienia samej instytucji. To, czy wówczas istniały przesłanki do przyznania takiego statusu, ma drugorzędne znaczenie. Skoro dokument nie odpowiada prawdzie, to instytucja, która go wydała, ma prawo przeprowadzić postępowanie uchylające tamtą decyzję – uważa prawnik.
Ale znów: po nowelizacji ustawy o IPN z 2007 r. status ten już nie istnieje. W świetle wyroku z 2000 r. nadal nie można uznać byłego prezydenta za kłamcę lustracyjnego. Jednak wyrok sprzed prawie 17 lat może nie być już orężem do walki z osobami oskarżającymi Wałęsę o agenturalną przeszłość. Do tej pory pozywał on na drodze cywilnej osoby zarzucające mu, że był agentem bezpieki, o naruszenie dóbr osobistych. I ostatecznie w procesach, które wygrywał, koronnym argumentem był wyrok sądu lustracyjnego. Dziś ta swoista tarcza traci na znaczeniu.
– Naruszyć czyjeś dobre imię można tylko bezprawnie. Natomiast podanie prawdziwej informacji uchyla naruszenie – tłumaczy prof. Ewa Nowińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego, cywilistka specjalizująca się w problematyce dóbr osobistych. – Jeżeli sąd uzna, nie tyle na podstawie informacji IPN, ile wyników badania biegłych, że informacja jest prawdziwa, to ewentualne naruszenie nie będzie bezprawne. Zwłaszcza że będzie to informacja oparta nie na publikacji jakiegoś historyka, lecz na ekspertyzie niezależnego instytutu badawczego. A Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie cieszy się bardzo dużą renomą.