Izraelska policja po raz drugi w ciągu tygodnia przesłuchiwała w czwartek premiera Benjamina Netanjahu. Pytania dotyczyły upominków, jakie otrzymuje od bogatych izraelskich i zagranicznych biznesmenów, oraz upodobania polityka do "zbyt wystawnego" trybu życia.

Jak podały izraelskie media, prowadzący dochodzenie przybyli do oficjalnej rezydencji premiera w Jerozolimie, aby kontynuować wyjaśnianie sprawy drogich podarunków i przysług od znanych postaci międzynarodowego biznesu i Hollywood. W ubiegły poniedziałek wizyta śledczych u premiera trwała trzy godziny. Policja nie komentowała jej przebiegu.

Oficjalnie niewiele przedostało się na zewnątrz z obu wizyt grupy dochodzeniowej u szefa rządu, ale izraelskie media podają, że pytania zadawane premierowi obracały się wokół "podejrzeń dotyczących korzyści, jakie czerpie ze stosunków z izraelskimi i zagranicznymi biznesmenami". Chodzi m.in. o upodobania premiera do bardzo drogich cygar i alkoholi.

Wymienia się miliardera Ronalda Laudera i hollywoodzkiego producenta Arnona Milchana. Pewien bogaty amerykański przyjaciel przyznał, że robił izraelskiemu premierowi drogie prezenty i sfinansował podróż jednego z jego synów, "ale kosztowało to mniej, niż sądzi izraelska prokuratura".

Zarzuty dotyczące upodobania do "nadmiernych luksusów", jakie rażą krytyków Netanjahu i przytaczane są przez izraelskie media, dotyczą drobiazgów, jak świece zapachowe lub ulubione przez państwo Netanjahu torty pistacjowe, ale także wydanie 127 000 dolarów z publicznych funduszy na pięciogodzinną podróż w specjalnej kabinie sypialnej, którą Netanjahu leciał wraz z żoną do Londynu.

Po pierwszej wizycie policji komentowanej przez część izraelskich mediów Netanjahu powiedział pod adresem opozycji: "Wy będziecie powtarzać dzikie oskarżenia, a ja będę rządził Państwem Izrael". (PAP)