Od przyszłego roku najniższe wynagrodzenie będzie musiało wynosić co najmniej 2903,70 zł lub nawet 2984,70 zł. Kwota zależy od wysokości przeciętnej pensji z I kw. 2021 r.
Przyszłoroczna podwyżka minimalnej pensji wyniesie co najmniej 103,70 zł (3,7 proc.) lub 184,70 zł (6,6 proc.). Taką wartość gwarantuje mechanizm przewidziany w ustawie z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2177). O tym, która z kwot jest właściwa, dowiemy się 12 maja 2021 r. Tego dnia GUS przedstawi wysokość przeciętnego wynagrodzenia w I kw. 2021 r. Jeśli wyniesie ono mniej niż 5600 zł (czyli obecna płaca minimalna – 2,8 tys. – będzie stanowić co najmniej połowę średniej pensji) wówczas przepisy będą gwarantować wzrost o 103,70 zł. Jeśli przekroczy wspomnianą kwotę, minimalna pensja będzie musiała wzrosnąć o co najmniej 184,70 zł. Wartość ta będzie punktem wyjścia dla rządu i partnerów społecznych, którzy negocjują wysokość najniższej płacy w danym roku. Jeśli się nie porozumieją, ostateczną kwotę ustala rząd (nie mniejszą niż ta przewidziana przepisami).
– W obecnej, trudnej sytuacji gospodarczej należałoby utrzymać wzrost jedynie na poziomie gwarantowanym ustawą. Skutki pandemii okazały się – na razie – mniej bolesne dla rynku pracy niż prognozowano, ale w okresie odbudowy gospodarki konieczna jest ostrożność – wskazuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Istotny wpływ
Podwyżka minimalnej pensji ma istotne znaczenie dla całego rynku. Firmy będą musiały podwyższyć pensje osobom, które zarabiają najniższe stawki. Według danych GUS to około 1,5 mln osób (stan na koniec 2019 r.). Dodatkowo wzrosną też wszystkie świadczenia i zobowiązania powiązane z minimalną pensją, w tym m.in. dodatki za pracę w nocy, odszkodowania za mobbing i dyskryminację, składki na ubezpieczenia społeczne dla prowadzących działalność (w preferencyjnym okresie). Równolegle wzrośnie też oczywiście najniższa stawka godzinowa dla samozatrudnionych i zleceniobiorców. W 2022 r. będzie musiała ona wynosić co najmniej 19,00 zł (wzrost o 0,70 zł) lub 19,50 zł (wzrost o 1,20 zł).
Dla niektórych sektorów nie będzie to znaczący problem, ale część może wyraźnie odczuć konieczność podwyżek.
– W okresie pandemii dobrze poradził sobie np. przemysł, budownictwo. Ale niektóre branże zostały mocno osłabione – wskazuje Łukasz Kozłowski.
Chodzi przede wszystkim o te, które najdłużej i najszerzej były lub wciąż są objęte lockdownem, czyli m.in. gastronomia, hotelarstwo, handel.
– Właśnie w tych sektorach wiele osób zarabia niższe stawki. A przedsiębiorcy dopiero wychodzą z kryzysu, zaczynają odbudowywać biznes. Dlatego przy ustalaniu podwyżki minimalnej pensji pożądana jest rozwaga i wstrzemięźliwość. Wzrost zagwarantowany przepisami jest wystarczająco wysoki – dodaje główny ekonomista FPP.
Inaczej tę sytuację ocenia druga strona dialogu społecznego, czyli związki zawodowe.
– Oczekujemy podwyżki, która uwzględnia obecną sytuacją i zapowiedzi rządu. Z jednej strony przybywa podatków, rosną koszty utrzymania, ceny. Z drugiej wzrasta wydajność pracy. Zdajemy sobie sprawę, że wiele przedsiębiorstw przystępuje dopiero do odbudowy działalności po pandemii, ale to odrabianie strat powinno uwzględniać też pracowników – uważa Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Do zmiany?
Coraz bardziej uzasadnione wydaje się też zmodyfikowanie zasad ustalania najniższego wynagrodzenia. Obecny mechanizm – oparty na prognozach makroekonomicznych – w praktyce w ogóle nie uwzględnił ubiegłorocznego kryzysu i spadku PKB (prognozy z 2019 r. zakładały wzrost, bo nikt nie przewidywał wówczas ogólnoświatowej epidemii).
– Potrzebna jest nowa formuła. W razie gwałtownego spowolnienia gospodarczego obecny mechanizm paradoksalnie powoduje, że wzrost minimalnej nie tylko nie zwalnia, ale wręcz przyspiesza. Przepisy nie uwzględniają bowiem nietrafionej prognozy PKB, czyli jego spadku, ale biorą pod uwagę to, że po takim załamaniu gospodarka się odbije i wskaźnik wzrostu będzie wysoki – zauważa Łukasz Kozłowski.
Od lat pojawiały się propozycje – głównie ze strony związków zawodowych – aby obecny mechanizm został zastąpiony prostym powiązaniem (np. płaca minimalna ma stanowić 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia lub 60 proc. mediany płacowej).
– Nad projektem dyrektywy w tej sprawie pracuje obecnie UE. Działania Brukseli są zaawansowane i raczej nie powinniśmy w tej chwili wprowadzać własnych rozwiązań, żeby nie zaburzać prac legislacyjnych – wskazuje Norbert Kusiak.
Na razie pracodawcom i związkowcom pozostaje więc zaczekać na propozycję podwyżki, jaką przedstawi rząd, i rozpocząć negocjacje w tej sprawie w Radzie Dialogu Społecznego. Jeśli się nie porozumieją z rządem, ten ostatni samodzielnie wskaże ostateczną kwotę do 15 września 2021 r. ©℗
Ustawowy wzrost minimalnego wynagrodzenia