Europoseł Koalicji Obywatelskiej Bartosz Arłukowicz mówi wprost: czas spokojnych reform minął, nowy minister sprawiedliwości musi działać zdecydowanie. Jak podkreśla, KO nie może udawać prawicy, ale musi odpowiadać na lęki wyborców.
Mimo że pracuję w Parlamencie Europejskim, jestem stale zaangażowany w polską politykę. Przede wszystkim dlatego, że nie można robić dobrej europejskiej polityki bez wsparcia z kraju – i odwrotnie. Rozumiem, o co pan pyta, i powiem szczerze, że od początku byłem zwolennikiem głębokiej rekonstrukcji. Pojawiały się różne koncepcje. Jedni mówili, że potrzebne są kosmetyczne zmiany, inni – że głębokie. Cieszę się, że do rekonstrukcji doszło. Zwłaszcza nazwiska nowych ministrów sprawiedliwości i spraw wewnętrznych to poważna zmiana w każdym rządzie.
Wybory prezydenckie otworzyły kolejny etap w polskiej polityce. Nie poszły po naszej myśli i musimy w związku z tym reagować. Zmienić założenia i zaplanowaną taktykę, również w kontekście twardych decyzji. Znam Adama Bodnara długo, może nawet kilkanaście lat, i cenię go jako prawnika. Ale mam wrażenie, że minister Bodnar z trudem odnajdował się w wojnie politycznej, którą mamy. Na wojnie dyskusje o paradygmatach prawa są ważne, lecz nie mogą być pierwszoplanowe. Musimy naprawić wymiar sprawiedliwości i wyciągnąć konsekwencje wobec tych, którzy łamali prawo, a często przez lata wprost kradli. Po ludzku rozumiem Adama Bodnara, który chciał skrupulatnie, powolutku, w zgodzie ze sztuką naprawiać system krok po kroku, a może nawet kroczek po kroczku. Ale czasem jest tak, że minister musi być bezwzględny i zdeterminowany.
Kompletnie nie o to chodzi, że ktoś w Platformie szukał własnego Ziobry, który szedłby „na rympał”. Minister sprawiedliwości wciąż jest w naszym systemie także prokuratorem generalnym. Dostrzegam miejsca w prokuraturze, gdzie można było działać szybciej, sprawniej i skuteczniej. Grzegorz Braun miesiącami drwił z polskiego państwa i wymiaru sprawiedliwości, zanim wniesiono przeciwko niemu akt oskarżenia. Do tego zaskakujące dla mnie decyzje o umorzeniu ważnych śledztw – jak np. w sprawach maseczek i wyborów kopertowych. W mojej ocenie śledczy nie byli tam wystarczająco aktywni i zdeterminowani. Naprawdę nie mamy czasu. Kolejne dwa lata kadencji upłyną jeszcze szybciej i mam nadzieję, że Waldemar Żurek wykaże się wyczekiwaną determinacją.
A chciałbym, żeby „poszperano” do końca, wyjaśniano sprawy, a nie umywano rąk tylko dlatego, że w tle jest polityk tej czy innej partii. Poruszył pan ważny problem. Prokuratura wymaga dość radykalnych zmian i pełnego odpolitycznienia. Nie odkryję chyba Ameryki, jeśli powiem, że nazwiska śledczych, którzy jednoznacznie wspierali poprzedni rząd i ministra Ziobrę, dalej możemy znaleźć na liście osób podejmujących ważne, a czasem kluczowe decyzje w prokuraturze. Często nawet awansują.
Aktywnie uczestniczyłem w kampaniach do Sejmu i Parlamentu Europejskiego. Niemal każdego dnia spotykam osoby, które nie mają nic wspólnego z polityką, a które wyrażają swoje oczekiwania wobec rządzących. Podstawowa sprawa – ludzie chcą, żeby ta koalicja była jedną drużyną. Często słyszę prośby: „grajcie do jednej bramki”. Nie będę się rozwodził nad tą kwestią, ale ona wymaga poprawy. Drugie oczekiwanie jest jasne: skoro tyle nakradziono i tylu ludzi skrzywdzono za czasów PiS, to muszą być rozliczenia i kara. No i trzeci punkt, o którym ludzie mówią coraz częściej: bezpieczeństwo. Polacy boją się tego, co się dzieje za wschodnią granicą, rozumieją problem migracyjny, wiedzą, jak wyglądało otwieranie furtek do otrzymywania lewych wiz i cudzoziemców przepuszczanych jak przez sito za rządów PiS.
PiS, przy wsparciu takich cyników politycznych jak pan Bąkiewicz, jest mistrzem w podgrzewaniu emocji i lęków. Ale trzeba też stanąć w prawdzie i potępić ekipy pseudoobrońców granic pod politycznym dowództwem Bąkiewicza. On powinien odpowiedzieć karnie, i najwyższy czas, żeby tak się stało. Jeśli ktoś przypisuje sobie prawa służb mundurowych, to powinien za to natychmiast odpowiedzieć. Koniec, kropka. A emocje? Wie pan, gdy się z ludźmi siedzi i rozmawia, to wyczuwają fałsz. Mamy nagrania z ukrytej kamery, na których Bąkiewicz krzyczy o owijaniu się we flagę „jak przyjdą psy', bo to da im kliknięcia w internecie. Trzeba z ludźmi rozmawiać. Dużo, ciągle, bez przerwy.
Byłbym ślepy, gdybym udawał, że nie widzę społecznego skrętu w prawo. Mamy do czynienia ze wzmożonym poparciem dla ruchów prawicowych – w Parlamencie Europejskim widać, że prawa strona staje się coraz większa i coraz głośniejsza. Wersja europejska i polska tego zjawiska wiele się od siebie nie różnią. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest wiele: czas popandemiczny, zagrożenie dla bezpieczeństwa, wielkie emocje wokół migrantów, media społecznościowe, algorytmy... Natomiast odpowiedzi, jakie ruchy prawicowe przedstawiają na złożone problemy, są wybitnie uproszczone, bez szczegółowych i sensownych rozwiązań. Mówiąc wprost: są skrajnie populistyczne.
Udawanie w polityce kogoś, kim się nie jest, prowadzi do przegrzania i koniec końców daje paliwo prawicy. Nie da się mieć poglądów centrowo-liberalnych, a jednocześnie udawać, że jest się bardziej cywilizowaną wersją Bąkiewicza. Nie widzę możliwości, by się upodobnić do niego i jego kolegów. Jesteśmy w Platformie od tego bardzo daleko, ale widzę przestrzeń do tego, by ludzie, którzy na nich głosują, dostali od nas odpowiedź. Stajemy do walki także o wyborców Brauna czy Mentzena, lecz chcemy przekonywać argumentami, a nie nakręcać emocje.
Mam syna w wieku studenckim i on dokładnie mówił mi to, co pan: że jego koledzy są za Mentzenem. Jednocześnie ci sami młodzi wyborcy Mentzena nie mają nic przeciwko bezpłatnemu studiowaniu na państwowej uczelni, utrzymywanej z publicznych pieniędzy, czyli naszych wspólnych podatków. Wszystko jest fajnie, gdy się opowiada o totalnej wolności od podatków, obowiązków i generalnie instytucji państwa do momentu, gdy nasza schorowana babcia ma cukrzycę, nadciśnienie, a czasem raka. I jedyną ofertą ma być dla niej jakiś bon zdrowotny? On nie wystarczy na nic poważniejszego. Hasła Konfederacji zawsze przegrają w zderzeniu z rzeczywistością. Realia są o wiele bardziej skomplikowane niż greps rzucony w eter podczas wiecu wyborczego, we wpisie na X czy filmiku na TikToku. Musimy po prostu jeszcze ciężej pracować...
W tej chwili skupiamy się na najbliższych dwóch latach, na ciężkiej pracy. Głęboka rekonstrukcja rządu pozwoli nam wykorzystać ten czas w taki sposób, abyśmy po następnych wyborach parlamentarnych mieli silny mandat społeczny. Skok poparcia dla kandydata Konfederacji na prezydenta w trakcie ostatnich wyborów wcale nie musi oznaczać takiego samego lub podobnego wyniku w wyborach parlamentarnych. Choć nie lekceważymy obecnego stanu rzeczy.
Nie będę udawał, że pieniądze nie są potrzebne do naprawy sytuacji, ale nie są najważniejsze. Sprowadzenie całej sprawy do opowieści, że jak się dosypie kasy, to wszystko będzie dobrze, jest w zasadzie odwrotnością narracji Konfederacji, która mówi, że rynek wszystko załatwi sam. Nawet lubię Adriana Zandberga, ale w polityce czasem trzeba mieć odwagę. Zandberg miał możliwość wzięcia na siebie częściowej odpowiedzialności za jakiś wymiar życia publicznego. Pracowałem z politykami partii Razem w komisji zdrowia, to ciekawi ludzie, ale chyba bardzo sobie cenią pozycję recenzenta. To przyjemne, komfortowe, wygodne. Jednak to nie jest polityka, tylko publicystyka.
Mam wrażenie, że zjawisko, o którym pan mówi, to efekt dość wyjątkowej formy ekspresji emocji Szymona Hołowni. Czasem trudno jest nadążyć za tempem jego słów, przekazów, decyzji. Czytam te wszystkie analizy, które doszukują się w jego postawie drugiego dna: strategii, wpływów z zewnątrz... Wie pan co? Myślę, że marszałek niekiedy mówi coś, co czuje w danym momencie, jest niesiony emocjami.
Czasem krew już mi leci od tego gryzienia się w język. A zupełnie poważnie – konkurencja w polityce jest bardzo ważna. Ona jest wewnątrz partii, nawet w kołach regionalnych, w młodzieżówce partyjnej, a także w koalicji. To naturalne i nie ma co się na to obrażać. Ale to musi być konkurencja oparta na zdrowych zasadach – chodzi o to, by zwyciężał lepszy. Szymon Hołownia gra z nami w drużynie, ale jakby czasem zapominał, jaką nosi koszulkę. Po tej stronie ma przyjaciół i partnerów. Szukanie emocji czy dobrych wrażeń na kolacjach z Bielanem, Kaczyńskim i Kamińskim może być ekscytujące, ale moje doświadczenie w polityce mówi, że to nic nie przynosi poza szkodami, które się czasem ciągną latami. Jako lekarz wiem, że nocne kolacje powodują różne problemy z żołądkiem i trawieniem. W polityce taka zgaga może pozostać na długo.
Sikorski konkurował z Trzaskowskim o start w wyborach prezydenckich. Nie odnajduję dzisiaj w Platformie ludzi, którzy wprost podważaliby merytoryczne i polityczne przywództwo Donalda Tuska. Po powrocie do Polski Tusk doprowadził do tego, że duże kłopoty, w jakich była Platforma, zamieniły się w wygraną koalicji. Współpracuję z Sikorskim, lubię go i cenię. Wiem, że jego głównym celem jest poprawa pozycji Polski na arenie międzynarodowej, a nie gierki w partii.
W Platformie nie szykujemy takich manewrów, aby zyskać dwa czy trzy punkty w sondażu. Jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi, ponosimy dziś odpowiedzialność za państwo i traktujemy to poważnie. Krótkoterminowo ekspresyjne ruchy polityczne mogą dać wyboldowane tytuły w prasie i parę ostrych artykułów w sieci. Ale żebyśmy mogli myśleć o kolejnej kadencji, trzeba po prostu zadbać o bezpieczną Polskę. To nasze zadanie i za jego wykonywanie ocenią nas Polacy za dwa lata. ©Ⓟ
Szymon Hołownia gra z nami w drużynie, ale jakby czasem zapominał, jaką nosi koszulkę. Szukanie emocji czy dobrych wrażeń na kolacjach z Bielanem, Kaczyńskim i Kamińskim może być ekscytujące, ale moje doświadczenie w polityce mówi, że to nic nie przynosi poza szkodami, które się czasem ciągną latami