W tym celu Trump zapowiedział m.in.: sprzeciw wobec pieniądza cyfrowego emitowanego przez Rezerwę Federalną (amerykański odpowiednik NBP), ograniczenie sprzedaży bitcoinów konfiskowanych przestępcom przez rząd federalny, gdyż prowadzi to do wahań kursu BTC, wspieranie tworzenia nowych kryptowalut (zwanego „kopaniem” lub „wydobywaniem”) za pomocą komputerowych mocy obliczeniowych oraz usunięcie ze stanowiska szefa Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC, odpowiednik polskiego KNF), wpływowego kryptosceptyka Gary’ego Genslera. Przede wszystkim jednak Trump zadeklarował utworzenie strategicznej rezerwy kryptowalut, a więc skup BTC i pokrewnych mu środków płatniczych „na wszelki wypadek”.
Ponad podziałami
Prawdopodobnie właśnie to ostatnie w największym stopniu doprowadziło do aprecjacji bitcoina. Jeśli rząd w Waszyngtonie postanowi skupować waluty bazujące na blockchainie, czyli technologii szyfrowania w cyfrowych blokach, to można zakładać, że pieniędzy mu nie zabraknie. Mowa przecież o wciąż największym mocarstwie świata. Właściciel choćby ułamka BTC może się na tym już niedługo nieźle dorobić, o ile trumpiści spełnią swoje obietnice (a według innych – groźby). Sam powyborczy skokowy wzrost ceny BTC dowodzi przecież, że na fundament rezerw walutowych kraju ten środek niespecjalnie się nadaje. Skoro w kilka dni czołowe kryptowaluty mogą zdrożeć o kilkadziesiąt procent, to równie dobrze mogą w tak krótkim czasie stanieć. Tym czasem rezerwy powinny być przewidywalne, gdyż nagły spadek ich wartości może pociągnąć za sobą na dno także pieniądz, który się na nich opiera. Oczywiście w przypadku dolara, globalnego hegemona środków płatniczych, takie ryzyko jest mniejsze niż dla innych walut – za to potencjalne konsekwencje drastycznie większe.
Mimo to poparcie dla BTC, i innych tego typu wynalazków, ze strony Trumpa już w czasie kampanii wyborczej skłoniło do zmiany stanowiska także demokratów. Po występie Trumpa na najważniejszej kryptowalutowej konferencji w Nashville współpracownicy Kamali Harris, jak również sama kandydatka na prezydenta, zaczęli nieśmiało puszczać oko do niezwykle silnego za oceanem środowiska miłośników krypto. Czternastu demokratycznych członków Kongresu wysłało list do szefa partii, wzywając, by ta zmieniła swoje sceptyczne podejście. Autorzy przywołali badania, według których niemal co piąty wyborca demokratów zainwestował w pieniądz cyfrowy. To nawet o 1 pkt proc. więcej niż w elektoracie Grand Old Party (GOP – potoczna nazwa głównej partii konserwatywnej w USA). Tymczasem temat został niemal zmonopolizowany przez przeciwników Harris.
Demografia kryptowaluty
Najnowsze badania Pew Research (z października) pokazują, że inwestowanie w kryptowaluty jest w USA niezwykle popularne. Wyniki są zresztą bardzo podobne do danych przywołanych w liście demokratycznych kongresmenów. Według Pew Research w blockchainowe środki płatnicze zainwestowało 18 proc. wyborców republikanów i 17 proc. zadeklarowanych demokratów. W obu grupach zdecydowanie dominują młodzi mężczyźni. Kryptowaluty kupiło aż 42 proc. mężczyzn w wieku 18–29 lat oraz 36 proc. w wieku 30–49 lat. Wśród kobiet było to odpowiednio 17 proc. i 15 proc. Inne wyniki mogą już jednak zaskoczyć. Przede wszystkim inwestowanie w pieniądz cyfrowy rozkłada się całkiem równo pod względem klasowym. W grupie wysoko zarabiających zrobił to niemal co czwarty badany (23 proc.), wśród średnio zarabiających niemal co piąty (18 proc.), a pośród osób z niskimi dochodami więcej niż co siódmy (14 proc.).
Zaskakujący jest również rozkład inwestorów pod względem rasowym. Odsetek nabywców kryptowalut wśród białych Amerykanów jest najniższy ze wszystkich badanych pod tym względem grup – wyniósł „tylko” 14 proc. Alternatywne pieniądze są niezwykle popularne wśród obywateli USA pochodzenia azjatyckiego – kupiło je aż 28 proc. z nich. Pośród czarnoskórych i Latynosów odsetek ten wyniósł od powiednio 23 proc. i 21 proc. Te dwie nieuprzywilejowane grupy, z racji swojego znacznie gorszego położenia w strukturze społecznej, częściej zajmują się działal nością nielegalną, więc po krótkim zastanowieniu popularność BTC wśród mniejszości etnicznych już tak nie dziwi. Przecież kryptowaluty za oceanem są powszechnie używane chociażby do handlu narkotykami. W takim razie trudno jednak również nie zauważyć, że niespodziewane zwycięstwo Trumpa wśród Latynosów oraz zaskakująco dobry wynik wśród Afroamerykanów mogły mieć z tym pewien związek.
Niewątpliwie jakiś wpływ na wyniki wyborów miały też pieniądze płynące w tym roku szerokim strumieniem do polityków obu głównych partii w USA. „Kandydaci opowiadający się za wspieraniem kryptowalut w wyborach w 2024 r. cieszą się znaczącym wsparciem finansowym ze strony branży wycenianej na 2,5 bln dol., która zaciekle walczy o cofnięcie regulacji wprowadzonych przez agencje rządowe takie jak SEC” – pisał w lipcu w tekście „The Crypto Industry’s 2024 Election Spending Spree” na łamach pisma „Jacobin” Freddy Brewster. Mowa o „kandydatach”, gdyż za oceanem wybierano w tym roku nie tylko prezydenta, lecz także dużą część kongresmenów. „Jeden z głównych komitetów akcji politycznej (PAC – grupy wspierające kandydatów dla konkretnych celów – przyp. autora), otrzymujących fundusze od firm kryptowalutowych, zebrał od stycznia 2023 r. ponad 202 mln dol. Kwota ta przyćmiewa 27 mln dol. przekazanych przez skompromitowanego byłego miliardera kryptowalutowego Sama Bankmana-Frieda na rzecz innego PAC w 2022 r.” – pisze dalej Brewster.
Jedną z głównych orędowniczek wspierania technologii blockchain jest republikańska senatorka z Wyoming Cynthia Lummis, która jako jedna z pierwszych podniosła temat utworzenia strategicznej rezerwy bitcoina. Następnie pomysł ten podchwycił Donald Trump podczas konferencji w Nashville. W napisanym dla think tanku Atlantic Council tekście „What exactly is a strategic bitcoin reserve?” Ananya Kumar porównała pomysł Lummis do stworzonej w latach 1973–1974 strategicznej rezerwy ropy, która miała zapewnić USA bezpieczeństwo energetyczne w czasie kryzysu naftowego z lat 70. Przy pomnijmy, że w tamtym czasie państwa arabskie nagle drastycznie podniosły ceny surowca w odwecie za wsparcie dla Izraela ze strony państw Zachodu podczas wojny Jom Kippur. Rezerwa ta została wykorzystana całkiem niedawno, by zdusić presję inflacyjną po agresji Rosji na Ukrainę. Zwykle jest bezpiecznikiem na wypadek klęsk żywiołowych. „Pod względem bezpieczeństwa ekonomicznego bitcoin jednak nie pełni tej samej funkcji w gospodarce USA co ropa naftowa. Jest ona jednym z podstawowych czynników napędzających naszą gospodarkę i codzienne życie – kryptowaluty nie” – podkreśliła Kumar. Zwróciła też uwagę, że wycena BTC jest bardzo narażona na nieprzewidywalne wydarzenia makroekonomiczne i geopolityczne. Gdy latem nieoczekiwanie pojawiły się informacje o słabych wynikach zatrudnienia w USA i podwyżkach stóp procentowych w Japonii, analitycy zaczęli wyglądać nadejścia kolejnego kryzysu. Finalnie do niczego takiego nie doszło, jednak bitcoin w ciągu zaledwie tygodnia staniał o jedną piątą. W tym czasie indeks spółek techno logicznych NASDAQ spadł „tylko” o jedną dziesiątą, a cena złota właściwie nawet nie drgnęła. „Zmienność kryptowalut jest trwała i sprawia, że są nieskutecznym zabezpieczeniem przed inflacją. (…) Ta propozycja jest w najlepszym razie przedwczesna, a w najgorszym oderwana od rzeczywistości rynków oraz interesu narodowego USA. Wprowadzenie bitcoina do powszechnego użytku nie jest wystarczającym powodem do stworzenia jego strategicznej rezerwy” – wskazała Kumar.
Inwestorzy mimo woli
Ta powszechność użytku wynika m.in. stąd, że BTC stał się jednym z ważnych aktywów zgromadzonych na kontach emerytalnych Amerykanów. W tekście „The Cryptocurrency You May Not Even Know You Own” z 6 grudnia na łamach „New York Timesa” Jeff Sommer przyjrzał się działalności spółki technologicznej MicroStrategy, która na potęgę inwestuje w bitcoina. Sommer zauważył, że chociaż nigdy w życiu nie kupiłby kryptowalut bezpośrednio, to i tak je nabył jako posiadacz konta emerytalnego zarządzanego przez fundusz Vanguard. Inwestująca w BTC spółka jest też w portfelach innych gigantów sektora finansowego zza oceanu – funduszu BlackRock czy banku inwestycyjnego Morgan Stanley. Chociaż w 2022 r. Micro Strategy straciło trzy czwarte wartości, co było związane z ujawnieniem ogromnych nieprawidłowości giełdy kryptowalut FTX założonej przez Sama Bankmana-Frieda, od tamtego czasu spółka odbiła się z grubą nawiązką – zdrożała o 3 tys. proc.
„Wtedy to firma zmieniła swoją podstawową strategię z przeciętnego dostawcy oprogramowania biznesowego na superdoładowany silnik finansowy napędzany długiem, sprzedażą akcji i bitcoinem. Czy działalność MicroStrategy jest ryzykowna? A czy niebo jest niebieskie? Nie można uzyskać tak kolosalnych zwrotów bez podejmowania nadmiernego ryzyka, co naraża przyszłych emerytów na zagrożenia, na które nigdy by się nie pisali. W swoim rocznym raporcie MicroStrategy szczerze zresztą ujawnia te zagrożenia w obszernej sekcji pełnej przydatnych szczegółów” – pisze Sommer.
Jak się okazuje, MicroStrategy chętnie korzysta z dźwigni finansowej, czyli sztucznego pompowania swoich wyników za pomocą miksu zaciąganego długu i agresywnej polityki inwestycyj nej, wykonywanej przez „hordę traderów”. W październiku spółka ogłosiła emisję nowych akcji i obligacji w celu zgromadzenia 42 mld dol. w kryptowalutach. Nie jest to kwota przypadkowa. Otóż w swoim raporcie spółka wskazała, że liczba 42… ma potężną moc, na co dowodów ma dostarczać popularna powieść science fiction „Autostopem przez galaktykę”. Nie, to nie żart, chociaż w sumie nie można wykluczyć, że prezes spółki Michael J. Saylor tak to właśnie traktuje. „MicroStrategy przyznaje, że wielu sceptyków kwestionuje jaką kolwiek fundamentalną wartość bitcoina, nie licząc chęci traderów, żeby go kupić. Tak więc, jeśli atrakcyjność kryptowalut osłabnie – jak miało to miejsce w 2022 r. – to inwestorzy w MicroStrategy poniosą straty” – pisze Jeff Sommer.
Ale po co?
Utworzenie narodowej kryptorezerwy krytykuje nawet część blockchainowego środowiska. W opublikowanym na portalu Blockworks tekście „The bitcoin strategic reserve: Crypto’s best or worst idea?” Byron Gilliam wymienia mnóstwo argumentów przeciw tej idei. Według Gilliama Stany Zjednoczone nie muszą się w to angażować, gdyż już dysponują globalną walutą rezerwową, którą mogą swobodnie emitować. Nawet rezerwy w złocie są już anachronizmem, więc USA nie zwiększały ich od kilkudziesięciu lat. Po co miałyby zatem inwestować w coś jeszcze bardziej bez użytecznego? Dominacja dolara wcale nie jest zagrożona, gdyż Chiny mają zamknięty system finansowy, w Europie panuje chaos, a innych kandydatów brak. Osiągnięcie celów wyznaczonych przez Cynthię Lummis, czyli zabezpieczenie połowy amerykańskiego długu publicznego do 2045 r., wymagałoby zgromadzenia w BTC kwoty wartej prawdopodobnie ponad trylion dolarów, a to mogłoby już realnie zagrozić pozycji dolara. „Tak jak Michaił Gorbaczow próbował uratować komunizm, wprowadzając do niego odrobinę kapitalizmu, tak próba wsparcia dolara poprzez pokrycie go pewną ilością bitcoinów może wywołać kryzys, którego rzekomo próbuje się uniknąć” – wskazuje Gilliam.
Autor zwraca też uwagę, że przechowywanie kryptowalut wcale nie jest łatwe i że będą one narażone na ewentualne ataki hakerskie ze strony nieprzyjaznych państw. Poza tym stworzenie rezerwy strategicznej BTC może być dla kryptowalut niedźwiedzią przysługą – samo ogłoszenie ich skupu przez rząd federalny sztucznie wywindowałoby ich ceny i uczyniłoby niewielką grupę osób niewyobrażalnie bogatą. W rezultacie ludzie mogliby znienawidzić alternatywne waluty cyfrowe jako takie.
Inne wady kryptowalut wskazują również autorzy zeszłorocznego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Popularność kryptowalut w Polsce”. Jedną z nich jest ogromny ślad węglowy, który zostaje po ich wydobywaniu. Całkowite globalne zużycie energii elektrycznej na potrzeby kryptoaktywów przekracza roczną konsumpcję prądu przez Argentynę czy Australię, co w obliczu zmian klimatycznych i czekającej świat dekarbonizacji byłoby kompletnym absurdem. Cyfrowe pieniądze mają również inne bariery technologiczne, które wykluczają wprowadzenie ich do masowego użytku. „Bitcoin nie został zaprogramowany w sposób umożliwiający obsługę dużej liczby transakcji jednocześnie. Jest w stanie obsłużyć jedynie ok. 7 transakcji na sekundę. Dla porównania duże organizacje płatnicze w tym samym czasie mogą obsłużyć do kilkudziesięciu tysięcy transakcji” – przypomina PIE. Poza tym, wbrew potocznym przekonaniom, emisja BTC wcale nie jest zdecentralizowana. Wręcz przeciwnie. Zaledwie dwie największe kryptokopalnie odpowiadają za ponad połowę mocy obliczeniowej całej sieci.
Według badania PIE aż 23 proc. Polek i Polaków posiadało kiedykolwiek kryptowaluty, przy czym ponad trzy czwarte tej grupy stanowili mężczyźni. Aż 41 proc. osób obecnie dysponujących alternatywnym pieniądzem ma mniej niż 34 lata. Nie widać szczególnie dużej różnicy między prawicą a lewicą, a prawie połowa posiadaczy określa się jako centryści. Widać jednak wyraźną nadreprezentację osób zgadzających się z poglądem, że rząd i banki mają zbyt duży wgląd w wydawane przez nas pieniądze, a podatki w Polsce są zbyt wysokie.
Po zwycięstwie Trumpa poparcie dla utworzenia polskiej rezerwy strategicznej w BTC głośno zaczął prezentować kandydat Konfederacji w wyborach prezydenckich Sławomir Mentzen. Jeśli abstrahować od jego szans na wybór i tego, że prezydent akurat w tej sprawie miałby niewiele do powiedzenia, pakowanie się państwa w tak drogą i niepewną inwestycję byłoby skrajną nieodpowiedzialnością. Polska zamożność powinna się opierać na silnym przemyśle i realnej gospodarce, a nie pomysłach rodem z rajów podatkowych, które jak na razie faktycznie wydają się użyteczne głównie w działalności przestępczej. ©Ⓟ
Nawet rezerwy w złocie są już anachronizmem, więc USA nie zwiększały ich od kilkudziesięciu lat. Po co miałyby zatem inwestować w coś jeszcze bardziej bezużytecznego?