Niestety, badacze nie potrafią być obiektywni, reprezentują konkretne środowiska, wreszcie selekcja publikacji na uczelniach czy w think tankach jest odzwierciedleniem poglądów tych, którzy tymi instytucjami zarządzają. Normalna sprawa, a jednak warta przypominania. Zwłaszcza gdy przychodzi do takiego momentu jak wybory w USA. Kiedy wiadomo, że ogromna większość opiniotwórczych elit Zachodu życzy Trumpowi jak najgorzej, a perspektywę jego powrotu do Białego Domu traktuje jako rodzaj biblijnej Apokalipsy.
Jak czytać ekonomiczne prace poświęcone elekcji w USA?
Choćby nowiutką analizę ekonomistów Bundesbanku Sörena Karaua oraz Johannesa Fischera. Praca nosi tytuł „Co rynki finansowe mówią o potencjalnych implikacjach zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich?”. Badacze proponują model wektorowej autoregresji (wymyślony w 1980 r. przez późniejszego noblistę Christophera Simsa), służący, mówiąc z grubsza, do prognozowania przyszłości na podstawie wcześniejszych danych. Ekonomiści patrzą więc na zachowania rynków z minionych miesięcy (cena euro do dolara, indeks S&P500, bitcoin, dwuletnie obligacje skarbowe USA) i na tej podstawie przewidują, jak będą się one zachowywać w razie zwycięstwa Trumpa. Potem interpretują to przez pryzmat klasycznych teorii ekonomicznych. I voilà!
Co przyniesie Trump?
Po pierwsze – spowolnienie gospodarcze o charakterze podażowym (głównie z powodu planów republikanina na agresywniejsze chronienie rynku USA przed importem oraz na zmniejszenie napływu migrantów). Po drugie – zwiększenie presji cenowej (mniejsza podaż), ale bez zwiększenia produkcji własnej (dlaczego? Nie tłumaczą). Po trzecie – jeżeli jakimś cudem w gospodarce pojawi się efekt popytowy (wygenerowany np. odbudową lokalnej wytwórczości), to jedyną jego konsekwencją będzie inflacja. Po czwarte – ów wzrost cen pociągnie za sobą skok stóp procentowych. I po piąte – dla Europy polityka Trumpa także oznacza wzrost inflacji z powodu mocnego dolara.
Źle lub bardzo źle. Pięć wniosków idealnie pasujących do tezy, że Trump jest do bani. Pytanie: czy takie prace warto w ogóle czytać? Skoro i tak wiadomo, że są pisaną pod tezę rozprawką. Zastanówmy się nad tym na spokojnie. Oczekując na rychłe nadejście końca świata. ©Ⓟ