Każdy sędzia wie, a przynajmniej wiedzieć powinien, że do skazania złodzieja, oszusta czy przemocowca potrzebne są dowody. Każdy sędzia powinien również wiedzieć, że indywidualizacja odpowiedzialności na podstawie przepisów o charakterze represyjnym jest jedną z podstawowych zasad państwa prawa.

Gdy chodzi o sytuację sędziów powołanych na wniosek KRS ukształtowanej ustawą z 8 stycznia 2017 r., nazywanych przez nich „neosędziami”, część środowiska sędziowskiego żadnych dowodów jednak nie potrzebuje. Zresztą nawet nie zamierza ich szukać, gdyż – jak napisał sędzia Bartłomiej Przymusiński w tekście „Sędzia z wartościami” (DGP Magazyn na Weekend nr 158 z 14 sierpnia 2024 r.) – ich znalezienie i tak jest niemożliwe. W sądzie karnym niemożność znalezienia dowodów winy oznacza konieczność uniewinnienia, jednak w przypadku projektu ustawy opracowanym przez sędziów ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” jest wręcz przeciwnie. Na dodatek „proces” ma mieć charakter inkwizycyjny, wyrok będzie wydany zaocznie, możliwości obrony czy apelacji nie przewidziano. Swoistą abolicję przewiduje się wyłącznie dla absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, i to tylko jeśli chodzi o objęcie pierwszego stanowiska sędziowskiego.

Niektórzy sędziowie twierdzą, że wystarczającym dowodem „winy” jest sam fakt wzięcia udziału w konkursie przed KRS po 2017 r. Oczywiście tego rodzaju „wina” nie wynika z żadnych przepisów ani orzeczeń, o czym wielokrotnie VOTUM pisało w swoich stanowiskach, a stanowi jedynie wyraz swego rodzaju moralnego potępienia wobec kolegów sędziów, którzy, być może, po prostu przyjęli inną strategię postępowania w obliczu sytuacji, w jakiej od siedmiu lat znajduje się wymiar sprawiedliwości. A sytuacja ta jest niewątpliwie zła i jedynie nieliczni to kwestionują, ale z całą pewnością nie naprawimy jej za pomocą „świadectw moralności” (bądź niemoralności) wystawianych sędziom przez sędziów. Nie można twierdzić, że istnieje tylko jeden moralnie właściwy sposób postępowania sędziego w obliczu istniejącego kryzysu, a z jakichś przyczyn od samego początku tak zdaje się uważać część środowiska skupiona wokół Iustitii. Otóż został ustalony paradygmat w postaci bojkotu konkursów przed KRS i osoby uważające się za wyłącznych depozytariuszy sędziowskiej moralności chcą rozliczeń co do jego przestrzegania.

Jeśli mówimy o wzorcu postępowania, jaki powinien być przekazywany kolejnym pokoleniom sędziów, to powinna nim być umiejętność zachowania dystansu i bezstronności wobec zjawisk i sporów publicznych

Tymczasem motywacje sędziów, którzy zdecydowali się na start w konkursach, były różne. Sama znam osoby, które bynajmniej nie kierowały się wyłącznie oczywistym pragnieniem awansu zawodowego (co, z jakiegoś powodu, sędzia Przymusiński uważa za przejaw cynizmu), lecz również troską o wymiar sprawiedliwości. Jestem przekonana, że również takie pan sędzia zna osoby. Rzeczywistość jest bowiem taka, że nie było i nie ma innego KRS, a sprawy obywateli w wyższych instancjach musiały i muszą być rozpoznawane. Należy odróżnić prawo każdego sędziego do wstrzymania się od startu w konkursie od nawoływania do systemowego bojkotu, którego ofiarami byliby wymiar sprawiedliwości i obywatele. Należy respektować również indywidualne prawo każdego sędziego do odrzucenia takich form protestu, które w jego przekonaniu mogłyby np. negatywnie wpływać na społeczne postrzeganie jego bezstronności. Zwłaszcza że wśród podsądnych są osoby o różnych poglądach politycznych i różnie postrzegający przyczyny i okoliczności kryzysu, w jakim znalazło się sądownictwo. Uważam, że jeśli mówimy o wzorcu postępowania, jaki powinien być przekazywany kolejnym pokoleniom sędziów, to powinna nim być umiejętność zachowania dystansu i bezstronności wobec zjawisk i sporów publicznych. Skądinąd wiem, że młode pokolenia sędziów właśnie takiej postawy oczekują od swoich starszych kolegów. Autorytetu nie można narzucić, jak chciałby sędzia Przymusiński, autorytet się buduje – bynajmniej nie aktywnością parapolityczną, co dostrzegamy u wielu sędziów po obu stronach tego sporu.

Jest prawdą, że część konkursów przebiegała nieprawidłowo, a ich wyniki budzą słuszne oburzenie. Nawiasem mówiąc, wiemy o tym m.in. dzięki temu, że ustawa z 2017 r. po raz pierwszy wprowadziła jawność posiedzeń KRS, o czym się nader rzadko wspomina. W takich przypadkach należy wdrożyć właściwe postępowanie w postaci indywidualnej weryfikacji z zachowaniem wszelkich gwarancji przewidzianych dla postępowania dyscyplinarnego. Trzeba jednak pamiętać, że zasadniczo podsądni nie oczekują powtarzania konkursów, co z ich perspektywy oznacza wyłącznie wydłużenie rozpoznania ich spraw. Samo środowisko sędziowskie wywiera w tej kwestii coraz silniejszy nacisk, co może rodzić pytania o motywację. Niewątpliwie krzywdzące byłoby twierdzenie, że osoby naciskające oczekują być może jakiejś nagrody za swoją poprzednią niezłomność.

Jestem objęta tą swoistą abolicją proponowaną przez stowarzyszenie sędziów Iustitia. Ani ja, ani członkowie stowarzyszenia VOTUM, które reprezentuję, nie mamy żadnego osobistego interesu w krytyce rozwiązań proponowanych przez Iustitię. Widzimy problem i wielokrotnie o tym mówiliśmy i pisaliśmy, jednak nasze propozycje jego rozwiązania w naszej ocenie nie naruszają konstytucyjnej zasady nieusuwalności sędziów – jednej z podstawowych gwarancji niezawisłości sędziowskiej – i nie tworzą niezwykle niebezpiecznego precedensu, który może zostać, i jak pokazuje doświadczenie, z dużym prawdopodobieństwem zostanie wykorzystany w przyszłości. ©Ⓟ

Autorka jest wiceprezeską Stowarzyszenia Absolwentów i Aplikantów KSSiP VOTUM, sędzią Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe w Gdańsku