Ponieważ jedną z ulubionych książek mojego dzieciństwa były gawędziarskie wspomnienia Melchiora Wańkowicza „Tędy i owędy”, to w wieku dojrzałym nieraz się zastanawiałem, czy samemu takich „wspomnień” nie strzelić. Zwłaszcza kiedy już przyswoiłem sobie prawdę, że autorzy kreślący kolorową kredką zapis własnego życia nie silą się na bezkompromisową prawdomówność. Niestety, chociażby nie wiem, jak się starać, we wspomnieniach nie da się zazwyczaj uniknąć ujawniania (i naciągania) prawdy o innych osobach niż autor. Mam z tym potężniejące trudności.

Owszem, o publicznych wypowiedziach pisze mi się łatwo, o poglądach jeszcze łatwiej, ale w sprawach zwykłych, prywatnych... Albo coś wiesz, bo ktoś z tobą rozmawiał w cztery oczy, albo coś wiesz, bo dowiedziałeś się nieproszony. Bywają anegdoty niedeprecjonujące bohaterów, te chyba jeszcze wolno puszczać w obieg, ale liczne inne są co najmniej niejednoznaczne. Dyskrecja wydaje mi się postawą normalną, a łamanie jej niepisanych reguł musi mieć jakiś dobry powód, na pewno lepszy niż chęć publikacji czegoś tędy lub owędy. Zwłaszcza że wynaleziono internet.

W czasach, w których człowiek przyzwoity walczy z dyktaturą hord udzielających się społecznie w sieci jako skrzyknięty sąd najostatniejszej instancji, niechęć do dzielenia się wiedzą prywatną, pamiętaną zresztą po swojemu, zdaje się tym bardziej naturalna. Na pewno państwo doświadczyli kiedyś takiej sytuacji – przemiła osoba siada za kierownicą. I wychodzi z niej natura, której wolelibyśmy nie znać – wulgarnego szoferaka. Z klawiaturą komputerową jest właściwie tak jak z kółkiem kierownicy – co któregoś fajnego gościa przemienia ona w neurotyczną żmiję.

Polskie wzmożenie wyborcze daje mnóstwo okazji, by z całą świadomością tego, co za chwilę się stanie, spokojnie sobie zająć pozycję w fotelu, pochylić się nad kochaną starą klawiaturką i wpaść w amok. Czy wszyscy owładnięci tym amokiem dopełzną do urny wyborczej, to trudno przewidzieć. Może zmęczeni szaloną walką prześpią wybory wedle słów poety: „Krąg jak nożem z wolna rozcina, przetnie światło, zanim dzień minie, a ja prześpię czas wielkiej rzeźby, z głową ciężką na karabinie” (K.K. Baczyński). Oby. Jest też nadzieja, że nawet krótki spacer przywróci ich do jako takiej równowagi emocjonalnej i zagłosują... tak, normalnie, na kandydatów z grubsza normalnych, a nie jak oszalali na oszalałych. Może to jednak nie zadziałać, jeżeli pod punkt wyborczy pojadą samochodem. Czy dzień wyborów nie mógłby być ogólnopolskim dniem bez samochodu i komputera? ©Ⓟ