Radykalni ekolodzy czy śmieszno -straszny zamach stanu to tylko niektóre problemy Niemców, o których w Polsce nie mamy pojęcia. Łączy nas coraz więcej, ale są obszary, w których nasze kraje wciąż różnią się jak ogień i woda.

Rosnące ceny gazu, brak rąk do pracy, starzenie się społeczeństwa, a do tego słabe występy reprezentacji piłkarskich i zamiłowanie do skoków narciarskich, dyscypliny, którą na poważnie uprawia się tylko w kilku państwach świata. W kwestiach społecznych, kulturowych i gospodarczych nad Wisłą i Renem jest dużo podobieństw. W Lidlu w Warszawie i Berlinie znajdziemy mnóstwo tych samych produktów. Różnią się tylko cenami. Co może dziwić – czasem te na Zachodzie są niższe. Handel między naszymi krajami rośnie od lat – w 2021 r. osiągnęła wartość prawie 150 mld euro. Niemcy to nasz najważniejszy partner handlowy, ale również nasze znaczenie dla nich rośnie – w 2021 r. byliśmy pod tym względem na piątym miejscu za Chinami, Holandią, Stanami Zjednoczonymi i Francją, a m.in. przed Włochami i Wielką Brytanią.

Mimo to są kwestie, które nas mocno różnią. I nie chodzi tu tylko o wielką politykę: reparacje za II wojnę światową czy stosunek do rosyjskiej agresji na Ukrainę, na którą część niemieckich elit patrzy inaczej niż my. Część wewnętrznych problemów naszego zachodniego sąsiada jest dla nas tak samo abstrakcyjna, jak dla nich nasze starcia o praworządność, czarne protesty albo fenomen Radia Maryja.

W imię matki ziemi

Czym żyje przeciętny Schmidt, a o czym Kowalski mógł w ogóle nie słyszeć? Jedną z takich kwestii są działania aktywistów klimatycznych z Ostatniej Generacji (Letzte Generation), którzy walczą o to, aby świat, a szczególnie rząd Republiki Federalnej, jak najszybciej odszedł od paliw kopalnych i przeciwdziałał ociepleniu Ziemi. Zaczęło się od głodówki przed wyborami parlamentarnymi jesienią 2021 r. oraz głośnych wizyt Grety Thunberg, dziś już 20-letniej ikony popkultury. Później aktywiści przeprowadzili też liczne blokady dróg, zakłócili funkcjonowanie lotniska w Berlinie, ale też obrzucili piure ziemniaczanym wart ponad 100 mln dol. obraz Claude’a Moneta wystawiony w Poczdamie. Dlaczego? – Doceniamy i kochamy sztukę. Jednak sztuka jest wartościowa i ma sens tylko wtedy, gdy będą ludzie, którzy mogą ją podziwiać. Ile będzie wart ten obraz, jeśli nasza codzienność będzie polegała na walce o wodę i jedzenie? – wyjaśniał działacz Theo Schnarr serwisowi Dazeddigital.com. – Na obrazie pokazane są wielkie żniwa. To obraz, którego już nie zobaczymy w rzeczywistości, jeśli nadal będziemy podążać ścieżką „biznesu po staremu”, doprowadzając nasze społeczeństwa do powodzi, suszy i głodu. Claude Monet był miłośnikiem przyrody i jej kruchości, jednak wszystko, co kochał i starał się zachować dla następnych pokoleń, ulega zniszczeniu – tłumaczył. Głośno było też o ekologach, którzy przyklejali się do asfaltu.

Niemieckie służby miały wątpliwości co do działań aktywistów. W następstwie kwietniowych ataków protestujących na rafinerię w Schwedt w grudniu 2022 r. doszło do przeszukań w kilkunastu miejscach, a w tle pojawiły się oskarżenia o działalność w zorganizowanej grupie przestępczej. Trudno przewidzieć, czym to się skończy.

Za to wiemy już, że trwający od lat konflikt wokół wsi Lützerath doczekał się finału – i ekolodzy przegrali. W ubiegłym tygodniu policja siłą usunęła setki osób protestujących przeciwko likwidacji wsi na potrzeby rozbudowy kopalni odkrywkowej. I choć nie obyło się bez obrażeń, potyczek czy raczej bitwy z mundurowymi, to w sumie po pięciu dniach było po wszystkim. Rannych zostało kilkadziesiąt osób. Ale część obrażeń była związana z ogromnym błotem, w które zapadali się policjanci.

W Polsce podobne doświadczenia mieliśmy ostatnio 15 lat temu przy okazji protestów wokół budowy obwodnicy Augustowa przez dolinę Rospudy. W Niemczech ekolodzy, dziś zwani aktywistami klimatycznymi, są dużo bardziej widoczną grupą niż u nas, a jej wpływ na rzeczywistość jest za Odrą coraz większy (jeden z rządowych koalicjantów – Zieloni – wywodzi się zresztą z podobnych ruchów społeczno-politycznych).

Rzesza wiecznie żywa

Jeszcze bardziej abstrakcyjny z polskiej perspektywy wydaje się zamach stanu, który chcieli przeprowadzić członkowie grupy nazywanej Obywatelami Rzeszy. Dwudziestu pięciu ich członków i sympatyków zostało aresztowanych na początku grudnia 2022 r. „Stowarzyszenie zamierzało utworzyć przejściowy wojskowy rząd, który negocjowałby nowy ustrój ze zwycięskimi mocarstwami II wojny światowej. Według prokuratora federalnego jeden z oskarżonych kontaktował się w tej sprawie z przedstawicielami Rosji w RFN” – opisują sytuację Lidia Gibadło i Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich. Obywatele Rzeszy często nie uznają Republiki Federalnej – udają, że żyją w porządku prawnym państwa niemieckiego z 1871 r. W wiosce Königsfeld kilka lat temu ożywiono nawet Wolne Państwo Prusy i powołano tam „rząd”.

Brzmi to groteskowo, ale może mieć poważne skutki. W 2016 r. jeden z Obywateli Rzeszy, posiadacz arsenału składającego się z 30 sztuk broni, zastrzelił policjanta, który próbował mu odebrać rynsztunek. Zagrożenie z strony radykałów nasiliło się w ostatnich latach. Jak informowaliśmy na łamach DGP, według Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) w 2021 r. Obywatele Rzeszy popełnili ponad tysiąc wykroczeń i przestępstw. Większość z nich to groźby karalne, a w co piątym przypadku doszło do użycia przemocy. Dla porównania w latach 2019–2020 było ok. 600 takich przypadków. Niemieckie służby szacują liczbę członków Obywateli Rzeszy na 21 tys. Co może zaskakiwać, zdaniem BfV „prawicowe ekstremistyczne elementy ideologiczne są tylko nieznacznie widoczne wśród większości członków”. Ale to, że było tam stosunkowo mało ekstremy, nie oznacza, że takiego zagrożenia nie ma. W służbach mundurowych Republiki Federalnej regularnie dochodzi do skandali związanych z nazistowskimi sympatiami funkcjonariuszy. To m.in. z tego powodu dwa lata temu rozwiązano część jednostki wojskowej komandosów KSK. Także w policji zdarzają się tego typu afery. Na tym tle perypetie polskiego komendanta głównego z granatnikiem czy swastyka z wafelków na torcie urodzinowym wydają się dosyć niewinne. Są to wydarzenia karygodne, ale ładowi prawnemu III RP w żaden sposób nie zagrażają.

Przestępczość klanowa

Kolejną grupą, która szkodzi niemieckiemu państwu są klany przestępcze. Jedna z nich to mająca arabskie korzenie rodzina Remmo, o której ostatnio było głośno w związku z toczącym się procesem o włamanie do muzeum jubilerstwa i złotnictwa Grünes Gewölbe w Dreźnie w listopadzie 2019 r. W związku z kradzieżą klejnotów postawiono zarzuty trzem członkom klanu. Wszyscy przyznali się do winy. W grudniu 2022 r. pojawiły się informacje, że dużą część skradzionych klejnotów udało się policji odzyskać. Jak podała stacja MDR, w negocjacje dotyczące zwrotu między prokuraturą a oskarżonymi miał być zaangażowany jeden z liderów rodziny Remmo.

Dla służb taka forma organizacji przestępczej jest szczególnie trudna do zwalczania ze względu na problemy z ich infiltrowaniem. Przestępcze klany działają głównie w Berlinie, Dolnej Saksonii, Bremie i Nadrenii Północnej-Westfalii, a zarabiają na przemycie narkotyków i handlu bronią. Tylko w tym ostatnim kraju związkowym w 2021 r. odnotowano ponad 5 tys. przestępstw popełnionych przez członków rodów (choć i tam był niewielki spadek w porównaniu z rokiem wcześniejszym). – Kiedy członek klanu brał udział w wypadku drogowym w Zagłębiu Ruhry kilka lat temu, wystarczyło kilka minut, by funkcjonariusze policji drogowej, którzy zarejestrowali incydent, zostali otoczeni przez 50–60 osób – mówił inspektor policji Michael Schemke portalowi nw.de.

Podobne, agresywne zachowania mające demonstrować dominację stają się jednak coraz rzadsze. – W dużej mierze odzyskaliśmy szacunek na ulicy – podkreślał Schemke. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że policja za Odrą – tak jak ta nad Wisłą, ma tendencję do wyolbrzymiania swoich zasług i bagatelizowania błędów.

W Polsce po niesławnej przestępczości Czeczenów z lat 90. XX w. prym wiedli raczej rodzimi gangsterzy, choć ich działalność też została w dużej mierze ukrócona. Co jakiś czas słychać od przedstawicieli służb o tym, jak aktywni są na tym polu Gruzini, ale znacznie większe straty wyrządzają krajowe mafie VAT-owskie, o których z kolei mniej słychać za Odrą. Przestępczość klanowa jest częściowo emanacją szerszego problemu, a mianowicie dużej imigracji i nie zawsze udanych prób integracji przybyszów.

To tylko kilka przykładów kłopotów, z którymi mierzą się nasi zachodni sąsiedzi, a które na wschód od Odry są praktycznie nieznane. Oczywiście taką wyliczankę można z powodzeniem zrobić też w drugą stronę. Weźmy choćby masową emigrację czy radykalny podział na dwa zwalczające się obozy polityczne, który w Niemczech jest niewyobrażalny. ©℗