Czy Francja dołączy do grona państw, które dopuściły eutanazję na życzenie? Może się to stać już w przyszłym roku, choć prace nad nowym prawem zwolniły.

Dyskusja wybuchła w kwietniu, kiedy do parlamentu trafił obywatelski projekt ustawy legalizującej kontrolowaną „aktywną pomoc” w umieraniu, jak się eufemistycznie nazywa eutanazję (to słowo kojarzy się jednoznacznie źle, a samo zjawisko może być według wnioskodawców z gruntu dobre). Deputowani prawicy zgłosili jednak tyle poprawek (3 tys.!), że pierwotny projekt stracił sens – i sprawę odłożono. W maju prawie 300 posłów z kilku opcji politycznych wezwało jednak premiera do zajęcia się odpowiednią ustawą na ten temat. Inicjatywę poparło kilkoro ministrów, zaś Partia Socjalistyczna rozpoczęła kampanię na rzecz debaty nad ustawą pod hasłem „Wolność do końca”.
Szybko okazało się, że temat nie jest obcy Emmanuelowi Macronowi, który powiedział, że „ciekawy wydaje się model belgijski”. Trudno było nie zauważyć, że prezydent – nie zawsze przygotowany na poruszane przez wyborców kwestie i powtarzający jak mantrę głównie słowa „bezpieczeństwo”, „ekologia” i „siła nabywcza” – wie o sprawie więcej, niż można by się spodziewać. To był sygnał, że zainteresował się nią osobiście. Prawdziwą sensacją była jednak wypowiedź, która padła z ust Macrona we wrześniu. – Już czas to zrobić. Zrobimy to – powiedział (jak podkreślali komentatorzy: niepytany) szef państwa, odznaczając Legią Honorową szczególnie zainteresowaną osobę – Line Renaud.

Miałam wspaniałe życie

W Polsce nie jest szczególnie znana (grała np. w komedii „Jeszcze dalej niż Północ”), lecz we Francji ma status narodowego dobra kultury. Debiutowała jako piosenkarka w 1946 r. i szybko zaczęła robić karierę. Tak skutecznie, że ponoć wzbudziła zawiść samej Édith Piaf, która miała zagrozić szefom wytwórni płytowej, że przestanie nagrywać, jeśli nie wstrzymają kariery Line Renaud. A może to tylko plotka, bo obie panie różniło wszystko: Piaf śpiewała o nieszczęściu. Line, której karierę wspomagał jej partner, a później mąż Loulou Gasté (zmarły w 1995 r. na raka kości), stała się estradowym wcieleniem radości. Może jest w tej opowieści ziarnko prawdy, skoro Renaud szybko wyjechała do USA, gdzie zrobiła furorę? Występowała też w filmach, choć z początku kreowała głównie role podobnych do siebie samej szansonistek. Aż do 1989 r., gdy została aktorką na pełny etat.
W tym roku zagrała w filmie „Une belle course” (Piękny kurs). Jej bohaterka w ciągu jednego dnia objeżdża taksówką ważne dla siebie zakątki w Paryżu, szykując się na koniec życia. Trochę jak Line, która tę specjalnie dla niej napisaną rolę nazywa swoim testamentem. – Najważniejsza jest wolność – mówiła 94-letnia aktorka w studiu France Inter. – Ludzie powinni móc wybrać. Widziałam śmierć matki i babki i nie chcę przez to przechodzić. Chcę dokonać wyboru. Miałam wspaniałe życie, ale kiedy się kończy, nie ma sensu trzymać się go za wszelką cenę.
W bardzo osobistej wypowiedzi, którą umieściło na swoim kanale na YouTubie stowarzyszenie Droit de Mourir dans la Dignité (Prawo do Godnej Śmierci, ADMD), aktorka mówi m.in.: – Widziałam zbyt dużo śmierci, żeby nie wiedzieć dokładnie, z jakim cierpieniem się wiąże i jak trudno wyrazić swoje zdanie, kiedy się jest w szpitalu. (...) Jako artystka wiem, jak ważne jest odpowiednie zejście ze sceny. Nie zamierzam nikomu pozwolić decydować za mnie, kiedy spektakl się skończy. (...) Wciąż kocham się śmiać, śpiewać. Kocham życie i nie mam zamiaru się jeszcze kłaniać. Ale trzeba być gotowym. Kiedy będzie czas, kiedy będę cierpieć, zdecyduję sama. Zwracam się do Zgromadzenia, żeby wsparło tych, którzy na koniec życia nie czują, że szanuje się ich wolę i ich świadomość. Razem nam się uda, zobaczycie. Liczę na was.
Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy angażuje się w kontrowersyjną sprawę. W 1985 r. rozpoczęła batalię o środki na walkę z AIDS. Odwiedzała też chorych w czasach, kiedy niewiele wiedziano o wirusie, a zakażenia ukrywano nawet przed najbliższymi. – Chcesz stracić trochę fanów? Zajmij się AIDS – miała jej powiedzieć Elizabeth Taylor. Nie miała racji. Popularność Line nie spadła. Podobnie jest teraz – np. na festiwalu w Angoulême aktorkę przyjęto wielominutową owacją na stojąco. Choć z drugiej strony na YT pojawił się w tym samym czasie film z przekazywaną wygenerowanym głosem fałszywą informacją o śmierci artystki. Miała ona zostać znaleziona martwa na krześle w swoim mieszkaniu. Tytuł nagrania: „Policja potwierdza, Line Renaud nie żyje”.

Jest, jak jest

We Francji aktem regulującym kwestię agonii jest uchwalona pięć lat temu ustawa Claeysa-Leonettiego. Wcześniej o dostępie do opieki paliatywnej mówiła ustawa z 1999 r., ale w 2016 r. ustanowiono prawo do złożenia wytycznych oraz wyznaczenia męża zaufania, który może w imieniu nieuleczalnie chorego i nieprzytomnego pacjenta zażądać zaprzestania uporczywych procedur medycznych. W obu przypadkach – wyrażenia woli przez osobę zainteresowaną i wyznaczoną osobę zaufaną – kluczowe jest pojęcie nieuzasadnionej uporczywości terapii. Pacjent musi cierpieć na poważną i nieuleczalną chorobę, w której rokowania dotyczące życia są krótkoterminowe i która może powodować cierpienie nie do zniesienia. Co ważne, na mocy ustawy z 2017 r. zalecenia pacjenta są dla lekarzy wiążące, bo wcześniej decyzja należała do medyków.
Prawo to nie zezwala natomiast na eutanazję ani wspomagane samobójstwo. Podkreśla się w nim, że zaprzestanie leczenia nie ma na celu zabicia pacjenta, za to szanuje się jego prawo do „niebycia świadkiem tego, co się stanie”. Osiąga się to przez trwałą sedację aż do momentu śmierci. Ten rodzaj sedacji to nic innego jak podanie mocnych środków uspokajających i znieczulających, co prowadzi do spadku aktywności ośrodkowego układu nerwowego – w efekcie człowiek zapada w głęboką śpiączkę farmakologiczną, z której się nie wybudza.
To prawda, w tym przypadku lekarz nie zadaje śmierci, ale trudno się nie zastanawiać nad różnicą między prawem do trwałej sedacji oraz do wspomaganej śmierci. W przypadku tej pierwszej zaprzestaje się nie tylko leczenia, lecz także odżywiania i nawadniania, co jest de facto zgodą na śmierć głodową/z odwodnienia. Agonia może trwać nawet kilkanaście dni. Nie ma przy tym gwarancji, że pacjent nie czuje bólu (tym właśnie głęboka sedacja różni się od znieczulenia ogólnego). Jak więc wskazują przeciwnicy obowiązującego rozwiązania, chorego skazuje się na powolną śmierć, zamiast pomóc mu odejść szybko i godnie. A wszystko w imię etyki lekarskiej i z powodu braku odwagi państwa, by uregulować tę kwestię. „Francja wykazuje się wielką hipokryzją” – napisali w liście otwartym Line Renaud i Olivier Falorni, deputowany, który wniósł do Zgromadzenia Narodowego projekt z kwietnia. – Organy państwa odkładają decyzję, nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy, a trzeba stworzyć prawo, by można pomagać ludziom do końca – mówił ten ostatni w Zgromadzeniu.
Do tego w pandemicznych latach doszedł kolejny problem. – Nie wszyscy otrzymali gwarantowaną prawem pomoc paliatywną, bo brakuje pieniędzy – twierdzi Philippe Lohéac z ADMD. – Jednych celowo nie reanimowano, bo np. pani miała 95 lat, nowotwór i COVID-19. Intubowano za to osoby, które sobie tego nie życzyły, bo „taka jest procedura”. Ostatni kryzys sanitarny dostarczył jeszcze jednego dowodu, że istniejące we Francji prawo nie jest wystarczające.
Isabelle Marin, lekarka w szpitalu Delafontaine w Saint Denis pod Paryżem i sekretarz Francuskiego Stowarzyszenia Opieki Paliatywnej, mówi o braku dostępu do tej formy pomocy w cierpieniu. – Nie ma pieniędzy, ale przede wszystkim personelu. Ja byłam już na emeryturze i poproszono mnie o powrót do pracy. Teraz najważniejsze wydaje mi się, żeby pacjent miał zapewnioną opiekę, zarówno w szpitalu, jak i w domu, co w tej chwili absolutnie się nie dzieje. W wielkich miastach jest nieco lepiej, ale jeśli weźmiemy pod uwagę ludzi mieszkających na wsiach, to ich sytuacja jest katastrofalna. Nie mamy dziś równości w dostępie do tej formy opieki – komentuje na antenie Radia SUD. Protestuje przeciwko nazywaniu jej pracy „towarzyszeniem w umieraniu” – to „towarzyszenie w życiu”. – Dopóki żyjemy, mamy coś do zrobienia, do powiedzenia, do przeżycia (...). Naszym obowiązkiem jest uczynić to życie jak najmniej bolesnym, jak najbogatszym, i to w warunkach, jakich chce pacjent, np. jeśli życzy sobie zostać w domu – mówi.

Etyka razy dwa

Jej słowa potwierdza Alain Claeys z Narodowego Komitetu Konsultacyjnego w sprawach Etyki (Le Comité consultatif national d’éthique). CCNE wydał opinię, w której określił aktywną pomoc w umieraniu jako „możliwą, ale pod pewnymi rygorystycznymi warunkami, z którymi kompromis wydaje się niedopuszczalny”. – Uważamy, że istnieje etyczna możliwość aktywnej pomocy w umieraniu (samobójstwa wspomaganego – red.). Mogłaby ona dotyczyć tylko osób dorosłych, dotkniętych ciężkimi i nieuleczalnymi chorobami fizycznymi lub psychicznymi, w których prognozy życiowe są krótkie, tzn. są one na progu śmierci – tłumaczy. Dodaje, że wniosek o taką procedurę musiałby zostać złożony przez osobę świadomą, zdolną do decydowania o sobie i pouczoną o wszystkich aspektach decyzji, a rozpatrywany w kolegialnej procedurze. Lekarz musiałby zaś mieć prawo do odmowy (klauzula sumienia).
Co do eutanazji – w sytuacji niezdolności pacjenta do wykonania ostatniego gestu – członkowie komitetu są podzieleni. CCNE doradza więc prawodawcy dwie możliwe drogi: uznanie, że odebranie życia jest w zasadzie zawsze niezgodne z prawem (z wyjątkiem sytuacji ekstremalnych, które musiałyby być poddane kontroli sądowej), albo przyznanie pacjentom legalnego dostępu do eutanazji przy tych samych warunkach jak przy samobójstwie wspomaganym, ale „przy rokowaniach życiowych w horyzoncie średnioterminowym”.
Żadne stanowisko nawet najbardziej szacownego gremium nie zmieni jednego: jedni lekarze uważają, że odebrania życia zabrania im przysięga Hipokratesa („Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny ani nikomu nie będę jej doradzał…”), a inni – że ich obowiązkiem jest pomoc pacjentowi do końca, także jeśli sam wybierze śmierć. Wiadomo, że niektórzy już to robią. Nielegalność nie znaczy, że nie dochodzi do wspomaganych samobójstw, a być może i eutanazji. Denis Labayle, emerytowany lekarz i szef kliniki w Paryżu, autor książki „Lekarz, wolność i śmierć”, mówi o tym otwarcie. – Rolą lekarza jest słuchanie pacjentów. Jedni mówią, że chcą żyć, jak długo się da, a inni, że chcą już odejść. Tylko że w obecnym systemie nie ma miejsca na różnorodność. To chory musi być odpowiedzialny za siebie, medyk jest po to, żeby mu pomóc – uważa Labayle.
Czasem robią to członkowie – coraz liczniejszych – organizacji społecznych. W Grenoble trwa dochodzenie przeciwko 10 członkom stowarzyszenia Ultime Liberté w sprawie dostarczenia barbituranów, które posłużyły do odebrania sobie życia przez kilka osób. Jednym z działaczy jest Alain Legros. – Skontaktowano się ze mną z pytaniem, czy mógłbym coś zrobić dla pewnego człowieka. W Belgii zakwalifikowałby się do eutanazji bez problemu, ale jego stan wykluczał transport. Poproszono mnie, bym zajął się nim na miejscu. Zająłem się. Pomogłem. Pomyślałem, że chciałbym, żeby kiedyś mnie też ktoś pomógł. Nie powinny tego robić moje dzieci ani moja żona, więc postawiłem się na miejscu bliskich tego człowieka i zrobiłem, co chciał. Ale nie mam do tego prawa. To akt nieposłuszeństwa obywatelskiego – twierdzi. Podaje nazwisko, bo obywatelskie nieposłuszeństwo zakłada gotowość poniesienia konsekwencji.
Véronique, która też wspomaga stowarzyszenie, idzie dalej. Mówi, że mnóstwo starszych ludzi popełnia samobójstwo na różne sposoby, bo nie mają legalnej możliwości umrzeć z godnością, a nie widzą możliwości życia dalej. – W Belgii czy Holandii można to zrobić, ale tylko jeśli już nie ma innego wyjścia. Trzeba być bardzo cierpiącym, na ostatnim etapie choroby. I jeszcze te wizyty u lekarzy, którzy mogą się kierować swoimi przekonaniami, swoją religią. To nie oni powinni decydować – mówi zirytowana.
Ultime Liberté dostarcza substancje, które można wykorzystać do zadania sobie śmierci, ale organizacja podkreśla, że mieć je w domu nie znaczy koniecznie z nich skorzystać. To rodzaj „ubezpieczenia” na wypadek, gdyby było już bardzo źle. I jeśli system się nie zmieni

Model belgijski

Wspomniany przez Macrona model belgijski obowiązuje od 20 lat. Na wniosek pacjenta lekarz może dokonać eutanazji, jeżeli spełnione są przesłanki określone w ustawie. Żądanie może być doraźne – składane przez świadomego pacjenta, który jest w stanie wyrazić wolę, znalazł się w beznadziejnej sytuacji medycznej i cierpi na ciągłe, nie do zniesienia i nieuleczalne cierpienie fizyczne i/lub psychiczne wynikające z poważnego lub nieuleczalnego stanu powypadkowego lub chorobowego. Każda osoba dorosła lub usamodzielniona (która nie ukończyła 18. roku życia, ale decyzją sądu dla nieletnich nie podlega już władzy rodziców czy opiekunów prawnych) może również złożyć deklarację, w której wyraża zgodę na dokonanie eutanazji w przyszłości – na warunkach określonych przez prawo – gdyby nie mogła już wyrazić woli z powodu nieodwracalnej nieprzytomności (śpiączka lub stan wegetatywny). Formularze są dostępne na rządowej stronie SPF (Le service public fédéral). Eutanazja jest w tej ustawie zdefiniowana jako „czynność medyczna dokonana przez osobę trzecią (lekarza), która umyślnie doprowadza do zakończenia życia człowieka na jego żądanie”. Nawet jeśli spełnione są wszystkie warunki prawne, lekarz może odmówić (klauzula sumienia). W takim przypadku ma obowiązek w odpowiednim czasie poinformować o tym pacjenta lub osobę zaufaną, podając przyczyny. Można się wtedy zwrócić do innego medyka.
Z kolei udzielający pomocy w samobójstwie (co nie jest autoryzowane przez prawo) muszą się liczyć z możliwym oskarżeniem o otrucie lub nieudzielenie pomocy osobie znajdującej się w niebezpieczeństwie. Inna ustawa – o prawach pacjenta – reguluje m.in. sposoby odmowy leczenia i reprezentację pacjenta niezdolnego do wyrażenia swojego zdania.
Jednym z pacjentów, którzy pojechali do Belgii, by legalnie zakończyć swoje życie, był cierpiący na raka Olivier d’Herbemont. – 15 dni temu prowadzący mnie profesor powiedział, że to faza terminalna i pozostaje mi opieka paliatywna. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce – mówił lekarzowi sprawdzającemu dokumentację medyczną i dokonującemu kwalifikacji. – W minutę po zastrzyku zaśnie pan i więcej nic pan nie poczuje – ten odpowiedział mu, proponując konkretną datę. Za 12 dni.
Już poza gabinetem pacjent tłumaczył: – Gdyby we Francji obowiązywało takie prawo jak w Belgii, mógłbym zrobić to we własnym łóżku, otoczony dziećmi. Byłbym spokojniejszy.
– Smutek, cierpienie, samotność, koniec. To wszystko już tu jest. Ale chcę, żeby sposób był tak spokojny i godny, jak to tylko możliwe. Dla niego i dla nas wszystkich – dodaje towarzysząca mu żona.
Ostatnia procedura kwalifikacyjna to wizyta u psychiatry, który musi się upewnić, że decyzja jest przemyślana i podjęta z pełną świadomością. Specjalista nie ma wątpliwości i daje zielone światło. – Wygrałem – komentuje Olivier d’Herbemont do kamery (film pokazano 15 października w programie „Allo Docteur” w stacji France 5).
W 2021 r. tę samą drogę przeszło w Belgii 40 obywateli francuskich. Inni wybrali rozwiązanie szwajcarskie. W tym przypadku nie ma jednak mowy o eutanazji, lecz o wspomaganym samobójstwie (pacjent sam musi przyjąć kapsułkę). Pomocą zajmuje się organizacja Dignitas. Koszt przygotowań i asysty to 4 tys. euro. Procedura kwalifikacyjna trwa około trzech miesięcy, ale może być dłuższa. Dopiero potem lekarz wystawia receptę. Nie jest to więc sposób dostępny dla każdego. Dignitas podkreśla natomiast na swojej stronie, że miejsce zamieszkania nie jest powodem do wykluczenia kogokolwiek, bo „pragnienie, aby móc zakończyć własne życie, zostało uznane przez Szwajcarski Sąd Federalny i Europejski Trybunał Praw Człowieka za jedno z praw człowieka chronione artykułem 8 konwencji” (np. wyrok ETPC w sprawie Gross przeciwko Szwajcarii, skarga nr 67810/10).
W ośrodku Dignitas życie zakończyło do tej pory ok. 1,7 tys. osób. Nie ma informacji o krajach ich pochodzenia. Wiadomo, że z usługi skorzystał 13 września legendarny reżyser, scenarzysta i krytyk filmowy Jean-Luc Godard. Jego rodzina ogłosiła, że nie był chory ani szczególnie cierpiący. Był po prostu zmęczony życiem i świadomie podjął decyzję, by je zakończyć w wieku 92 lat.

Co dalej?

Prezydent Macron obiecał, że utworzy obywatelską konwencję w sprawie „końca życia”. I rzeczywiście 25 października odbyło się losowanie 150 mężczyzn i kobiet, którzy wejdą w jej skład. W tym samym czasie Olivier Véran (minister delegowany ds. odnowy demokratycznej i rzecznik prasowy rządu) i odpowiedzialna za organizację terytorialną i zawody medyczne minister Agnès Firmin-Le Bodo rozpoczęli cykl konsultacji z przedstawicielami klubów parlamentarnych. Nie biorą w nich udziału Republikanie i socjalistyczni senatorowie. – Musimy podejść do tej debaty z wielką pokorą. Nie zajmujemy się walką polityczną, która prowadziłaby do zwycięstwa lub porażki. To ma być refleksja w sprawie, która dotyka intymności każdego z nas – stwierdził Véran, co odczytano jako sygnał spowolnienia prac.
W dyskusji chce wziąć udział Kościół. Francuscy biskupi wystosowali 8 listopada list do wiernych „O śmierci, gdzie jest twoje zwycięstwo”. Piszą w nim: „Śmierć jest nieunikniona, często wraz z następującymi po sobie cierpieniami. (…) Tak, nie jesteśmy stworzeni do śmierci! To właśnie zachowując jasność co do własnego strachu, (…) musimy przyjąć pytanie stawiane w naszym społeczeństwie: czy możemy aktywnie pomóc osobie umrzeć? Czy możemy poprosić kogoś o czynną pomoc w śmierci? (…) Zachęcamy do badań i rozwoju opieki paliatywnej, aby każda osoba pod koniec życia mogła z niej skorzystać, zarówno w domu, jak i w szpitalu. «Czynna pomoc w umieraniu» umożliwiłaby oczywiście wyeliminowanie wszelkiego cierpienia, ale przezwyciężyłaby zakaz, który ludzkość znajduje u podstaw swojego istnienia i który potwierdza Objawienie Boże na górze: «Nie zabijaj». Zabijanie w celu wyeliminowania cierpienia nie jest ani troską, ani towarzyszeniem: przeciwnie, ma na celu wyeliminowanie osoby cierpiącej i przerwanie wszelkich relacji” – napisali biskupi.
– Oczywiście, że musi się odbyć prawdziwa debata, ale wierzę, że Emmanuel jest z tych, którzy doprowadzają sprawy do końca. I że doprowadzi do zmian w naszej sprawie na koniec swojej kadencji – mówi Line Renaud.
„Czy to będzie wymarzona wielka reforma społeczna Macrona?” – zastanawia się „Le Monde”. Może się tak stać, zważywszy na małe szanse na przyjęcie innych projektów, np. powszechną niezgodę na wymarzoną reformę prezydenta – ujednolicenie systemu i zmianę wieku emerytalnego. I liczbę popierających prace parlamentarzystów – niemal ponad podziałami. Jeśli dojdzie do zmiany prawa, to Francja dołączy do Belgii, Luksemburga, Kanady, Nowej Zelandii, Hiszpanii, Holandii i Kolumbii – państw, w których (oczywiście pod warunkami medycznymi) eutanazja jest legalna. ©℗
Nielegalność nie znaczy, że nie dochodzi do wspomaganych samobójstw, a być może nawet eutanazji. Przyznają to francuscy lekarze