Nigdy nie uważałem terminu „kawiorowa lewica” za szczególnie właściwy. Rozumiem, że miał on szydzić z hipokryzji tych lewicowców, którzy każą ludziom żyć skromnie i zwyczajnie, a sami nie stronią od zbytku. Problem tylko w tym, że akurat tej stronie sceny politycznej - przynajmniej teoretycznie - zawsze chodziło o coś innego.

Ona chciała dzielić bogactwo, a nie biedę. W tym sensie termin „kawiorowa lewica” w ogóle traci swoją ironiczną wymowę. Można by na nie odpowiedzieć: „Świetnie! Tani kawior dla wszystkich!”.
Aaron Bastani, „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm. Manifest”, przeł. Joanna Bednarek, Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox, Wrocław 2022 / nieznane
Jeśli więc już wyklarowaliśmy to nieporozumienie, to czas na parę słów o książce „W pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”. Napisał ją Anglik Aaron Bastani - autor wywodzący się z kręgów współczesnej anglosaskiej radykalnej lewicy prezentującej swoje publicystyczne przemyślenia w trójkącie Twitter - wydawnictwo Verso - gościnny komentarz w „Guardianie”. Ta angielska lewica ma ten przywilej, że nigdy nie miała w praktyce większego wpływu na żadną władzę. Nie musi się więc nikomu tłumaczyć z żadnego kompromisu z rzeczywistością. Może co najwyżej wyrazić swój dystans wobec polityki Partii Pracy np. za czasów neoliberała Tony’ego Blaira. W efekcie kwitnąć tam mogą w najlepsze nawet najdziksze teorie. Bo dlaczego nie? Można nawet powiedzieć, że także w tej materii nic się od XIX w. nie zmieniło, a Londyn pozostaje jedną ze światowych stolic lewicowego myślenia utopijnego jak za Marksa. A może to się już zaczęło w czasach Thomasa More’a? Też przecież londyńczyka. Kto wie?
W swojej książce Aaron Bastani wchodzi wprost w buty Marksa i idzie w nich w wiek XXI. Filozof nie pisał bynajmniej wyłącznie o rewolucji proletariackiej i mordowaniu obszarników. Sporą część jego twórczości zajmowały rozważania o pięknej przyszłości, w której zostaniemy wyzwoleni z przeróżnych kieratów, jakie zostały nam narzucone u zarania dziejów (a śrubę dokręcono w kapitalizmie). Marks liczył, że rewolucja technologiczna pozwoli, by maszyny pracowały za człowieka. A on będzie mógł oddać się rzeczom godnym naszego gatunku: myśleniu, dbaniu o zdrowie, publicystyce. Bastani w swoim manifeście dokładnie tę myśl kopiuje i przekłada na warunki XXI w., postulując tytułowy „w pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”. Mówi - znów za Marksem - że gdyby owoce tego ogromnego postępu technologicznego zostały rozdzielone bardziej równomiernie - np. w formie publicznej, a nie prywatnej własności wszelkich innowacji - i nie leżały bezczynnie w formie zakumulowanych zer w majątku Bezosa, Zuckerberga, Muska i innych, to wszyscy moglibyśmy nie tylko pracować mniej, lecz także żyć w powszechnym wręcz dobrobycie. Co ja mówię? W luksusie!
Już widzę, jak część czytelników tych słów unosi palec, by wygłosić rytualne: „Myśmy to już wszystko przerabiali! Mieliśmy komunę i co nam z tego wyszło”. Tak, tak. Znam tę argumenty, ale nie odniosę się do nich tym razem. Podobnie jak Bastani. Mówiłem wam już przecież, że oni w tej londyńskiej lewicy mają luksus nietłumaczenia się z takich rzeczy. Czy to dobrze, czy źle? Nie jestem pewien. Widzę zarówno plusy, jak i minusy takiego stanu rzeczy.