Przyzwyczailiśmy się już do narzekań, że w krajach rozwiniętych nierówności dochodowe nieustannie rosną. Jednak są państwa, które wyłamują się z tego trendu – to np. Portugalia.

Zmniejszyły się one w tym kraju w ciągu ostatnich 100 lat o ok. 20 proc. To sporo. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w większości krajów zachodnich po powojennych spadkach różnice płac wróciły do wysokich poziomów z początków XX w. Również gdy spojrzymy na minione 15-lecie, portugalskie trendy są unikatowe, bo nierówności dochodowe mierzone współczynnikiem Giniego spadły z 0,33 w 2005 r. do 0,25 w 2020 r. Przypomnę, że Gini pokazuje rozkład zasobów (w tym wypadku dochodów): gdyby wynosił 1, oznaczyłoby to, że jeden człowiek ma wszystko, zaś pozostali nie mają nic; gdyby Gini wynosił 0, mielibyśmy całkowitą równość. Oczywiście ani jedna, ani druga sytuacja nie jest w rzeczywistości możliwa do osiągnięcia.
Jak to się stało, że tamtejsza gospodarka idzie pod prąd neoliberalnego trendu? A na dodatek dzieje się to – by tak rzec – po cichu. Bez fanfar, jakimi swoją (w międzyczasie niestety utraconą) równość lubią podkreślać Skandynawowie, i bez głośnych równościowych rewolucji politycznych. Odpowiedź na to pytanie spróbowali uzyskać portugalscy ekonomiści: Martim Leitao (Kellogg School of Management w Illinois), Jaime Montana i Joana Silva (portugalski Uniwersytet Katolicki w Lizbonie).
Portugalskie firmy rzadko przyciągają pracowników niebotycznymi pensjami i premiami. Wyobraźmy sobie dwóch tamtejszych menedżerów o podobnej charakterystyce (wiek czy kompetencje): jeden zatrudniony jest w przedsiębiorstwie o wysokiej produktywności, drugi w firmie o produktywności niskiej – dziś ich różnice w wynagrodzeniach są mniejsze, niż były 20 lat temu
Ich zdaniem klucz do zrozumienia fenomenu leży w specyficznej strukturze płac w firmach. Po pierwsze, od lat utrzymuje się w nich równość wynagrodzeń (Gini na poziomie 0,11). Po drugie, na przestrzeni lat znacząco zmniejszyły się nierówności płac pomiędzy firmami (z 0,22 do 0,15). Przekładając to na biznesowe realia: wygląda na to, że w Portugalii różnice wynagrodzeń między szefami a szeregowymi pracownikami firm są tradycyjnie niewielkie. A na dodatek w ostatnich latach przedsiębiorstwa bardzo się do siebie pod względem płac upodobniły.
Jak to możliwe? Ekonomiści zauważyli, że portugalskie firmy raczej rzadko przyciągają pracowników niebotycznymi pensjami i oderwanymi od reszty rynku premiami. Nie robią tego nawet te przedsiębiorstwa, w których najszybciej rośnie produktywność, więc teoretycznie mogłyby sobie na to pozwolić. Wyobraźmy sobie dwóch portugalskich menedżerów o podobnej charakterystyce (wiek czy kompetencje): jeden zatrudniony jest w firmie o wysokiej produktywności, zaś drugi w przedsiębiorstwie o produktywności niskiej – dziś ich różnice w wynagrodzeniach są mniejsze, niż były 20 lat temu. W porównaniu z większością krajów rozwiniętych to sytuacja w zasadzie nieznana. Co ciekawe, ta nietypowa tendencja (jak dotąd) broni się nawet mimo sporego otwarcia gospodarki na takie trendy jak automatyzacja, big data czy globalizacja.
Czy fenomen się utrzyma? Czy jest spowodowany spowolnieniem gospodarki po krachu 2008 r.? A może stanowi ewenement, gdzie brak szybkiego rozwoju jest społeczeństwu osładzany społeczną spójnością? To ważne pytania. A wszystkich ciekawych odpowiedzi zachęcam do obserwowania portugalskiej gospodarki. Bo okazuje się, że warto czasem popatrzeć szerzej i dalej niż tylko na dużych graczy w stylu Niemiec, Francji albo Stanów Zjednoczonych.