Nowe reaktory do szerszego użytku mają wejść mniej więcej na początku lat 30. XXI w. I tutaj już Rosjanie raczej pozostaną w tyle

Z Jakubem Wiechem rozmawia Bartosz Paszcza
Samoloty pasażerskie rosyjskie są jedynie z nazwy, przemysł kosmiczny jest wypierany przez prywatne firmy z Zachodu. A jaką pozycję Rosja zajmuje w łańcuchu dostaw dla energetyki jądrowej?
Jest poza pierwszą trójką wydobywców uranu, zajmuje natomiast względnie wysoką pozycję, jeśli chodzi o proces jego wzbogacania - odpowiada za 26 proc. wzbogaconego uranu trafiającego na rynek europejski. Rosjanie nie zdominowali więc rynku, zarówno światowego, jak i europejskiego. To się przekłada na możliwość zastępowania ich surowca, zwłaszcza że elektrownie jądrowe mają dosyć długi cykl paliwowy. Nie trzeba stać z łopatą i przez cały czas dorzucać uranu do reaktora. Na przykład Ukraina ma zapasy paliwa jądrowego na sześć-osiem lat, jest więc pod tym względem w miarę zabezpieczona. Jeśli chodzi o atom, to rosyjski szantaż paliwowy praktycznie nie wchodzi w grę. Są możliwości dostawy z takich krajów jak Australia czy Kanada. Mamy też europejskie zakłady produkcji paliwa jądrowego w Szwecji, we Francji, w Hiszpanii czy w Niemczech. Można jednak zauważyć, że współpraca jądrowa z Rosją trwa mimo wojny. Przy zamykaniu europejskiego nieba poczyniono wyjątek dla samolotów wiozących paliwo do słowackich elektrowni jądrowych. Ten transport przeleciał m.in. nad Polską.
Jak donosił w końcu kwietnia portal Politico, opierający się wprowadzeniu unijnego embarga na ropę Niemcy mieli zaproponować zakaz importu uranu. Przewidywano, że sprzeciw wobec tej propozycji miał popłynąć z Czech, Węgier i ze Słowacji, gdzie znajdują się rosyjskiej produkcji reaktory. „To niepokojące, ponieważ w 100 proc. polegamy na rosyjskich dostawach uranu” - powiedział Politico Karol Galek, słowacki sekretarz stanu ds. energii. Czy zmiana dostawcy paliwa jest możliwa?
Można zastąpić rosyjskich producentów, choć byłoby to na pewno bardziej kosztowne, zwłaszcza w takim krótkim okresie, jeżeli to embargo byłoby nałożone w ciągu kilku miesięcy. Ta propozycja to również gra niemieckiego kanclerza ukierunkowana na własne moce przerobowe. Niemcy mają zakład produkcji paliwa jądrowego, który funkcjonuje, choć pozbywają się samych elektrowni. Natomiast Rosja podlega już de facto sankcjom. Czesi wykluczyli Rosjan z przetargu na rozbudowę swoich mocy jądrowych, Finowie wyrzucili ich z budowanej elektrowni jądrowej Hanhikivi. Konkretyzują się powoli prowadzone już wcześniej rozmowy amerykańskie z poszczególnymi krajami Europy Środkowej. Na przykład Rumunia rozbudowuje elektrownię Cernavoda już za amerykańskie pieniądze i z wykorzystaniem tamtejszych technologii. Bułgaria prawdopodobnie również wejdzie we współpracę z USA na tym polu. Pod znakiem zapytania pozostaje Polska. Ten znak zapytania jest jednak w zasadzie umowny, bo wiemy już, że najprawdopodobniej to amerykańska oferta zwycięży w przetargu na naszą elektrownię. A elektrownie to przyczółek zbliżający kraje do orbity dostawcy. Dlatego warto się przyjrzeć, gdzie Rosjanie budują za swoje pieniądze i ze swoją technologią elektrownie jądrowe. To Białoruś, Węgry i państwa afrykańskie - rejony, gdzie rosyjskie wpływy są silne albo mają się wzmocnić.
Jakub Wiech zastępca redaktora naczelnego Energetyka24.com / Materiały prasowe
W latach 2011-2022 na świecie zainicjowano budowę 57 reaktorów. 13 z nich - w tym aż 10 poza granicami Rosji - buduje Rosatom. Są też te wcześniejsze, w Chinach, Indiach, Turcji czy Egipcie. Co więcej, Rosja część tych inwestycji silnie kredytuje. Na przykład egipski projekt finansowany jest z nisko oprocentowanej pożyczki pokrywającej aż 85 proc. kosztów. To nie wygląda na projekt gospodarczy, tylko geopolityczny.
Rosatom przez ostatnie 20 lat sprzedał więcej technologii jądrowych niż Francja, Korea, Japonia oraz USA razem wzięte. To jest absolutny lider. Dopiero od niedawna zwłaszcza Stany Zjednoczone, które notabene uzależniły się m.in. od rosyjskiego uranu, zauważyły, że ta aktywność to również wbijanie flag na geopolitycznej mapie świata. Na przykład Węgry przez swoją bliskość z Rosjanami na płaszczyźnie energetycznej w dużej mierze stają się ich koniem trojańskim w Europie. Elektrownia Paks jest po prostu kolejnym krokiem w energetycznym zbliżeniu tych państw i częścią kompleksowego planu oparcia się Węgier na tanich surowcach i technologiach rosyjskich w celu wzmocnienia swojej gospodarki.
Węgrzy nie zrezygnują?
Dla nich elektrownia jest jednostką o znaczeniu strategicznym. Bez niej Węgry mogą mieć poważne problemy ze zbilansowaniem miksu energetycznego. Zastanawiam się, czy tak zaawansowany projekt jest jeszcze w ogóle podatny na zmiany w zakresie dostawcy technologii. Jedyną opcją wymuszenia tego na Budapeszcie jest możliwość sankcji finansowych nałożonych na strumień pieniędzy płynący z Rosji.
A jakie podejście do kontynuacji współpracy z Rosjanami mają Turcja, Indie czy kraje Afryki?
Ciekawe są pod tym względem Indie, które chcą potroić swoje moce w elektrowniach jądrowych w ciągu najbliższych kilkunastu lat. To będzie wymagało współpracy z partnerami międzynarodowymi. Umowę na budowę sześciu reaktorów zawarł również francuski EDF, a to dopiero początek. Po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie Rosjanie zaczęli też silnie współpracować z Indiami na polu odbioru ropy naftowej. O ile w 2021 r. eksport tam wyniósł tylko kilkanaście milionów ton tego surowca, czyli mniej niż np. do Polski, o tyle do końca kwietnia 2022 r. było to już ok. 40 mln ton. Rosjanie udzielili Indiom prawie 30 proc. rabatu. To skłania do wniosku, że o jakimkolwiek tąpnięciu w tych energetycznych relacjach raczej nie będzie mowy. Ankara też raczej nie zamierza się wycofywać. Problemem może być raczej turecka gospodarka, która może nie udźwignąć tak wielkiego projektu jak budowa elektrowni. Natomiast w Afryce Rosjanie są coraz silniej obecni. Oczywiście wyprzedzają ich Chiny, ale one bardziej się skupiają na inwestycjach w energetykę konwencjonalną oraz infrastrukturę drogową. Chociaż relacje bilateralne Rosji i Chin są coraz bardziej zdominowane przez tę drugą stronę, to w Afryce grają do wspólnej bramki. To są moim zdaniem pierwsze przymiarki do nowej kolonizacji Afryki, jakkolwiek brutalnie to brzmi. Rosjanie robią tam to, czego Europejczycy i Amerykanie nie robili: dają państwom szerokie możliwości w zakresie dostępu do energii, infrastruktury, lepszego poziomu życia. Inaczej niż gospodarczo zorientowani Chińczycy Rosjanie moim zdaniem patrzą przez pryzmat potencjalnych nowych frontów, zaplecza do angażowania sił zachodnich.
Rosja te inwestycje musi jednak kredytować. Czy w dobie sankcji jest w stanie to udźwignąć?
Sankcje europejskie oczywiście sieją zniszczenie, ale nie są zabójcze. Głównie ze względu na energetyczną podległość Europy względem Rosji. Kryzysu gospodarczego, który mógłby skutkować zamrażaniem czy wycofywaniem się z tych inwestycji, na razie nie ma, choć może do niego dojść, jeżeli sankcje będą utrzymywane na stałym lub rosnącym poziomie. Pytanie, czy wtedy Rosjanie nie spróbują poświęcić innych części gospodarki, by utrzymać funkcjonowanie działalności eksportowej, pozwalającej na budowanie zagranicznych wpływów.
Trudno o innowacje w oligarchicznej, scentralizowanej gospodarce. Skutkiem tego w wielu sektorach jest powolne obumieranie rosyjskiej aktywności. Na przykład Roskosmos, po sytych latach bycia wiodącym dostawcą ładunków na orbitę jest cenowo i jakościowo wypierany przez prywatne amerykańskie firmy dysponujące rakietami nowego typu. Czy w technologiach jądrowych czeka nas podobny scenariusz?
To jest tak naprawdę pytanie o przyszłość przemysłu jądrowego. Teraz jesteśmy u progu czegoś, co można nazwać drugim renesansem jądrowym. Pierwszy nastąpił kilkanaście lat po Czarnobylu, a został zakończony katastrofą w Fukushimie. 11 lat później w Europie buduje się bardzo dużo nowych elektrowni jądrowych. W Stanach Zjednoczonych trwa rozpoczęty jeszcze przez Donalda Trumpa proces wskrzeszania przemysłu atomowego. Albo w Belgii, która po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę wycofała się z planów wygaszania swoich elektrowni. Mamy pewne przesłanki, żeby sądzić, że w ujęciu globalnym przemysł jądrowy będzie się rozwijał. Jaką część tego tortu przejmie Rosja? Spada oczywiście jej wiarygodność jako partnera, bo nie wiadomo, kiedy i jakimi sankcjami zostanie jeszcze objęta. A dotychczasowe mogą ograniczyć ich zdolność kredytowania, a przez to eksportu. W energetyce jądrowej zachodzi też rewolucja technologiczna - minimalizacja reaktorów. To technologie rozwijane głównie w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i we Francji. Reaktory SMR do szerszego użytku mają wejść mniej więcej na początku lat 30 XXI w. Tutaj Rosjanie mogą już zostać w tyle. Ja widzę scenariusz, w którym Rosatom jest pariasem tego rynku, działającym w oparciu o eksploatację sprawdzonych, ale nierozwijanych już technologii. Dotychczasowy rozmach eksportowy rzutuje jednak pozytywnie na kondycję spółki, będzie ona wciąż znajdować nabywców. To będzie jednak rozwój ukierunkowany na takie miejsca jak Afryka czy Ameryka Południowa. ©℗
Ukraina ma zapasy paliwa jądrowego na sześć-osiem lat, jest więc pod tym względem w miarę zabezpieczona
Autor prowadzi podcast ScepTech, jest analitykiem danych, ekspertem Klubu Jagiellońskiego ds. polityki technologicznej